Podobne

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przybrało wyraz krwiożerczy.
I począł bić mnie tak strasznie, tak nielitościwie, że pod każdym uderzeniem drżałem z
bólu na całym ciele, a łzy płynęły mi po policzkach. Wanda leżała na otomanie w swoim futerku
i podparłszy się na łokciu patrzyła z okrutną ciekawością, śmiejąc się przy tym wesoło.
Uczucie, że jestem dręczony przez ubóstwianą kobietę i szczęśliwego rywala, napełniało
mnie nieopisanym wstydem i rozpaczÄ….
Najhaniebniejsze było to, że ja w swym opłakanym położeniu, pod batem Apolla i przy
okrutnym śmiechu mojej Wenus, odnajdywałem z początku jakiś fantastyczny, nadzmysłowy
wdzięk. Lecz Apollo swym batem wypędził ze mnie poezję. W końcu, w bezradnej wściekłości,
zacisnąłem zęby i przeklinałem siebie, swoją lubieżną fantazję, kobietę i miłość!...
Teraz widziałem z przerażającą jasnością, że. ślepa namiętność i lubieżność może
doprowadzić mężczyznę, schwyconego w sieć kobiety przewrotnej, do nędzy, niewolnictwa, a
nawet do śmierci.
Zdawało mi się, że zostałem obudzony ze snu.
Już mi krew tryskała pod jego batem, już skurczyłem się jak ślimak, którego stratowano,
on jednak ciągle bił bez litości, a ona śmiała się okrutnie. Wreszcie zamknęła spakowane kufry,
zarzuciła podróżny płaszcz i śmiała się jeszcze wtedy, gdy wsparta na jego ramieniu
przestępowała schody i siadała do powozu.
Przez chwilę było cicho.
Wsłuchiwałem się w tę ciszę, zdyszany.
Teraz trzasnął ktoś z bata, konie ruszyły, jakiś czas słychać było turkot powozu i cisza
nastąpiła zupełna...
Przez moment myślałem nad wypełnieniem zemsty, chciałem go zabić. Byłem jednak
związany nieszczęsnym kontraktem, nie pozostawało więc nic innego, jak tylko zacisnąć zęby
i ... dotrzymać słowa.
Pierwszym uczuciem po tej okrutnej katastrofie mojego życia była tęsknota do trudów,
niebezpieczeństw i awanturniczych doświadczeń. Chciałem zostać żołnierzem i udać się do Azji
lub Algieru, lecz mój stary ojciec, który zachorował, wezwał mnie do siebie.
Powróciłem więc spokojnie do ojczyzny i przez dwa lata dzieliłem troski mojego ojca,
pomagałem mu prowadzić gospodarstwo i uczyłem się tego, czego dotąd nie umiałem: pracować
i wypełniać swe obowiązki. Niedługo ojciec umarł, a ja zostałem dziedzicem. %7łyję jednak
według jego życzenia, rozsądnie, jak gdyby on sam czuwał nade mną i jakby jego mądre oczy
patrzyły na mój każdy krok.
Pewnego dnia nadeszła paczka i list. Poznałem pismo Wandy.
Nadzwyczaj wzruszony otworzyłem i czytałem:
"Mój Panie!.
Teraz, kiedy od owej nocy we Florencji upłynęły już trzy lata, mogę się Panu przyznać,
że go kochałam bardzo. Pan jednak sam przygłuszył moje uczucia swoim szaleńczym oddaniem i
swoją ślepą namiętnością. W chwili, gdy tylko Pan został moim niewolnikiem, odczułam, że nie
może Pan zostać moim mężem, pochlebiało mi jednak to, że urzeczywistniam Pański ideał i
sądziłam, że zabawię się sama, a Pana uzdrowię.
Znalazłam mężczyznę silnego, jakiego pragnęłam i z którym byłam tak szczęśliwa, jak
tylko można najbardziej na tej komicznej kuli ziemskiej.
Lecz szczęście moje, jak każde szczęście ludzkie, trwało krótko. Przed rokiem bowiem on
został zabity w pojedynku, a ja od tego czasu żyję w Paryżu jako Aspazja.
A Pan? I w Pańskim życiu nie brak zapewne blasków słonecznych... jeżeli tylko utracił
pan manię poddawania się pod cudze panowanie i jeżeli wystąpiły silniej te Pańskie przymioty,
które z początku tak bardzo mnie pociągały: jasność myśli, dobroć serca, a przede wszystkim 
nadziemska odwaga.
Mam nadzieję, że pod wpływem mego bata został Pan uzdrowiony, gdyż kuracja była
okrutna i radykalna. Na pamiątkę owych chwil i kobiety, która Pana kochała namiętnie, posyłam
mu obraz biednego malarza.
«Wenus w futrze»."
Musiałem się uśmiechnąć, a kiedy zatopiłem się w myślach, stanęła nagle przede mną
kobieta w jedwabnym paltociku obszytym gronostajem i z batem w ręku. I zaśmiałem się znowu
z kobiety, którą tak szalenie kochałem, z futerka, którym się tak bardzo zachwycałem, z bata. I
uśmiechnąłem się na wspomnienie swych cierpień, i powiedziałem sobie: "kuracja była okrutna,
ale radykalna; jestem zupełnie uzdrowiony...
EPILOG
 No, a jakaż nauka z tej historii?  zapytałem Seweryna, kładąc na stół manuskrypt.
 Ze byłem głupcem  zawołał, nie patrząc na mnie, jakby chciał ukryć zażenowanie.
 Gdybym to ja ją zbił batem!
 Ten kuracyjny środek  odparłem  pomaga twoim wieśniaczkom.
 O tak, one są już do tego przyzwyczajone!  odpowiedział żywo.  Ale pomyśl
tylko, jak bardzo byłaby skuteczna taka kuracja dla naszych pięknych, nerwowych,
rozhisteryzowanych pań...
 A więc nauka?
 %7łe kobieta, jaką stworzyła natura i jaką wyhodował mężczyzna dzisiejszy, jest jego
wrogiem i może być tylko jego niewolnicą lub despotką, nigdy jednak jego towarzyszką. Tą
mogłaby zostać wtedy, gdyby dorównywała mężczyznie swym wykształceniem i pracą.
Obecnie mamy do wyboru: albo być młotem albo kowadłem; ja zaś byłem po prostu
głupcem, kiedy kobieta mogła uczynić mnie swym niewolnikiem.
Razy, które od niej przecierpiałem, wyszły mi, jak sam widzisz, na dobre; różowe,
nadzmysłowe mgły rozwiały się... Dziś nikt nie może mnie przekonać, że święta małpa z Benares
(jak nazywa kobietÄ™ Schopenhauer)  jest obrazem Boga.
K O N I E C [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grolux.keep.pl
  • Powered by MyScript