Podobne

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

artretyzmu związanego z syndromem Kobry. To
właśnie zrobili z nami wszechwładni decydenci
akademii, skazali nas na przedwczesną śmierć. Czy
nie uważasz, że to wystarczający powód, by
odczuwać gorycz?
- Nie - stanowczo stwierdził Justin. - Przykro mi, ale
tak nie jest. Nikt cię nie zmuszał, żebyś się zgłosił do
akademii. Wiedziałeś, jakie ryzyko się z tym wiąże i
czym przyjdzie za to zapłacić. %7łycie wymaga
pewnych ofiar... od wszystkich. A skoro już mówimy
o przedwczesnej śmierci, może przypomnisz sobie te
wszystkie Kobry, młodsze od ciebie, które zginęły w
walce z kolczastymi lampartami.
Na policzku Wiloshy drgnął mięsień.
- Przykro mi, ale nie walczymy z tymi, którzy zginęli
za Aventinę.
- Każdy z nas ryzykował życie - przypomniał mu
Justin. - Nie możecie wybierać tych, którzy przeżyli,
by okazywać im swą pogardę.
- To nie pogarda - upierał się Wilosha. - To szczery i
uzasadniony niepokój związany z problemami, które
widzimy w całym systemie Kobr.
Justin poczuł skurcz w żołądku.
- Mówisz jak Priesly.
- A zatem gubernator Priesly najlepiej ubiera to w
słowa. I co z tego? - odparował Wilosha. - Rzecz
polega na tym, że patrząc na coś z boku, można
zachować dystans. Wy, Kobry, widzicie tylko prestiż,
siłę fizyczną i polityczne prawo podwójnego głosu,
my natomiast dostrzegamy elitaryzm i arogancję,
której towarzyszy całkowite bezpieczeństwo waszych
posad.
Justin obdarzył go zimnym uśmiechem.
- Całkowite bezpieczeństwo stanowisk, powiadasz?
To bardzo interesujące... szczególnie że to właśnie
uzyskał od ciebie i innych Jectów Priesly.
Wilosha zamrugał powiekami.
- O czym ty mówisz? Stanowisko gubernatora nie
jest dożywotnie.
- Nie miałem na myśli stanowiska gubernatora.
Mówiłem o jego pozycji jako przywódcy i głównego
orędownika głośnego politycznego ugrupowania.
Przemyśl to, Wilosha. Aventina nie może tak po
prostu pozbyć się Kobr, z powodów, które znasz
równie dobrze jak ja.
- Nie chcemy się was pozbyć, tylko zmienić strukturę
władzy, aby...
- Przymknij się i słuchaj, dobrze? A więc w
porządku, jeśli Kobry będą istnieć zawsze, dlaczego
nie miałaby zawsze istnieć organizacja, której
jedynym życiowym celem jest zwalczanie Kobr?
Przez chwilę Wilosha wpatrywał się w Justina.
- Sugerujesz - powiedział w końcu - że gubernator
Priesly zainicjował cały ten ruch wyłącznie po to, by
stworzyć sobie bazę polityczną?
Justin wzruszył ramionami.
- Wiesz więcej ode mnie o wewnętrznej strukturze
swojego ugrupowania. Czy Priesly wykorzystuje je
właśnie do tych celów? Może byś sobie przypomniał,
czy byłeś równie rozgoryczony z powodu odrzucenia
cię przez akademię, zanim Priesly przekonał cię, że
powinieneś.
- Przekręcasz fakty - warknął Wilosha. Nie był
jednak zbyt pewny siebie. - Poprzez Priesly'ego
zagrażamy waszemu statusowi elity, więc oczywiście
staracie się zakwestionować nasze motywy i naszą
działalność.
- Niewykluczone - powiedział cicho Justin. - Ale ja
nie wysłałem nikogo do biura gubernatora po to, by
stworzyć wrażenie, że Jectowie to niebezpieczni
maniacy z morderczymi skłonnościami. Zastanów się
nad tym, Wilosha. Czy naprawdę chcesz stać po
stronie człowieka, który świadomie przekręca
prawdę w imię władzy politycznej?
