[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wiono wykorzystać zamiast żagla. Prądy są silne mówił zaradny zesłaniec więc nasze nędzne wiosła nie na wiele się zdadzą. A przy pomyślnym wietrze taki żagiel może ocalić nam życie. Nie można było oczywiście oprzeć masztu na wiotkiej strukturze, ale i na to znalazła się rada. Dwa drążki umieszczone w poprzek od burty do burty posłużyły jako osada. Maszt został między nimi ustawiony i przykrępo- wany rzemieniami, a zabezpieczała go rybacka linka przy- wiązana do dzioba i rufy. Na dnie czółna ułożono duże płaty kory, co dało miękką i wygodną podłogę. Wszystkie te przygotowania dobiegły końca czwartego dnia pod wieczór, zapadła wiec decyzja, że wygnańcy ruszą w awanturniczą podróż nazajutrz wczesnym rankiem. Do płycizny popłyniemy tuż koło brzegu orzekł Rufus. Tam zaczekamy na szczyt przypływu. Nic lepszego wymyślić nie potrafię. W tej chwili Sylwia odezwała się z pobliskiej skały. Zwieże mięso przywróciło jej siły, a nadzieja rychłego ocalenia dodała ducha. Siedząc na skale udrapowała na skroniach koronę z wodorostów, a w ręku trzymała witkę uwieńczoną liśćmi i z powodzeniem zastępującą berło. Sądziła niewątp- liwie, że jest uosobieniem jednej z heroin swojej dziecięcej lektury. Jestem Królową Wyspy zawołała wesoło a wy moimi wiernymi poddanymi. Powiedzcie, rycerzu Eglamour, czy korab gotowy? Gotowy, najjaśniejsza pani odpowiedział Ru- fus. %7łyczymy sobie go obejrzeć podjęła dziewczynka. Wy, szlachetny rycerzu, pójdziecie przed nami. Nie żądamy, żebyście upadli nosem w piasek na wzór Piętaszka, bo byłoby to dla was kłopotliwe. Nie bawi się pan z nami, panie Frere? - Tak! Tak! roześmiał się porucznik rozbrojony zalotną minką, która towarzyszyła ostatnim słowom Sylwii. Bawię się! Co mam robić? Musi pan iść u mojego boku i okazywać Królowej Wyspy należny szacunek. Naturalnie to tylko udawanie dodała spiesznie, jak gdyby przypomniała sobie pychę i próżność młodego oficera. Oto Królowa udaje się na wybrzeże w otoczeniu swoich wiernych nimf. Nie ma się z czego śmiać, panie Frere. Rozumiem, że pan nie jest podobny do nimfy, ale nic na to nie poradzę. Orszak odbył komicznie uroczysty pochód i przystanął koło podjezdki. Prawdziwa łódka! zawołała Królowa zapominając o przystojnej godności. Jest pan czarodziejem, panie Dawes! Zadanie było proste uśmiechnął się zesłaniec. Aadnie proste! wybuchnął Frere, bo w atmosferze radości na moment zapomniał o urazach. Ja jestem innego zdania. To prawdziwe arcydzieło budownictwa okrętowego. Czysta robota! Prawie gołymi rękami! Tak, czysta robota powtórzyła jak echo Sylwia. Czysta robota dobrego pana Dawesa. Po chwili zaczęła śpiewać na prostą dziecięcą nutę, a słowa kreśliła na piasku przedstawiającą berło witką. Dobry pan Dawes! Dobry pan Dawes! Czysta robota dobrego pana Dawesa! Czyli: Tere-fere-kuku, strzela baba z łuku"! po- wiedział Frere, który dłużej nie mógł opanować złości. Dobry pan Dawes! Dobry pan Dawes! powtórzyła dziewczynka. Mówię tak, bo chcę! A pan jest bardzo nieprzyjemny, panie Frere. Nie będę się z panem bawić! Z tymi słowy odeszła po piasku plaży. Biedna mała odezwał się Rufus Dawes. Po co ją było drażnić? Czółno było gotowe, a zarazem Frere odzyskał dawną pewność siebie. Sądził, iż pora przybrać ton, do którego