Podobne

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

samodzielnego radzenia sobie z pracą. yródłem tego uczucia był doktor Paul Hammond.
O jego wybuchowym charakterze krążyły legendy, choć Eve jeszcze nie widziała go
wytrąconego z równowagi.  Ten człowiek to żywy wulkan; od czasu do czasu musi wypuścić
trochę pary", przekazała jej Pat. Podczas pierwszych tygodni pracy Eve obydwoje, nie będąc
w stanie zdobyć się na obojętność, starali się utrzymywać wzajemny dystans. Obecność Pat
wraz z jej nieustającym oddaniem szefowi i obsesją dogadzania mu pod każdym względem
była pożądanym buforem. Krążyła wokół przełożonego jak komar. Eve zauważała, że od
czasu do czasu doktor Hammond zaciskał usta, a w jego szybkim  Tak, tak, dziękuję, Pat"
pojawiała się nuta irytacji, Pat jednak wydawała się tego nie dostrzegać. Pod tym względem
Paul Hammond bardzo przypominał Toma, który także był przekonany, że wszyscy ludzie
potrafią odczytywać tego typu subtelne sygnały. Eve jednak musiała przyznać, że doktor
Hammond nigdy nie przekraczał granic uprzejmości.
Wobec studentów jednak nie był równie tolerancyjny i gdy którykolwiek z nich
ośmielił się zbezcześcić język angielski w mowie lub w piśmie, zostawał publicznie
rozniesiony na strzępy. Studenci jednak, o dziwo, uznawali to za coś w rodzaju zaszczytu.
Paul Hammond cieszył się opinią utalentowanego nauczyciela i zawsze miał nadmiar
chętnych na swoje zajęcia. Zarówno studenci, jak i inni wykładowcy szanowali go za pasję, z
jaką traktował literaturę, oraz za błyskotliwość.
Do Eve nigdy się nie zbliżał ani z nią nie rozmawiał, jeśli nie liczyć oficjalnego  dzień
dobry" i  do widzenia". Wszystkie sprawy załatwiał za pośrednictwem Pat. Toteż gdy Pat
obwieściła, że wybiera się na urlop, Eve natychmiast zrozumiała, co to dla niej oznacza:
88
konieczność bezpośrednich kontaktów z Paulem Hammondem.
Oparła głowę o ścianę i przymknęła oczy. Ten tydzień bardzo ją wyczerpał. Była w
sekretariacie sama i za każdym razem, gdy Paul Hammond otwierał drzwi, Eve czuła, że
ogarnia ją fala gorąca. Serce zaczynało jej głośno dudnić, dłonie pociły się, a gardło
wysychało, jakby była na Saharze. Nie czuła niczego podobnego od... nie mogła już sobie
przypomnieć, od kiedy. Wydawało jej się, że w jej wieku wręcz nie wypada popadać w taki
stan. Ale bez względu na to, co myślała, nie mogła się przestać zastanawiać, czym on się
zajmuje właśnie w tej chwili.
On wydawał się równie spięty. Gdy Eve przynosiła mu raporty albo rozkłady zajęć,
wymieniali tylko absolutne minimum słów i starannie omijali się wzrokiem. Na początku
sądziła, że, jego zdaniem nie zasługuje na nic więcej, musiała jednak zauważyć spojrzenia,
jakie rzucał w jej stronę, gdy sądził, że ona tego nie widzi. Z dnia na dzień miał do niej coraz
więcej pytań i coraz częściej przystawał przy jej biurku. W końcu, ku swemu zaskoczeniu,
zauważyła, że lakoniczne wymiany zdań zaczęły się przeradzać w rozmowy.
W piątek rano nawet się nie zdziwiła, widząc, że wbrew swoim zwyczajom nie
zamknął za sobą drzwi do gabinetu. Przez całe przedpołudnie dobiegały do niej dzwięki
muzyki klasycznej płynącej z radia.
Pomyślała, że chyba za bardzo bierze sobie do serca ten niewinny flirt, i z
westchnieniem podniosła z kolan książkę. Była to Duma i uprzedzenie. Oto historia, którą
można się delektować, pomyślała. Każde słowo tej książki sprawiało jej radość nawet przy
trzecim czytaniu. Miała wiele wspólnego z Elizabeth Bennet: ją także łączył dziwny związek
z dumnym, piekielnie przystojnym mężczyzną.
W chwilę pózniej odgłos otwieranych drzwi przerwał jej lekturę. Paul Hammond
wpadł do sekretariatu jak burza. Podniosła głowę i na jego widok serce niemal przestało jej
bić. Twarz miał bladą i ściągniętą, włosy mokre od potu. Zawsze, bez względu na pogodę,
nosił garnitur, teraz jednak marynarkę miał przewieszoną przez ramię, a rękawy koszuli
podwinięte do łokci. W drugiej ręce niósł ciężką teczkę z książkami.
Wyglądał podobnie jak Tom w ostatnim dniu swojego życia.
Eve poczuła dreszcz i impulsywnie zerwała się na nogi. Książka wypadła jej z ręki.
- Doktorze Hammond, czy dobrze się pan czuje? - zawołała, zatrzymując się o krok
przed nim.
Rzucił teczkę na podłogę, nalał sobie szklankę zimnej wody i wypił ją duszkiem.
- W sali wykładowej nie było prądu - powiedział niskim głosem. - Zwiatło,
klimatyzacja, wszystko wysiadło. Otworzyłem okna, ale nie było ani odrobiny wiatru.
Zupełnie jak w saunie.
- Niech pan usiądzie i ochłonie. Proszę mi dać tę marynarkę. Przyniosę jeszcze wody.
- Dziękuję - odrzekł Hammond, spoglądając na nią z zaciekawieniem.
Napełniła szklankę wodą i podała mu ją. Zauważyła z ulgą, że zaczął równiej
oddychać i kolory na jego twarzy wróciły do normy. Podobnie jak Tom miał ciemną skórę,
która szybko brązowiała na słońcu, i takie same mocno wystające kości policzkowe.
Eve nalała jeszcze jedną szklankę wody i tym razem sama ją wypiła.
- Już lepiej. Tu przynajmniej działa klimatyzacja powiedział wreszcie Hammond. -
89
Nic mi się nie stało, po prostu zle znoszę upał. Studenci wytrzymali to lepiej ode mnie.
Eve spojrzała mu prosto w twarz.
- To znaczy, że nie odwołał pan zajęć?
- A dlaczego miałbym to zrobić?
- Na przykład ze względu na niebezpieczeństwo udaru. Nie tylko u pana, ale także u
studentów.
- Moja praca polega na nauczaniu i to właśnie zrobiłem. W moim kontrakcie nie ma
żadnej wzmianki na temat warunków pogodowych.
Eve poczuła gniew.
- Naprawdę trzymał pan te dzieci na zajęciach? Dzisiaj? W takim upale?
- Nie podoba się to pani? - zapytał spokojnie, odchylając się do tyłu na krześle. Po
jego czole spływała kropelka potu. Eve podeszła do biurka i podała mu chusteczkę.
- Nie ma znaczenia, co mi się podoba, a co nie.
- Aha - odrzekł, unosząc brwi. - Ale myślę, że ma pani na ten temat swoje zdanie. Ma
pani swoje zdanie na każdy temat i potrafi je pani wyrażać wprost oraz bezpośrednio. Podoba
mi się to. Nie lubię ludzi, którzy owijają wszystko w bawełnę. A więc?
Eve zawahała się. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grolux.keep.pl
  • Powered by MyScript