[ Pobierz całość w formacie PDF ]
szającą delikatnością powiódł powoli koniuszkiem języka w dół wzdłuż szyi, znacząc ścieżkę roztapiającą się z gorąca i... o dobry Boże! Rozmyślnie za trzymał się na pulsie szalejącym w zagłębieniu u nasady szyi. Kolana ugięły się pod nią. Zarzuciła mu ręce na szyję, by nie osunąć się na ziemię. - Pocałuj mnie. Jeden raz. Jeden pocałunek - mruczał niecierpliwie, jed ną ręką podtrzymując ją w talii. Wolną ręką okręcił sobie jej warkocz wokół dłoni i odciągnął głowę, by mieć lepszy dostęp do jej szyi. - Co to znaczy dla ciebie?- spytał ochryple.- Czemu nie chcesz?... Proszę. Nie każ mi brać. Daj. Nie pragnęła niczego innego. Rozchyliła usta pod jego wargami, łakomie odpowiadając na ich gorące żądanie. Z, głuchym jękiem padła mu w objęcia i odwzajemniła pocałunek, ciaśniej owijając ramiona wokół szyi i przeczesując palcami jego jedwabiste włosy. Pomruk zadowolenia wydobył mu się z piersi, Nakrył ustami jej usta i zanurzył język głęboko między wargi. Ogarnęła ją fala pożądania, wezbrana niosła ją ku kulminacji, od dawna przeczuwanej, nigdy nieosiągniętej do końca. Czuła, jak Kit zsunął dłonie po jej plecach, by je zacisnąć na biodrach i wciągnąć ją w siebie bez ceregie li. Pragnienie przeszło w żądzę, rozchodzącą się ze złączenia ud i tam zbie gającą. Nagła, potężna rozkosz zwalczyła wszelką sensowną myśl i Kate poczuła się nierozumnym stworzeniem, skupionym na zaspokojeniu żądań swego ciała. Trwało to długo. Zbyt długo. Przyciągnęła do siebie jego głowę, pragnąc więcej. Więcej łakomego łą czenia się języków i więcej gorących, zapierających dech pocałunków. Wię cej jego, wielkiego, twardego i spragnionego, prężącego się z pożądania, pochodni dla drewna wyschłego przez lata, dla pragnień, których nigdy w so bie nie rozpoznała, a dopiero co nazwała. Chciała... chciała... 110 - Nie. -Zacisnął dłonie na jej barkach w bolesnym uścisku. Szorstko ode pchnął ją od siebie. Zatoczyła się i byłaby upadła, gdyby jej nie podtrzymał. Wbiła nic nierozumiejący wzrok w jego gniewną, napiętą twarz, wciąż zbyt zaplątana w sieć pożądania, by poczuć zakłopotanie lub cokolwiek oprócz dezorientacji i rozczarowania. - Co się stało? - spytała, nie pojmując nagłej zmiany, rozdarcia w tkani nie rozkoszy. - Przysiągłem, że cię nie skrzywdzę. - A czy to jest krzywda? - spytała, wstrzymując oddech, szukając jego lśniących zielonych oczu. Na jego twarzy odbiła się wewnętrzna walka, a kiedy się odezwał, mówił przez zaciśnięte zęby. - Tak. Zmarszczyła brwi. Wyciągnęła rękę, by go dotknąć. Wzdrygnął się, jakby go oparzyła. - Ale... - Do diabła! - wybuchł. - Dziesięć minut temu błagałaś mnie, bym cię nie krzywdził, a teraz, pani Blackburn - wymówił to tak, jakby zwracając się do niej nazwiskiem męża, wznosił między nimi fizyczną barierę - teraz czynię wysiłki, by zadośćuczynić temu błaganiu. Każde słowo było szydercze, twarde i opanowane. Nad ciałem panował tak samo bezkompromisowo jak nad tonem głosu. - Nie skrzywdzę pani. Przysięgam. Ale - niech to diabli, pomyślał, gdy głos mu się załamał - będzie to o wiele łatwiejsze, jeśli pani wspomoże, a nie utrudni mój wysiłek! - Och! Och. Czuł się odsłonięty i pokaleczony. Zwykły pocałunek, którego chciał użyć jako antidotum przeciwko jej urokowi, okazał się zabójczy, rozbił w pył jego intencje i prawie rzucił go na kolana z pożądania. Oszukiwał się, wiedział o tym od początku: Kate nie jest taka jak inne kobiety. Pod jego ustami, w jego uścisku nie przypominała żadnej. I żadna kobieta na świecie nie będzie nią, choćby nie wiadomo z iloma się przespał i nie wiadomo jakie upodobania zaspokajał. Ta pewność była torturą i prze klinał siebie, że dobrowolnie uczynił się ofiarą własnych złudzeń. Gwałtownie oderwał od niej ręce, wiedząc, że jeśli jeszcze chwilę ją po trzyma, to znów chwyci ją w ramiona i... Zamknął oczy, walcząc z pierwot nym instynktem. Gdyby tylko jego zmysły przestały szaleć. Gdyby mógł nie widzieć dojrzałego koloru jej ust i nie słyszeć rwącego się oddechu. Nie 111 czuć delikatnej cierpkiej woni jej mydła, zmieszanej z odurzającym aroma tem zgniecionych róż. Gdyby wciąż nie czuł w palcach atłasowej kaskady jej włosów. Ale zmysły nie były uśpione i wciąż był spragniony. Pocałunki tylko podsyciły apetyt, zrodzony trzy lata temu w pustym salo nie jej ojca, pielęgnowany podczas długich marszów w rozpalonym piecu indyjskich pustkowi. Wydawało mu się, że fantazja jest lepsza od rzeczywi stości. Zawsze to sobie powtarzał. Ale kłamał. Jej usta, słodkie i soczyste, ciało, gibkie i ciepłe - nic z jego wyobrażeń nie równało się doświadczeniu ostatnich dziesięciu minut. A ona zdobyła się tylko na krótkie: Och". Miał do wyboru albo się roześmiać, albo oszaleć, I roześmiał się. Popatrzyła, mrugając rzęsami, a zamglone lśnienie jej ciemnych oczu po woli nabrało ostrości. Omdlewający, błagalny wyraz rozpłynął się, zaciera ny przez inny, nieodgadniony, a zatem w pełni kobiecy. Odsunęła się. Popatrzyła na niego przytomnie i na moment uniosła jedną brew, po czym zawróciła ścieżką, którą przyszli. Niech go licho porwie, jeśli zgadnie, o co go pytała ta wytworna brew. Tak czy owak, pewnie go w końcu licho porwie. Różnice między podłymi i wyjątkowo podłymi kwaterami
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plgrolux.keep.pl
|