tytuł daje mu stanowisko. Przecież świat cywilizowany był dziś nieporównanie bliżej niż przed paroma dniami. Słuchając Sylwii powiedział można by pomyś- leć, iż nikt dotychczas nie zbudował łodzi. Nie zachwycałaby 184 185 się chyba bardziej, gdyby zamiast tego szaflika zobaczyła trójmasztowiec z doków mojego wuja. Jak Boga kocham! roześmiał się szyderczo. To ja winienem mieć wrodzony talent do budownictwa okrętowego. Ach, gdyby stary łajdak umarł mniej nie w porę, zostałbym właścicielem wielkich doków grubą rybą! Na dzwięk słowa umarł" Rufus odwrócił się i jął poprawiać coś przy wiązaniach skórzanej powłoki. Gdyby porucznik mógł spojrzeć mu w twarz, zdziwiłby się zapewne jej nagłej bladości. -- Tak ciągnął Frere na poty do siebie, na poły do milczącego towarzysza. Aadną sumkę straciłem, prawda? Jaką ładną sumkę? zapytał zesłaniec nie od- wracając twarzy. Jaką! Człowieku, omal nie dostałem w spadku ćwierć miliona funtów! Ale stary sknera, który miał mi je zapisać, umarł, nim zdążył zmienić ostatnią wolę. Rozumiesz? Wszystko co do szylinga przypadło marnotrawnemu synowi, co od lat stronił od ojca. Nie ma sprawiedliwości na świecie! Rufus milczał przez chwilę i nie patrzył na oficera, kiedy jednak opanował się i odzyskał oddech, rzucił szorstko, nie zmieniając pozy: Nie lada szczęściarz z... z tego syna. Szczęściarz! ? powtórzył Frere i zaklął szpetnie. Dobre sobie! Spalił się żywcem na Hydaspesie" i o włas- nym szczęściu nie usłyszał nigdy. Całe pieniądze dostały się jego matce. Zaklął raz jeszcze, zły, że pozwolił wziąć górę gadulstwu nad poczuciem godności. Potem odszedł w stronę ogniska, medytując zapewne po drodze o różnicy między Maurycym Frere'em, bogaczem, ozdobą najlepszego towarzystwa, pro- tektorem bokserów, właścicielem stajni wyścigowej i kogu- tów bojowych a Maurycym Frere'em, porucznikiem bez pensa, przykutym do jałowych wybrzeży Macąuarie Har- bour, a ostatnio podkomendnym zbiegłego więznia. Rufus Dawes pogrążył się również w zadumie. Oparł się o burtę upragnionego czółna, a wzrokiem przywarł do morza wyzłoconego blaskami zachodu, lecz niewątpliwie nie wi- dział nic przed sobą. Oszołomiony wieścią o swoim dziedzi- ctwie utracił panowanie nad wyobraznią i powrócił do scen, 0 których daremnie próbował zapomnieć. Daleko, za rozis krzoną zatoką i bezmiarami oceanu, widział stary dom w Hampstead i niezapomniany park pełen posępnych cieni. Zdawało mu się, że szczęśliwie pokonał wszelkie grożące niebezpieczeństwa i dzięki temu zrzucił plugawe jarzmo. Widział swój powrót do utraconego świata. Oto wymyśli jakąś bajkę o niezwyczajnych wędrówkach, obejmie w posia danie majątek i będzie żył znów wolny, bogaty, szczęśliwy, otoczony powszechnym szacunkiem. Widział ukochaną, bladą twarz matki -- prawdziwą światłość kółka rodzin nego. Widział siebie w tym kółku odzyskanego i witanego radosnymi łzami, jakby narodził się powtórnie lub powstał z grobu. Oto otwiera się przed zesłańcem nowe, spokojne 1 promienne życie! Biedak tak pogrążył się w marzeniach, że nie dosłyszał szelestu kroków na piasku. Pani Vickers dowiedziała się o pomyślnym wyniku starań niezastąpionego zesłańca, po- konała wiec słabość i zawędrowała aż na plażę, żeby obejrzeć
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plgrolux.keep.pl
|