[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Kto jest właści... A, ten koleś z zielonego auta. - Ano - syknął D-Man. - Nazywa się Seth Kohn i, jak powiedział stary... Nosz kurwa, Zwirus, czy ty w ogóle przeczytałeś ten artykuł z gazety? - No, tu ten bogaty jest - wymamrotał Zwirus. - Ta. Koleś dopiero co wprowadził się do Lowen House, mieszka z tamtą laską, co miała cycki jak wory z mąką. O niego musimy się martwić. Jeśli wykopie te beczki przed nami, jesteśmy udupieni. Los obdarzył Zwirusa kolejną błyskotliwą myślą. Być może dzięki marihuanie jednak myślało mu się lepiej. - Na chuj mu to? Facet jest milionerem .Po kiego mu gruda gliny? D-Man nie odrywał wzroku od ekipy. - Miejmy nadzieję, że po nic. (IV) - Daj mi chwilę - rzuciła zniecierpliwiona. - Cholera! Nie wiem, w co się ubrać. Judy stała nago przed lustrem, trzymając przed sobą dwie letnie sukienki. Seth leżał na łóżku i czekał. - Nie idziemy przecież do Four Seasons, tylko oglądać dziurę w ziemi. - Seth przełknął ślinę, podniecony widokiem; nawet po roku wspólnego życia czuł się podekscytowany jej nagością, jakby widział ją po raz pierwszy. - Tak czy inaczej, nie śpiesz się. Uśmiechnęła się, widząc, że utkwił w niej wzrok. - Skończ z kosmatymi myślami, bo nigdy tam nie dojedziemy. Uznali, że pojadą na teren wykopalisk, aby zobaczyć, jak idą prace. Wcześniej Judy przeczytała artykuł w gazecie, który zdumiał ją bardziej niż Setha. - Kurczę, w całym tym rejwachu zupełnie o tym zapomniałam - powiedziała. - Ja również. A zgodzisz się chyba, że trudno zapomnieć o zakopanym na twojej ziemi parowcu, który tkwi tak od przeszło stu lat. Sądzę, że zapomniałem o tym dlatego, że w sumie mam to gdzieś. - Daj spokój, to interesujące - rzuciła Judy, nadal zastanawiając się, którą sukienkę ubrać. Nie tak interesujące, jak twoje ciało, pomyślał. - Niezle, że wspomnieli nas z nazwiska w tych artykułach - dodała. - Moje rozumiem - powiedział Seth - ale nie mam pojęcia, jak dotarli do twojego. - Dzisiaj łatwo coś znalezć. Samochód jest zarejestrowany na nas, a już zmieniałeś tablice w urzędzie, więc sam wiesz. Każdego można znalezć w ten sposób. Seth uśmiechnął się. - Wygląda mi to na naruszenie prywatności. - Bo tak chyba jest w istocie, ale gość od artykułu rozpływa się w zachwytach nad tobą, co może wspomóc nieco sprzedaż Domu. - Nie pomyślałem o tym. - A o mnie napisali jedynie, że wykładałam na FSU. - Przerwała, jakby nagle się czegoś wystraszyła. - Cieszę się, że ten reporter nie dotarł do akt sądowych. - Aha. Ciebie zamknęli za prochy, mnie za jazdę po pijaku. - Seth zaśmiał się sardonicznie. - To na pewno spodobałoby się rabbiemu Lowenowi. - Bardzo miło z jego strony, że przywiózł nam ten kosz ze smakołykami. - Zgadzam się. Myślę, że powinniśmy pojechać do Lowensport na kilka dni i zabrać go oraz jego żonę na kolację. - Dobry pomysł. A jaki on w ogóle jest? - Wydawał mi się sympatyczny, szczery. Nieco dziwnie się ubrał, jak kwakier albo amisz. Tylko że oni nie noszą jarmułek. Za to jego żona jest jakaś dziwna. Nie odezwała się praktycznie ani słowem. - No wiesz. Ludzie ze wsi nadal istnieją. Nareszcie zdecydowała się, co na siebie włożyć: jeansowe szorty i koszulkę FSU. - Cholera, koniec pokazu? - Kolejny będzie w nocy. - Zachichotała, zakładając bieliznę i szorty, a następnie koszulkę. - Bez stanika? - zapytał Seth. - Daj spokój, jest lipiec. - Nie chciałbym, żeby robotnicy gapili ci się na cycki. Już listonosz zobaczył za dużo. - Dobra, dobra. - Założyła biustonosz, aby zadowolić Setha. - Chodzmy już. Umieram z ciekawości. Zeszli na dół. Judy wzięła aparat, Seth zgarnął klucze i komórkę. Oboje jednocześnie wyjrzeli przez okno, zobaczyli bowiem jadącą w stronę domu ciężarówkę, której silnik ogłuszająco warczał. - Co to? - zapytała