[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Kincaid nigdy nie miał problemów ze zleceniami. Zużył przynajmniej po kawałku każdego z siedmiu przygotowanych filmów, po czym wyjął je ze wszystkich trzech aparatów i sięgnął do niższej kieszonki z lewej strony kamizelki po następne. - A niech to! Pinezka ukłuła go w palec. Zapomniał ją wyrzucić, kiedy chował papier znaleziony na Moście Rosemana. Prawdę mówiąc, całkiem wyleciało mu z głowy, że wkładał tam papier. Teraz wyłowił go, rozwinął i przeczytał: Gdybyś miał ochotę na następną kolację w miejscu, gdzie wiruje biała ćma, przyjdz wieczorem, kiedy już skończysz pracę. Wszystko jedno o której . Nie mógł powstrzymać uśmiechu, kiedy wyobraził sobie, jak Franceska Johnson, ściskając mocno w dłoni kartkę i pinezkę, jedzie poprzez ciemność w stronę mostu. Pięć minut pózniej był już w mieście. Facet na stacji Texaco napełnił mu bak i sprawdził olej ( miałeś pan tyle, co nic ), a Kincaid tymczasem skorzystał z płatnego telefonu. Wąska budka lepiła się od brudu. W książce znalazł dwukrotnie nazwisko R. Johnson, ale tylko przy jednym widniał miejscowy adres. Wykręcił numer i czekał. Franceska karmiła właśnie psa na werandzie, kiedy w kuchni rozległ się dzwonek. Dobiegła przy drugim dzwonku. - Johnson. - Cześć, tu Robert Kincaid. Znowu coś w niej drgnęło, zupełnie tak samo jak poprzedniego dnia. Lekkie ukłucie gdzieś pod sercem, schodzące w dół, do żołądka. - Dostałem twoją wiadomość. Przyjmuję zaproszenie, ale to może okazać się dość pózno. Pogoda dopisuje, więc mam zamiar zrobić zdjęcia - poczekaj, sprawdzę, jak to się nazywa - a, Cedrowego Mostu... wieczorem. Skończę pewnie po dziewiątej. Potem chciałbym się trochę odświeżyć. Więc mogę nie zdążyć przed dziewiątą trzydzieści, a nawet dziesiątą. Czy tak będzie dobrze? Nie, wcale nie będzie dobrze. Nie chciała czekać tak długo, lecz powiedziała tylko: - Och, jasne. Najpierw skończ swoją robotę, to jest przecież najważniejsze. Przygotuję coś, co można łatwo podgrzać. Ale on wtedy właśnie dodał: - Jeśli masz ochotę popatrzeć, jak robię zdjęcia, to przyjedz. Mnie to nie przeszkadza. Wpadnę po ciebie, powiedzmy, około wpół do szóstej. Umysł Franceski zmagał się z tą propozycją. Chciała z nim pojechać. Ale co będzie, gdy ktoś ją zobaczy? Jak się wytłumaczy, jeśli Richard w jakiś sposób się dowie? Cedrowy Most usadowiony był o pięćdziesiąt jardów w górę strumienia, równolegle do nowej drogi i cementowego mostu. Ona nie będzie tam za bardzo na widoku. Czy aby na pewno? Mimo wszystko decyzja nie zabrała jej więcej niż dwie sekundy. - Tak, mam ochotę. Ale pojadę swoim pikapem i spotkamy się na miejscu. O której? - Około szóstej. A więc do zobaczenia. Resztę dnia spędził w redakcji miejscowej gazety, przeglądając stare roczniki. Miasto było całkiem do rzeczy, z ładnym placem centralnym, gdzie Kincaid usiadł w cieniu w porze lunchu z niewielką torbą owoców i kawałkiem chleba oraz kubkiem coli kupionym w kafejce po drugiej stronie ulicy. Kiedy wkroczył tam i poprosił o colę, ledwo minęło południe. Jak w starym saloonie z Dzikiego