[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Reszty dowiedzieliśmy się od pana Restona. - To prawda, szeryfie - powiedział Reston. - Chłopcy w żaden sposób nie mogli wiedzieć, że w jaskini przebywa niebezpieczny kryminalista. Sądzili, że rozwiązują jedynie tajemnicę jęczącej jaskini, a za przeciwników mają co najwyżej dwu ekscentrycznych, ale nieszkodliwych starych ludzi. Nie mieli zamiaru schwytać złodzieja klejnotów. Wytropienie zaś Bena i Turnera było moim pomysłem. - Może ma pan rację - mruknął szeryf. - Może chłopcy zachowali się odpowiedzialnie, mimo wszystko. - Bardziej niż niejeden dorosły - powiedział Reston. - Złodziejowi, co prawda, udało się uciec, ale chłopcy rozwiązali sami całą tę tajemniczą sprawę. - Są więc bardzo dobrymi detektywami - uśmiechnęła się pani Dalton. - Zgoda, rozwiązali tę zagadkę - szeryf skinął głową - ale złodziej nam uciekł. Ano trudno, miejmy nadzieję, że go jeszcze przydybiemy... - Proszę pana! - przerwał mu Jupiter donośnym głosem. Wszyscy popatrzyli na niego ze zdziwieniem. - Nie jestem pewien, czy złodziej uciekł - mówił Jupe z ożywieniem. - Nie jestem pewien, czy nawet próbował. - Co chcesz przez to powiedzieć, synu? - zapytał szeryf. - Czy wie pan, gdzie są wszyscy pozostali? - spytał Jupiter w odpowiedzi. - Pozostali? Masz na myśli ludzi z rancza? No, wszyscy szukają was, chłopcy. Dalton ze swoimi ludzmi poszli na plażę. Hardin, profesor Walsh i jeszcze kilku przeszukują drugą stronę Diabelskiej Góry. - Gdzie macie się pózniej spotkać? - wypytywał Jupiter. - W domu, na ranczu. - Wobec tego musimy się tam czym prędzej udać - oświadczył zdecydowanie Jupiter. Szeryf zmarszczył czoło. - Zaraz, zaraz chłopcze, jeśli coś knujesz, powiedz nam lepiej od razu, o co chodzi. Jupiter potrząsnął głową. - Nie ma na to czasu, proszę pana. Wyjaśnienie trwało by zbyt długo. Musimy schwytać złodzieja, nim zdąży ukryć dowody rzeczowe. - Niech pan go lepiej posłucha, szeryfie - odezwał się Reston. - Przekonałem się już, że chłopiec wie, co mówi. - Chodzmy więc - zgodził się szeryf. - Zabierzecie się z nami, chłopcy. Jupiter wspiął się na konia i usiadł za szeryfem, Pete i Bob jechali wraz z dwoma pomocnikami szeryfa, którzy czekali na koniach przed chatą. Pędzili szaleńczo przez pagórkowaty teren. Chłopcy podskakiwali i kołysali się na końskich grzbietach, uczepieni desperacko jezdzców przed nimi. Zbliżali się do domu. Zdawał się zupełnie opustoszały. Tylko kuchenne okno jaśniało słabym światłem. - No, synu - szeryf odwrócił głowę do Jupitera - kogo spodziewałeś się tu zastać? Jupiter nerwowo przygryzł wargę. - Jestem pewien, że tu wróci - powiedział. - Pewnie go wyprzedziliśmy. Musi przecież udawać, że nas szuka. Chociaż przez jakiś czas. Najlepiej będzie zsiąść z koni i poczekać w ukryciu. - Dobrze, ale chciałbym wreszcie wiedzieć, o co ci chodzi - powiedział szeryf. Zeskoczył z konia i pomógł zejść Jupiterowi. W tym momencie zajechał swym samochodem Sam Reston. - No, synu - szeryf był zniecierpliwiony - gadaj wreszcie, za czym się uganiamy. - A więc, proszę pana - zaczął swe wyjaśnienia Jupiter - przemyślałem to, co powiedział w chacie bandyta, zestawiłem to z pewnymi faktami i... W tym momencie na ganku pojawił się mężczyzna. Szedł w ich stronę, lekko kulejąc. Profesor Walsh. - O, widzę, że ich pan odszukał, szeryfie - powiedział. - Dobra robota. To był burzliwy wieczór, co, chłopcy? - uśmiechnął się i dotknął kolana. - Miałem mały wypadek. Przewróciłem się i przeciąłem sobie nogę. Musiałem wrócić do domu i założyć opatrunek. - Dobrze pan trafił, profesorze - powiedział szeryf. - Mały Jones właśnie zaczął bardzo interesującą opowieść. - Nie ma potrzeby jej kontynuować - powiedział Jupiter chłodno. - Niech pan raczej przeszuka profesora Walsha. Wątpię, czy zdecydował się ponownie rozstać z diamentami. Jest przecież przekonany, iż nikt nawet nie przypuszcza, że istotnie jest Laslem Schmidtem. - Schmidt! - wykrzyknął Reston. - Myślę, że diamenty znajdziecie panowie pod bandażem - dodał Jupiter. Profesor Walsh zrobił błyskawiczny zwrot i zaczął uciekać. Szeryf ze swymi ludzmi i Reston rzucili się za nim w pogoń. Pani Dalton, Bob i Pete podeszli do Jupitera. A Pierwszy Detektyw stał sobie spokojnie i uśmiechał się jakby nigdy nic. ROZDZIAA 19 Chłopcy opowiadają historię Alfredowi Hitchcockowi - A więc, mistrzu Jones, czy diamenty rzeczywiście zostały znalezione pod bandażem na nodze profesora Walsha? - zapytał pan Hitchcock po wysłuchaniu opowieści chłopców. - Tak, proszę pana - odparł Jupiter. - Schwytano profesora w momencie, gdy wsiadał do swego samochodu, tego z rejestracją z Newady. Okazało się, że miał dwa samochody. Jednego używał jawnie, drugi, z rejestracją z Newady, był ukryty w wąwozie, koło Jęczącej Doliny. W ukrytym samochodzie znaleziono maskę i kostium El Diablo. Był tak pewny siebie, że nawet nie pozbył się tych rzeczy. - Ach, zgubna pewność siebie notorycznych przestępców - uśmiechnął się reżyser. - Zwietna robota, chłopcy. Było to w tydzień po ujęciu Lasla Schmidta alias profesora Walsha. Chłopcy wrócili właśnie z dobrze zasłużonych wakacji na Ranczu Krzywe Y. Przez tydzień pływali, jezdzili konno i uczyli się gospodarskich zajęć. Teraz siedzieli w gabinecie słynnego reżysera filmowego i wykorzystując notatki Boba opowiadali o swojej ostatniej przygodzie, którą nazwali Tajemnica jęczącej jaskini . - Poznałem więc sekret jaskini i dowiedziałem się o działalności starego Jacksona i Turnera - mówił pan Hitchcock. - Nawiasem mówiąc, co się stało z tymi dwoma dziwakami? Bob uśmiechnął się. - Szeryf uznał w końcu, że może nie stawiać ich w stan oskarżenia. Uwierzył, że mieliby dość rozsądku, by zwrócić diamenty, a Daltonowie wybaczyli im wszystko. Pan Hitchcock skinął głową. - Tak, myślę, że jedynym przestępstwem, jakiego się dopuścili, było marzenie o znalezieniu bogatego złoża. - Przedstawi pan więc nasz przypadek w książce? - zapytał podekscytowany Pete.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plgrolux.keep.pl
|