[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ilekroć nasza zabawa została zakłócona w ten szczególny sposób. Przypuszczam jednak, że pózniej, gdy byliśmy starsi, Akira zaczął odczuwać potrzebę usprawiedliwienia swojego strachu. Kiedy mieliśmy siedem, osiem lat, mój przyjaciel już nie sztywniał na widok Ling Tiena, tylko przerywał robienie tego, co właśnie robił, i spoglądał na mnie z dziwnym uśmieszkiem. Następnie zbliżał usta do mojego ucha i przystępował do osobliwego wyliczania na jednej nucie - podobnego trochę do śpiewnej recytacji mnichów, którą nieraz słyszeliśmy na targu przy Boone Road - najbardziej zatrważających rewelacji, dotyczących starego sługi. Tak dowiedziałem się o jego przerażającej pasji kolekcjonowania dłoni. Akirze zdarzyło się raz zajrzeć z korytarza dla służących do pokoju Ling Tiena - gdy wyjątkowo stary sługa zostawił uchylone drzwi - i zobaczyć na podłodze stertę odciętych dłoni mężczyzn, kobiet, dzieci i małp. Innym razem, pózno w nocy, przyjaciel zauważył, że starzec wnosi do domu cały kosz małpich dłoni. Zawsze musimy być czujni, ostrzegał Akira. Jeśli damy mu ku temu najmniejszą sposobność, Ling Tien odetnie nam dłonie. Gdy po kilku takich przestrogach zapytałem, skąd u Ling Tiena ta potworna pasja, Akira przyjrzał mi się uważnie, a potem spytał, czy może mi powierzyć najmroczniejszy rodzinny sekret. Usłyszawszy zapewnienie, że tak, myślał jeszcze przez dłuższą chwilę i w końcu rzekł: - Więc mówię tobie, bracie! Straszny powód! %7łe Ling obcina dłonie. Mówię tobie! Ling Tien najwyrazniej opracował metodę zamieniania odciętych dłoni w pająki. Miał w pokoju liczne misy, wypełnione rozmaitymi cieczami, w których moczył miesiącami uzbierane dłonie. Po pewnym czasie palce zaczynały się poruszać samoistnie - najpierw były to drobne skurcze, potem koliste ruchy; na koniec wyrastały ciemne włosy i wtedy Ling Tien wyjmował te stwory z cieczy i rozpuszczał je, przemienione w pająki, po całej okolicy. Akira wielokrotnie słyszał, jak stary sługa wykrada się w nocy z domu w tym właśnie celu. Mój przyjaciel widział nawet raz w ogrodzie przedzierającego się przez zarośla mutanta, który zbyt wcześnie został wyjęty z cieczy, tak że nie przypominał jeszcze w pełni pająka i mógł bez trudu być zidentyfikowany jako odcięta ręka. Choć nawet wtedy nie do końca wierzyłem w te opowieści, zrobiły one na mnie spore wrażenie, bo przez jakiś czas na widok Ling Tiena ogarniał mnie paniczny strach. Zresztą nigdy, nawet gdy byliśmy starsi, nie uwolniliśmy się całkowicie od grozy, jaką budził w nas stary sługa. Było to coś, co zawsze urażało dumę Akiry, więc gdy mieliśmy mniej więcej po osiem lat, w przyjacielu zrodziła się potrzeba ciągłej walki z dawnymi lękami. Często przypomina mi się, jak ciągnął mnie w to czy inne miejsce w swoim domu, skąd mogliśmy szpiegować Ling Tiena, gdy zamiatał ścieżkę albo wykonywał jakąś podobną czynność. Nie miałem właściwie nic przeciwko tym szpiegowskim eskapadom, dopóki Akira nie zaczął nalegać, byśmy zapuścili się w pobliże pokoju Ling Tiena. Wcześniej trzymaliśmy się od niego z daleka, zwłaszcza że Akira twierdził zawsze, iż opary z mis starego sługi mogą nas zahipnotyzować i zwabić do środka. Jednak teraz kwestia zbliżenia się do tego pokoju stała się dla mojego przyjaciela czymś na kształt obsesji. Nieraz zdarzało się, że gdy rozmawialiśmy o czymś zupełnie innym, pojawiał się nagle na jego twarzy ten dziwny uśmieszek i Akira zwracał się do mnie szeptem: Ty boisz się, Christopher? Ty boisz się? . Następnie zaś kazał mi iść za sobą przez swój dom, przez te kuriozalnie umeblowane pokoje, do zwieńczonego masywną belką luku, który wyznaczał wejście do pomieszczeń dla służby. Przechodząc pod lukiem, wkraczaliśmy do mrocznego korytarza o