Zachodu na jego widok rozmowy ucichły na moment i utkwiły w nim wszystkie spojrzenia. Nienawidził tego, zbytnio stawał się wtedy świadomy własnego ciała, ale zawsze tak było w małych mieścinach. Ktoś nowy! Ktoś obcy! Kto to? Co on tutaj robi? - Słyszałem, że to fotoreporter. Widziano go przy Górskim Grzbiecie z samego rana, nosi ze sobą całą furę sprzętu. - Na furgonetce ma wypisane, że mieszka w Waszyngtonie. - Całe rano siedział w redakcji. Jim mówił, że przeglądał stare numery szukając informacji na temat krytych mostów. - A co niby chciał o nich wiedzieć? - I kto by chciał oglądać ich zdjęcia? Przecież to rozwalające się rudery. - Ależ ma długie włosy. Wygląda jak jeden z tych bitlesów, czy jak tam ich nazywają. Hipisi, nie? - przy stolikach podniósł się śmiech. Kincaid wziął swoją colę i wyszedł. Idąc do drzwi wciąż czuł na sobie ich spojrzenia. Może nie powinien był zapraszać Franceski? Ze względu na nią, on nie musiał się nimi przejmować. Jeśli ktoś zobaczy ją przy Cedrowym Moście, wieść dotrze do tej kawiarenki jeszcze przed śniadaniem. Młody Fischer ze stacji Texaco usłyszy ją od któregoś z kierowców i powtórzy następnemu. Taka sztafeta jest niczym błyskawica. Nauczył się doceniać głuche telefony działające w małych miastach i przekazujące najdrobniejsze nawet wiadomości. W Sudanie mogło sobie umierać z głodu dwa miliony dzieci i to nikogo by nie wzruszyło. Ale żona Richarda Johnsona widziana z długowłosym przybyszem stanowiłaby prawdziwie smakowity kąsek! O czymś takim można by pogadać, przeżuwać starannie, wyciskając smaczki do ostatka. Wieść, która pobudza damsko-męską wyobraznię plotkarzy. Najpikantniejsza plotka, jaka trafiła im się tego roku. Skończył jeść i poszedł do budki telefonicznej na parkingu przed sądem. Wykręcił numer Franceski. Odezwała się, lekko zdyszana, po trzecim dzwonku. - Cześć, to znowu Robert Kincaid. W jednej chwili poczuła ucisk w żołądku. Nie może przyjść, dzwoni, żeby mi to powiedzieć. - Powiem wprost. Jeśli wspólny spacer ze mną może oznaczać dla ciebie kłopoty ze względu na ciekawość tutejszych mieszkańców, nie chcę, żebyś czuła się zobowiązana mi towarzyszyć. To znaczy, ja wcale nie dbam, co sobie o mnie tutaj pomyślą. Chcę tylko powiedzieć, że może to był błąd zapraszać ciebie. Chociaż bardzo chciałbym spędzić to popołudnie w twoim towarzystwie. Od chwili gdy odłożyła słuchawkę po wcześniejszej rozmowie, te same wątpliwości nie dawały jej spokoju. Ale podjęła decyzję. - Nie, mam ochotę zobaczyć, jak pracujesz. Nie przejmuję się plotkami. - Przejmowała się, ale coś kazało jej podjąć ryzyko. Niezależnie od tego, ile przyjdzie jej za to zapłacić, pojedzie na Cedrowy Most. - Zwietnie. Tak tylko pomyślałem, że lepiej będzie, jak to sprawdzę. Do zobaczenia. O czwartej zajechał do hotelu. Przeprał parę rzeczy w umywalce, włożył czystą koszulę, drugą wziął do samochodu, a do niej spodnie khaki i brązowe sandały, które zdobył w 1962 roku w Indiach, gdzie robił fotoreportaż o kolejce do Dardżeling. Kupił je w knajpie
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plgrolux.keep.pl
|