[ Pobierz całość w formacie PDF ]
bie, o co jej może chodzić. - Nie wolno nam tego powtarzać - powiedziaÅ‚ ponuro. - Musimy zapomnieć, że to siÄ™ w ogóle wydarzyÅ‚o. - Zapomnieć, że co siÄ™ wydarzyÅ‚o? - zapytaÅ‚a z niewinnÄ… minkÄ…. - No, ten pocaÅ‚unek - zaczÄ…Å‚ Joe, ale zorientowaÅ‚ siÄ™, że Chynna so- bie z niego zakpiÅ‚a. MiaÅ‚a zamiar kontynuować tÄ™ zabawÄ™, lecz szybko zrobiÅ‚o siÄ™ jej go 110 S R żal. Przecież tak bardzo staraÅ‚ siÄ™ być uczciwy wobec niej i wobec swego brata. Ona i Joe widocznie nie byli sobie przeznaczeni. Powta- rzaÅ‚ jej to tyle razy, że powinna byÅ‚a wreszcie przyjąć to do wiadomo- Å›ci. Bez ogródek oÅ›wiadczyÅ‚ jej, że nie ma zamiaru siÄ™ żenić, a dla niej z kolei zwiÄ…zek pozamałżeÅ„ski, choćby nawet z tak atrakcyjnym męż- czyznÄ… jak Joe Camden, nie wchodziÅ‚ w grÄ™. MiaÅ‚a dwoje dzieci i o nich przede wszystkim musiaÅ‚a myÅ›leć. Skoro wiÄ™c nie mogli być małżeÅ„- stwem, może rzeczywiÅ›cie lepiej trzymać siÄ™ od siebie z daleka i już zacząć zapominać, że tak bardzo siÄ™ sobie spodobali. OdwróciÅ‚a siÄ™ na piÄ™cie i chciaÅ‚a odejść, wrócić do domu, zamknąć siÄ™ w pokoju, gdzie czuÅ‚aby siÄ™ bezpieczna, ale Joe poÅ‚ożyÅ‚ jej dÅ‚oÅ„ na ramieniu. - ZapomniaÅ‚em ci powiedzieć. ZaÅ‚atwiÅ‚em wam samochód do An- chorage. Jutro wyjeżdżacie. A wiÄ™c jednak odważyÅ‚ siÄ™ to powiedzieć. OdważyÅ‚ siÄ™ także na niÄ… spojrzeć. Jednak, ku jego wielkiemu zdziwieniu, Chynna nie wyglÄ…daÅ‚a na zmartwionÄ…. - OdwoÅ‚aj ten kurs - powiedziaÅ‚a spokojnie, lecz stanowczo. - Nig- dzie nie pojedziemy. - SÅ‚ucham? - Joe przez chwilÄ™ myÅ›laÅ‚, że siÄ™ przesÅ‚yszaÅ‚. - PowiedziaÅ‚am, że nigdzie nie jedziemy. Ale nie martw siÄ™ - dodaÅ‚a na wypadek, gdyby obawiaÅ‚ siÄ™, że jeszcze czegoÅ› od niego bÄ™dzie chciaÅ‚a. - TÄ™ noc jeszcze tu przeÅ›pimy, a jutro podziÄ™kujemy ci za go- Å›cinÄ™. - DokÄ…d pójdziecie? - Joe miaÅ‚ takÄ… minÄ™, jakby mu zaproponowaÅ‚a randkÄ™ z kosmitkÄ…. - Co ty znowu kombinujesz? - Nic takiego. Mam trochÄ™ oszczÄ™dnoÅ›ci i Annie obiecaÅ‚a mi pomóc. 111 S R Jest tu do wynajÄ™cia domek ze sklepem od frontu i częściÄ… mieszkalnÄ… na zapleczu. Joe patrzyÅ‚ na ChynnÄ™ oniemiaÅ‚y. Wciąż jeszcze nie rozumiaÅ‚, o czym ona mówi. - Mam zamiar otworzyć tu jakiÅ› niewielki interes - wyjaÅ›niÅ‚a Chyn- na. - Interes? W Dunmovin? Kpisz, czy o drogÄ… pytasz? - KawiarniÄ™ - powiedziaÅ‚a. - KawiarniÄ™? - powtórzyÅ‚ Joe po dÅ‚ugiej chwili, podczas której wi- docznie rozważaÅ‚ to, co od niej usÅ‚yszaÅ‚ i co ani rusz nie mogÅ‚o mu siÄ™ pomieÅ›cić w gÅ‚owie. - No tak, teraz już wiem wszystko. - A dlaczego by nie? - zapytaÅ‚a, marszczÄ…c brwi. - KawiarniÄ™! - chichotaÅ‚ Joe. - Ci ludzie nie pijajÄ… ani kawy, ani ni- czego w tym rodzaju. PijÄ… piwo. Mocne piwo. - ZapomniaÅ‚eÅ›, że zbliża siÄ™ dwudziesty pierwszy wiek - powiedzia- Å‚a Chynna, dumnie