Judy. - Zmieciarka? - Na to wygląda - powiedział Seth. Zadzwoniła jego komórka, wyjął ją z kieszeni i odebrał. W tym czasie Judy podeszła do okna. - Halo? - Pan Kohn? Mówi Hovis z departamentu rolnictwa... - O, dzień dobry. Właśnie mieliśmy jechać do pana i ekipy... Judy przerwała mu rozmowę: - Seth, jakaś zajebiście wielka ciężarówka parkuje przed naszym domem! - Proszę się nie fatygować, panie Kohn - powiedział Hovis. - Podjechaliśmy przed pański dom, możemy się tam spotkać? Seth rozłączył się. Co, do diabła! Wyszli z Judy na ganek i gapili się bez słowa na wielką ciężarówkę z płaską naczepą, która zaparkowała na ich podwórku. Za nią jechało kilka pickupów wypakowanych robotnikami. Kolumnę zamykało służbowe auto Hovisa. - Czy to... - Wygląda mi to na beczki - powiedział Seth i trafił w sedno. Na ciężarówkę załadowano jakiś tuzin drewnianych beczek. Zanim Seth i Judy zdążyli zejść z ganku, kilku dziarskich robotników rozładowywało beczki z naczepy i stawiało je na podwórzu. Hovis pomachał im ręką; w drugiej trzymał notatnik. - Dzień dobry. Chcieliśmy jedynie poinformować państwa, że parowiec Wegener został odkopany. - Dobra, ale - Seth pokazał na wyładowywane beczki - co to ma znaczyć? Hovis spojrzał na niego, jakby nie działo się nic niezwykłego. - To, panie Kohn, ładunek, który przewoził Wegener. Dziesięć beczek. - No ale czemu stawiacie mi je na podwórku? Hovis zaczął bazgrolić w swoim notatniku. - Bo z prawnego punktu widzenia to pańska własność, zresztą mój zwierzchnik wszystko panu dokładnie wyjaśni, lecz to jest tak, że każda rzecz, nawet prywatna, pozostawiona na czyimś terenie przechodzi na własność właściciela tego terenu, jeśli pierwotny właściciel się po tę rzecz nie zgłosi. Zaintrygowana Judy podeszła do beczek. Seth był jednak nieco mniej zaciekawiony. - Dziesięć beczek? Nie chcę ich, panie Hovis. - No cóż, należą do pana. Urząd miał obowiązek dostarczyć je panu, bowiem zostały znalezione w jednostce pływającej należącej do państwa. Czyli... - Hovis zawiesił głos, spojrzał wymownie na Setha i powiedział: - Jeśli będzie pan chciał się ich pozbyć, musi pan wynająć w tym celu prywatną firmę. Seth nadal nie wiedział, jak zareagować na widok robotników uwijających się przy beczkach. - Bo sam statek to inna sprawa - ciągnął monotonnie Hovis. - Należał do państwa, a dokładniej do Wydziału Portowego Baltimore, tak mówią dokumenty z 1880 roku. To znaczy, że nadal należy do państwa. Komisja Historyczna Stanu Maryland chce przejąć łódz ze względu na znajdujący się tam sprzęt, głównie to, co zamontowano w sterówce, kotwice i piec. Lecz wszystko, co jest wewnątrz parowca - Hovis machnął dłonią w kierunku ubłoconych beczek - jest pańskie. Wielkie dzięki, pomyślał Seth. Podbiegła do niego Judy, uśmiechając się od ucha do ucha. - To wszystko nasze, Seth! Ale super! - Cieszę się, że tak myślisz - powiedział Seth - bo mamy dziesięć cholernych beczek na naszym podwórku. Teraz musimy się ich pozbyć. - Pozbyć? Czyś ty zwariował? - Nie wiemy, co jest w beczkach, panie Kohn - wtrącił się Hovis. - Może nic wartościowego, a może... - Rzeczy warte fortunę dla muzeów albo kolekcjonerów! - ucieszyła się Judy. - To nie są żadne śmieci, Seth. To kawał historii. Hovis uśmiechnął się. - Nie liczyłbym na złoto albo zaginione klejnoty, ale nigdy nic nie wiadomo. Seth skrzywił się. Robotnicy zbierali się do odjazdu. - Pewnie w beczkach znajdziemy zapleśniałą mąkę, ziarna i jakieś zepsute jedzenie. - Może tak - powiedziała Judy i złapała go za ramię - a może nie! Nie mogę zostawić tej kupy gówna na moim podwórku! - krzyczał w myślach Seth. - To może do piwnicy? - zasugerowała Judy. - Postawimy je tam i pootwieramy jedną po drugiej.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plgrolux.keep.pl
|