- Ocierasz się niebezpiecznie o oszczerstwo - obruszył
się Wilosha. - Chyba że masz jakiś dowód, że ten
incydent wyglądał tak, jak twierdzisz. Jakiś dowód
poza słowami twojego brata, oczywiście. Justin
poczuł obrzydzenie.
- Och, na... - odetchnął, wypuszczając powietrze
przez zaciśnięte zęby. - Wynoś się stąd, Wilosha. Nie
mam czasu na dyskusje z kimś, kto zdecydował już,
że pozwoli partii myśleć za niego.
Twarz Wiloshy pociemniała.
- Posłuchaj, Moreau...
- Powiedziałem, wynoś się. Jestem zajęty.
Wilosha chciał jeszcze coś powiedzieć, ale
zrezygnował. Nie spuszczając wzroku z Justina,
przeszedł obok niego i opuścił salę. Matowa,
metalowa płyta opadła, Justin przez chwilę
wpatrywał się w nią. Słuchał, jak jego serce powoli
uspokaja się i zastanawiał, czy całe to gadanie na coś
się przydało. Nieomal współczuł Wiloshy; ten
człowiek był w końcu prawie Kobrą, a silne poczucie
lojalności znajdowało się wysoko na liście cech,
których akademia poszukiwała u kandydatów.
Z drugiej strony ceniono też inteligencję i
uczciwość... i jeśli udało mu się chociaż w niewielkim
stopniu pozbawić Wiloshę złudzeń, to może zacznie
baczniej przyglądać się poczynaniom Priesly'ego. A
jeśli znajdzie wystarczające dowody na to, że
Prieslym kieruje wyłącznie żądza władzy...
To mogłoby osłabić pozycję jego wrogów. Ale nie
pomoże przywrócić Jin.
Zaciskając zęby, Justin ciężko odetchnął. Ona żyje -
powiedział stanowczo do siebie. To samo powtarzał
sobie przez ostatnie cztery nie przespane noce. - %7łyje
i zabierzemy ją stamtąd.
Podszedł do drzwi i wyszedł na korytarz.
- Kobry! - zawołał donośnie. - Koniec przerwy.
Wracać na salę... mamy przed sobą dużo pracy.
Rozdział 9
Hałaśliwy tłum krążył po centrum Azras, składali się
nań głównie młodzi ludzie i zaniedbani starsi
mężczyzni. Niektórzy, zwłaszcza młodsi, wyglądali
na zniecierpliwionych i zdesperowanych, ale ogólnie
panował nastrój znudzenia. Usadowieni przy długim
stole urzędnicy miejscy notowali nazwiska
wszystkich chętnych do pracy robotników.
Wpisywali je do przenośnych terminali
komputerowych, porządkując według raportów z
poprzednich miejsc pracy, umiejętności i innych
stosownych informacji. Daulo stał w długiej kolejce,
zbliżając się powoli do stołu walczył z własnym
zdenerwowaniem, starając się nie zwracać niczyjej
uwagi.
- Ach... panicz Sammon - usłyszał głos za sobą, a jego
serce zamarło na chwilę. Odwrócił się najspokojniej,
jak tylko mógł.
- Pozdrawiam, mistrzu Moffrenie Omnathi - skinął
ponuro głową, czyniąc znak szacunku, po czym
przeniósł wzrok na młodego mężczyznę stojącego u
boku Omnathiego. - Ciebie też pozdrawiam,
mistrzu...?
- Jestem Miron Akim - odpowiedział tamten. - Jeśli
zechcesz, zajmę ci miejsce w kolejce, kiedy będziesz
naradzał się z mistrzem Omnathim.
Daulo przełknął głośno ślinę, ale zanim zdążył
cokolwiek powiedzieć, Omnathi wziął go za ramię i
odciągnął na bok. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grolux.keep.pl
  • Powered by MyScript