Podobne

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

woli człowieka.
Bardzo zmieszany, wybąkałem coś na temat trudności, jakie ma ludzkość w
swej walce o sprawiedliwość, o szczęście. Wspomniałem nawet o miłości
blizniego, podziwiając w duchu swą własną przebiegłość. W odpowiedzi
usłyszałem:
- Nie bądz maksymalistą, mój synu. Lojalność, lojalność - to najzupełniej
wystarczy, aby być zbawionym. Nie żądam rzeczy niemożliwych, mój synu.
Były to ostatnie słowa wywiadu.
Racja, omal bym nie zapomniał. Pozwoliłem sobie zwrócić uwagę (tam, na
górze) na niezwykłość całej tej sprawy. Trochę zacinając się, dałem do
zrozumienia, że wywiad mój może być potraktowany jako zwykła mistyfikacja.
Uwaga moja wywołała życzliwy uśmiech Stwórcy. - To słuszne, mój synu -
rzekł. - Niechże pan przekaże kilku osobom wiadomość (tu wymieniono
nazwiska, przy czym niektóre wywołały me zdumienie), że dziś właśnie
urodziło się dziecko płci męskiej, które dokładnie za trzydzieści sześć lat, w
roku dwutysięcznym, zostanie Przewodniczącym zjednoczonych państw globu
ziemskiego.
Podano mi nazwisko rodziców i dokładny adres. Ukończywszy wywiad, nie
zwlekając wysłałem pod wskazanym adresem ozdobną depeszę gratulacyjną.
Kto wie, z czasem może się to przydać.
Artur Marya Swinarski
STRACHY NA STRYCHU
Spośród przyjaciół mego dzieciństwa najmilej wspominam jednego,
któremu na imię Duduś.
Dudusia chowano sposobem wypróbowanym i praktycznym. Gdy nie chciał
jeść zupy cebulowej, której nie lubił, wówczas mama uciekała się do
szantażów.
- Jeżeli nie zjesz zupki, to mamusia zachoruje i tatuś zachoruje, i babcia po
mieczu, i dziadziuś po kądzieli, i ciocia Maria Terenia, i kucharcia... Więc
łyżeczkę za zdrowie mamusi. Nie płacz. Ayżeczkę za zdrowie tatusia...
Wprawdzie przy toaście na cześć cioci Marii Tereni Duduś regularnie
wymiotował i chorował potem przez trzy dni, ale cel został osiągnięty: bo i
mamusia, i tatuś, i babcia po mieczu, i dziaduś po kądzieli, a także ciocia Maria
Terenia cieszyli się doskonałym zdrowiem.
To był sposób mamy Dudusia. Natomiast tata Dudusia miał fantazję.
- Jeżeli nie zjesz zupy, to przyjdzie po ciebie taki pan, co ma tylko jedno oko
na czole, ale za to po sześć palców u każdej ręki i u każdej nogi. Nazywa się
Babok. Bierze niegrzeczne dzieci i przemienia je w koty. Ma u siebie już pięć
tysięcy dwieście siedemnaście kotów i karmi je li tylko samą zupą cebulową.
Tak przemawiał tata, gdy na obiad była zupa cebulowa.
A wieczorem przemawiał w ten sposób nad łóżeczkiem Dudusia:
- Jeżeli natychmiast nie zaśniesz, to ta wypchana sowa, co stoi na szafie,
sfrunie z szafy - o, widzisz? Już mrugnęła lewym okiem... i porwie cię z
łóżeczka, i wyleci z tobą przez okno, i zaniesie cię... Spisz? Nie jeszcze? Czemu
płaczesz? Płacz, to może prędzej zaśniesz... Tak, i poniesie cię sowa na komin
fabryki drożdży, i tam będziesz siedział do końca życia...
A podczas przechadzki tata mawiał do Dudusia w ten sposób:
- Jeżeli się będziesz rozglądał po krajobrazie, czyli pejzażu, to ci się główka
wykręci do tyłu i już tak zostanie.
Nawet gdy Duduś zachowywał się nienagannie, tatę ponosiła czasem
fantazja.
- Bądz zawsze grzeczny i posłuszny jak teraz, bo jeżeli nie będziesz grzeczny,
to zamknę cię wieczorem na strychu. A tam straszy. Wiesz, jak wygląda taki
strach? Nie wiesz? To czemu płaczesz? Otóż strachy bywają rozmaite. Małe
strachy i duże strachy. Najpierw przychodzą małe strachy na gęsich nóżkach;
zamiast włosów mają na głowie płomyki i palą niegrzeczne dzieci. To boli, ale
nie zabija. Potem przychodzą duże strachy. Mają długie cętkowane ogony i
tymi ogonami biją niegrzeczne dzieci, a na koniec robią im w głowie taką
maleńką dziurkę i wypijają móżdżek...
W ten sposób chowany, wyrósł Duduś na układnego, zamkniętego w sobie i
kochającego samotność dwunastolatka. Pewnego dnia zrobiwszy rewizję swego
dotychczasowego życia, doszedł do przekonania, że odziedziczył po ojcu
fantazję. Postanowił ją wypróbować. Wpadł do pokoju taty i zapytał:
- Tatusiu, czy ciocia Maria Terenia rzeczywiście przed rokiem umarła?
- Pogódz się z tym, moje dziecko, ale umarła. Przecież byłeś na jej pogrzebie.
- Hm...
- A dlaczego pytasz?
- Bo ciocia Maria Terenia wcale nie umarła. Siedzi na strychu i robi na
drutach.
- Co ty pleciesz, Dudusiu?
- Siedzi na strychu. Właśnie stamtąd wracam, bo mi uciekł gołąbek. Ciocia
Maria Terenia siedzi na belce pod samym dachem, w tej lila sukni, cośmy ją w
niej pochowali, i robi na drutach stryczek z zielonej włóczki.
- Ależ Dudusiu, cóż to za żarty?
- Jeżeli tatuś nie wierzy, to możemy pójść razem na strych i pokażę
tatusiowi ciocię Marię Terenię. Aadnie wygląda, tylko zle pachnie, i takie małe
żabki wyskakują jej z ust. Powiedziała:  Chyba się powieszę na tym stryczku z
zielonej włóczki. Bo tak bardzo chciałam mieć nagrobek z różowego granitu,
twój tata mi go obiecał, ale nagrobka jak nie ma, tak nie ma...
Tata spojrzał mętnym wzrokiem na Dudusia, zarumienił się i westchnął. Od
tej godziny zapanował lęk w rodzinie Dudusia. Wszyscy prócz Dudusia
rozmawiali po cichu. Nikt prócz Dudusia nie miał apetytu. A ciocia Maria
Terenia miała za dwa tygodnie nagrobek z różowego granitu.
Duduś udzielił rodzicom trzydniowego wypoczynku. Po czym zapytał przy
obiedzie, który się zaczął od zupy cebulowej:
- Tatusiu, czy koty mogą przemawiać ludzkim głosem?
- Tylko w bajkach.
- A na strychu nie?
- Nie stawiaj głupich pytań.
- To dlaczego w takim razie Mruczek dzisiaj przemówił do mnie ludzkim
głosem?
- Ależ Dudusiu, przyśniło ci się.
- Tak. Widocznie mi się przyśniło. A powiedz mi, tatusiu, kto to jest Stefcia
Malinowska?
- Co ci do tego? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grolux.keep.pl
  • Powered by MyScript