podłodze z desek, na końcu którego, na wprost nas, znajdowały się drzwi do pokoju Ling Tiena. Najpierw musiałem tylko stać pod lukiem i patrzeć, jak Akira posuwa się krok za krokiem przez korytarz, póki nie pokona mniej więcej polowy dystansu. Wciąż widzę mojego przyjaciela - krępa, zesztywniała ze strachu postać, twarz lśniąca od potu, ilekroć obejrzał się na mnie -jak zmusza się do zrobienia jeszcze kilku kroków, po czym odwraca się i biegnie z powrotem z triumfalnym uśmieszkiem. Lecz potem Akira zaczął mnie zadręczać namowami i zachętami, tak że w końcu musiałem się zdobyć na powtórzenie jego wyczynu. Próby odwagi związane z pokojem Ling Tiena na dość długo - jak powiadam - stały się obsesją Akiry i znacznie ograniczyły przyjemność, jaką czerpałem z bawienia się w jego domu. Ale jeszcze przez jakiś czas podejście pod same drzwi, nie mówiąc już o wejściu do środka, pozostawało poza zasięgiem naszych możliwości. Gdy wreszcie odważyliśmy się i na to, obaj mieliśmy po dziesięć lat i był to - choć oczywiście wtedy tego nie wiedziałem - ostatni rok mojego pobytu w Szanghaju. Właśnie wówczas dopuściliśmy się tej małej kradzieży, czynu popełnionego pod wpływem chwili, którego daleko idących następstw nie zdołaliśmy, wskutek naszego podniecenia, przewidzieć. Od dawna wiedzieliśmy, że na początku pazdziernika Ling Tien ma wyjechać na sześć dni do swojej rodzinnej wioski nieopodal Hangczou, i często mówiliśmy o tym, że skorzystamy wtedy z okazji i wejdziemy do jego pokoju. Więc gdy pierwszego popołudnia po wyjezdzie starego sługi zjawiłem się w domu Akiry, przyjaciel był, oczywiście, bez reszty pochłonięty planowanym przedsięwzięciem. Warto nadmienić, że w tym czasie byłem, ogólnie rzecz biorąc, osobą o wiele pewniejszą siebie niż przed rokiem, i jeśli nawet odczuwałem jeszcze jakiś lęk przed Ling Tienem, to bez wątpienia go nie okazywałem. Sądzę wręcz, że znacznie spokojniej od przyjaciela podchodziłem do sprawy wejścia do pokoju sługi, co z pewnością Akira zauważył i co stanowiło dla niego dodatkowe wyzwanie. Ale przez całe to popołudnie, jak się okazało, mama Akiry szyła suknię i zajęcie to z jakiegoś powodu wymagało od niej ciągłego przenoszenia się z jednego pomieszczenia do drugiego, toteż mój przyjaciel uznał, że nie ma co nawet myśleć o naszej eskapadzie. Nie powiem, by mnie to zmartwiło, lecz jestem przekonany, że Akirę o wiele bardziej ucieszył taki obrót sprawy. Następnego dnia jednak była sobota i gdy mniej więcej w środku ranka znalazłem się w domu Akiry, jego rodzice już dokądś wyszli. W przeciwieństwie do mnie mój przyjaciel nie miał swojej arna i w związku z tym nieraz spieraliśmy się we wcześniejszych latach, który z nas jest w korzystniejszej sytuacji. On zawsze stał na stanowisku, że japońskie dzieci nie potrzebują arna, ponieważ są odważniejsze od dzieci europejskich. Zapytałem go raz podczas jednej z takich dyskusji, kto zadbałby o jego potrzeby, gdyby mamy nie było w domu, a on chciał, dajmy na to, napić się zimnej wody albo się skaleczył. Pamiętam, że powiedział mi wtedy, iż japońskie matki nigdy nie wychodzą z domu, chyba że za specjalnym pozwoleniem swoich dzieci. Trudno było mi w to uwierzyć, gdyż wiedziałem z całą pewnością, że japońskie damy, podobnie jak te z Europy, spotykają się ze sobą w Astor House lub w kawiarni u Marcella przy Szechwan Road. Jednak gdy zapewnił, że pod nieobecność matki ma na każde zawołanie służącą, a jednocześnie może robić, co mu się żywnie podoba, zacząłem wierzyć, że to ja jestem w gorszym położeniu. I, o dziwo, nie zmieniłem potem tego poglądu, mimo że ilekroć bawiliśmy się w domu Akiry podczas nieobecności jego mamy, ktoś ze służby, zgodnie z otrzymanym poleceniem, nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plgrolux.keep.pl
|