Podobne

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

uznano go za meteor. Nieoczekiwanie, już blisko Ziemi, stracono go z oczu. Przypuszczano, że spalił
się w górnych warstwach atmosfery. Co ciekawe, talerza nie odnotował żaden radar. Dopiero dziś,
patrząc z perspektywy, lądowanie można wiązać z tajemniczym zniknięciem trzech samolotów
bojowych, które odbywając rutynowy lot nad Arktyką weszły 2 pazdziernika w strefę chmur, po czym
urwał się kontakt. Ostatnie słowa jednego z pilotów brzmiały:  Zejdę niżej, to interesujące . Nikt nie
widział od tej pory ani samolotów, ani dziewięciu żołnierzy stanowiących ekipę. A jednak profesor
Morris znalazł wewnątrz kosmicznego wehikułu nieduży piaski klucz od safesu bankowego należący
do Johna Cabindy, strzelca pokładowego jednego z samolotów. Profesor nie uznał jednak za celowe
dzielić się swym odkryciem z kimkolwiek. Inny, zlekceważony przed laty fakt odnotowany przez
ówczesną prasę. Stary kłusownik Jednooki Sam opowiadał przy wódce, że w nocy z 2 na 3
pazdziernika widział grupkę dziewięciu mężczyzn w białych kombinezonach dążących w deszczu w
stronę jedynej szosy w okolicy... Opowieść Sama przekazano do akt i zapomniano o niej. Kiedy
jednak profesor Morris odgrzebał historię i próbując odnalezć gawędziarza dotarł do rodzinnej
osady kłusownika, dowiedział się o ciekawym zbiegu okoliczności. Jednooki Sam zmarł
poprzedniego dnia, spadając po pijanemu z pobliskiego mostu. Nie żył również kierowca
transkontynentalnej ciężarówki, który 3 pazdziernika przejeżdżał przez ową niegościnną rubież. Wóz
najwyrazniej zmienił trasę, kierując się do jednego z gęściej zaludnionych okręgów południa, gdzie
po prostu na ostrym zakręcie wypadł z drogi i spłonął. Tu Omikron przerwał na moment relację i
przypomniał, że detektywistyczne poszukiwania geologa o ambicjach śledczego miały miejsce
znacznie pózniej niż sceny pokazywane na filmie. Wcześniej doszło do wydobycia talerza.
Ceremonia odbywała się w klimacie zrozumiałego utajnienia, dopuszczano przecież możliwość
ziemskiego pochodzenia obiektu. Dokładne przeszukanie pojazdu wskazywało, że pasażerów musiało
być dziewięciu, były to istoty nie większe niż pięść mężczyzny... Wszystkie ulotniły się bez śladu.
Analiza magazynu i kuchni w pojezdzie skłoniła naukowca do postawienia ciekawej hipotezy:
ówczesna katastrofa eskadry nie była przypadkowa. Kosmici znalezli sposób, aby sprowadzić
samoloty na ziemię (o sześć mil od talerza było lotnisko nie używane od wojny światowej), a
następnie... Cóż, można fantazjować, czy możliwe jest stworzenie symbiotycznej całości z Ziemianina
i przybysza z gwiazd, ulokowanego wewnątrz niego jak robak w jabłku? Morris przypuszczał, że tak.
Znalazło się nawet miejsce na ulokowanie pasożyta - komora po usunięciu prawego płuca. Stąd
kłączowaty system nerwowy lokatora rozprzestrzeniał się na cały organizm żywiciela, skutecznie
kontrolując jego mózg i rdzeń kręgowy. Czy jednak zabiegu dokonano już 2 pazdziernika, czy też
sterowani hipnotycznie żołnierze dotarli najpierw ze swymi pasażerami (choćby noszonymi w
chlebakach) do cywilizacyjnych centr, trudno ustalić. Co się tyczy samolotów, musiały zostać po
prostu spalone czy też rozpuszczone nieznanym sposobem na opuszczonym lotnisku, tak że nie
pozostał po nich nawet ślad spalenizny.
- Czyli - konkludował major Omikron spoglądając z niejaką satysfakcją na osłupiałego
Yolontiera - od blisko dwudziestu lat kosmici są wśród nas. I co pan na to, drogi autorze  Słonecznej
strony planety ?
Profesor Morris był człowiekiem ambitnym. Swoje przemyślenia zostawiał dla siebie,
poprzestając, na użytek ekipy, jedynie na oczywistych konstatacjach. Zrozumiałe, że sporządził
dokładny raport i miał go w odpowiednim momencie przekazać, kiedy nastąpiły rzeczy dziwne.
Wyższe czynniki odwołały ekipę. Znaleziskiem miała zająć się Grupy Wydzielona. Posunięcia
tłumaczono mętnie względami obronności. Morris był jednak człowiekiem upartym, dotarł do
ministra (pozwólcie, że w naszej relacji unikać będziemy nazwisk) i przedłożył swój raport. Okazało
się, że minister nic nie wiedział o zablokowaniu akcji, całością spraw zawiadywał jego zastępca
(nazwijmy go Generałem), czterdziestosześcioletni ambitny oficer latynoskiego pochodzenia. Morris
podzielił się swymi rozterkami. Minister uspokajał go jowialnie, obiecywał wszystko wyjaśnić, w
tym celu mieli się spotkać nazajutrz. Opuszczając gmach rządowy profesor odczuwał jednak
nieokreślony niepokój. I słusznie. Jeszcze tej nocy minister zmarł w swojej rezydencji na zawał
serca. Cóż, w naszych nerwowych czasach zdarza się to nawet osobnikom uchodzącym za okazy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grolux.keep.pl
  • Powered by MyScript