unoszÄ…c do góry gÅ‚owÄ™. -Czasy, mimo wszystko, jednak siÄ™ zmieniajÄ…. Poza tym nie zamierzam podawać tylko kawy. BÄ™dÄ™ robić paczki Å›niadaniowe dla mężczyzn, którzy wybierajÄ… siÄ™ na ryby, na polowanie czy do pracy przy gazociÄ…gu. - Może jestem tÄ™py, ale jakoÅ› nie mogÄ™ sobie wyobrazić tych kudÅ‚a- tych facetów, którzy wpadajÄ… do kawiarni na kawÄ™ i kupujÄ… kanapkÄ™ ze szprotami i awokado, żeby mieć co przegryzć, gdy zgÅ‚odniejÄ… w gó- rach. - PotrzÄ…snÄ…Å‚ gÅ‚owÄ…. - SpÄ™dziÅ‚em tu prawie caÅ‚e życie i znam tych ludzi, Chynno. Nie zachowujÄ… siÄ™ tak jak mężczyzni z miasta. Przede wszystkim dlatego, że nienawidzÄ… zdobyczy cywilizacji. KochajÄ… dzi- kÄ… przyrodÄ™ i zachowujÄ… siÄ™ jak dzikusy. Nawet ty ich nie zmienisz. 112 S R - To siÄ™ jeszcze okaże. - Chynna uwolniÅ‚a siÄ™ z jego uÅ›cisku i nie oglÄ…dajÄ…c siÄ™ za siebie, pomaszerowaÅ‚a do domu. - SkoÅ„czysz jak wszyscy - ostrzegÅ‚ jÄ… Joe. - Ze zÅ‚amanym sercem. - Może. - ZatrzymaÅ‚a siÄ™ i spojrzaÅ‚a na niego przez ramiÄ™. - Ale mo- że siÄ™ zdarzyć, że rozkrÄ™cÄ™ biznes, który pozwoli mnie i moim dzie- ciom utrzymać siÄ™ i żyć w tej piÄ™knej, czystej krainie. I może uda mi siÄ™ tego dopiąć, bez koniecznoÅ›ci sprzedawania siÄ™ obcemu mężczyz- nie. To mu zamknęło usta. PatrzyÅ‚ w Å›lad za odchodzÄ…cÄ… ChynnÄ… i my- Å›laÅ‚, że skoro ta kobieta ma taki hart ducha, skoro tak siÄ™ zawzięła, to może rzeczywiÅ›cie uda jej siÄ™ zrealizować to, co sobie zamyÅ›liÅ‚a. 113 S R ROZDZIAA ÓSMY Kiedy siÄ™ obudziÅ‚a, byÅ‚o ciemno. Przez chwilÄ™ zdawaÅ‚o siÄ™ jej, że znów jest w swoim mieszkaniu w Chicago. Po chwili przypomniaÅ‚a sobie, że to Alaska. Aóżko od razu wydaÅ‚o jej siÄ™ bardziej miÄ™kkie, powietrze lżejsze, a cykanie Å›wierszczy obudziÅ‚o dobre myÅ›li. ZdążyÅ‚a już pokochać to miejsce i nie miaÅ‚a zamiaru nigdzie wyjeżdżać. Ale coÅ› jÄ… jednak obudziÅ‚o. Co to byÅ‚o? Może któreÅ› z dzieci jÄ… wo- Å‚aÅ‚o? Przez chwilÄ™ leżaÅ‚a bez ruchu, nasÅ‚uchujÄ…c. W domu panowaÅ‚a cisza. A jednak czuÅ‚a, że coÅ› nie jest w porzÄ…dku. WstaÅ‚a i na palcach poszÅ‚a do sypialni dzieci. Rusty spaÅ‚ jak anioÅ‚ek, ale Kimmie w łóżku nie byÅ‚o. - Kimmie? - wyszeptaÅ‚a Chynna. - Gdzie jesteÅ›, skarbie? PrzeszukaÅ‚a korytarz i zeszÅ‚a na dół. ZapaliÅ‚a Å›wiatÅ‚o. Kimmie nie byÅ‚o ani w kuchni, ani w pokoju. Chynna siÄ™ przestraszyÅ‚a. ChodziÅ‚a po caÅ‚ym domu, zapaliÅ‚a wszystkie Å›wiatÅ‚a, nie mogÅ‚a odnalezć có- reczki. - Kimmie? - zawoÅ‚aÅ‚a Chynna, tym razem gÅ‚oÅ›no. PrzypomniaÅ‚o jej siÄ™ wycie wilków w pobliżu domu, ale zaraz tÄ™ myÅ›l odsunęła od sie- bie. Przecież Kimmie nie wyszÅ‚aby sama na dwór. O tej porze? A mo- że jednak? A jeÅ›li, zdezorientowana, szukaÅ‚a mamy i siÄ™ zgubiÅ‚a? 114 S R JeÅ›li wyszÅ‚a na dwór i teraz chodzi sama po lesie?
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plgrolux.keep.pl
|