Podobne

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

potrząsając pięścią. - A zatem prześladownicy cię przekonali, że jestem niepoczytalny!
- Krzysiek, przestań! Przestań! Przestań na litość boską...
- Przecież... - żachnąłem się zdumiony jej wybuchem. - Przecież muszę ci wyjaśnić, o co chodzi...
- Ja już wiem, o co chodzi. Wiem, mój kochany. Wszystko wiem. Nie męcz się i nie tłumacz mi więcej.
- Ale to nie jest takie proste, bo pamiętaj...
- Pamiętam, mój drogi. I ty też pamiętaj, zapamiętaj sobie dobrze, że nie odczuwam do ciebie żadnego
wstrętu, rozumiesz? Broń mnie, Panie Boże. Dlaczego miałabym czuć do ciebie wstręt, mój biedaku? I nie
powoduję się żadną podejrzliwością. Wierz mi. Czy rozumiesz, co do ciebie mówię?
- Zadzwoń do milicji. Zawiadom, że Jo wyszła z domu i dotychczas nie wróciła...
- Już ja się z tą smarkulą policzę.
- To ja jestem winien, że siłą nie zatrzymałem jej w domu, wiedząc, co ją może spotkać. Miałem jedno dziecko
i nawet tego nie upilnowałem. Taki ze mnie ojciec.
- Usiądz. Nie biegaj po pokoju. Nie jesteś wilkiem w klatce. Musisz tak krążyć w kółko?
- Muszę. Jak chodzę, trochę mniej boli.
Jerzy Krzysztoń ''Obłęd'' 1980 r. strona 126 z 142
- Co cię boli?
- Czy kiedykolwiek dowiemy się, co stało się z Jo? Kamień w wodę. Tak będzie, zobaczysz.
Tak, ta noc była jak pleniąca się zmora. Jakby rozpruł się worek leków, obsiadły mnie całego nie sposób się z
nich otrząsnąć, bo zanim się spostrzegłem, przedostały się do krwi, szpiku, stosu pacierzowego, mózgu,
gruczołów chłonnych, zakaziły mnie gruntownie i całkowicie.
Nie miałem cienia watpliwości, iż działam w rzeczywistym świecie poszerzonym tylko o nowy wymiar,
który istniał i czekał na mnie, choć o nim przedtem nie śniłem.
Wszystko, co niemożliwe, okazywało sie możliwe. Nawet rozpacz przezywałem w upojeniu! Czułem się jak
odkrywca archipelagów na ciemnym morzu świadomości - nowych zjawisk, nowych doznań, nowych
przeżyć, nowych olśnień, i drżałem z fascynacji, mimo że płąciłem za to sowitą monetą cierpienia i mimo że
nad całym tym wielkim olśnieniem wisiały stężone opary koszmaru. Najwspanialszym odkryciem było to, że
nie ma niemożliwości! Wszystko jest możliwe i wszystko może się zdarzyć. Zupełnie jakbym rozbił głupią
klatkę determinizmu i nareszcie wyszedł na świat jako prawdziwy homo sapiens. Ewolucja gatunku dopiero
we mnie dojrzała: widzę to, czego inni nie widzą, rozumiem to, czego inni pojąć jeszcze nie potrafią, słyszę to,
czego inni usłyszeć nie są w stanie. Dojrzałem i dojrzałością swoją jak kluczem otworzyłem całkiem nowy
wymiar, okryty dla innych tajemnicą. Czterdzieści lat kształciłem swój umysł, charakter, wyobraznię, nie
zdając sobie sprawy z rzeczywistego celu, dla którego to czynię, a przecież czyniłem to, aby wreszcie
dostąpić wtajemniczenia. Tak, moja zasługa, choć niewątpliwa, była wszakże nieznaczna, gdyż nie ma
wątpliwości, że zostałem wybrany na wzór pomazańca. Coś na kształt palca bożego nakreśliło na moim czole
signum. I wtenczas otworzyłem powieki, nowo narodzony, aby oczy moje olśniło prawdziwe universum, na
którym wszystko, co niemożliwe, okazywało się możliwe. I całkowicie naturalne. Zgodne z nowym
porządkiem rzeczy. Tak naturalne, jak śmierć słońca, które mogło zemrzeć po drodze i ne wstać jutrzejszego
ranka.
I w tym nowym, prawdziwym a wspaniałym świecie, choć podszytym moją trwogą i lękiem, które powinny
ustąpić jak niegrozne uczulenie, gdy się z odmienioną rzeczywistością otrzaskam, w tym nowym świecie
zaiste stałem się wreszcie kimś, indywidualnością nie bez znaczenia, a nie zwykłym radiowym reporterkiem.
Spotkało mnie bowiem coś wręcz cudownego. Przeczuwałem w sobie moce demiurga, budziły się dopiero i
drżałem na myśl o tym, kiedy się objawią i kiedy za ich przyczyną wszystkich swoich wrogów,
prześladowników i cały ich pomiot szatański, strategów i wszystkie ich rakiety zmiotę z powierzchni ziemi.
Albowiem czułem się wprawdzie udręczony i prześladowany bez miłosierdzia, ale zarazem - o czym oni nie
wiedzieli! - władny dokonać czynów, które zmienią oblicze świata na wieki całe, a może i po wsze czasy. Jako
homo sapiens z prawdziwego zdarzenia, wykwit własnego gatunku, przeczuwałem swoją potęgę. Potęgę
mózgu, który optrafił uruchomić moce nadprzyrodzone. Zostanę bowiem dopuszczony do władania nimi.
Spełnię wieki marzeń, osiągnę to, do czego inni na oślep dążyli poprzez gusła, zaklęcia i magię. Wszechmoc
w stanie czystym. I gdybym tylko zapragnął, zemsta moja byłaby straszna, a kronikarze musieliby spisać
nową biblię okropieństw, od których by włosy siwiały.
Ale było mi to wstrętne, pachnące wszechmocą bożą. Wszechmoc boża wydawała mi się zawsze okrutna,
więc pragnąłem, aby moja wszechmoc okazała się surowa, gdy trzeba, ale zawsze miłosierna. Nie użyję jej w
złym i niegodnym celu. Z chwilą gdy ją otrzymam, pierwszym moim obowiązkiem będzie przepędzić z
Ziemi głód. O strategach już mówiłem, rozprawię się z całą bezwzględnością, rozbroję wszystkie arsenały, w
które wpakowali nasz ciężko zapracowany majątek. Nie darmo zostałem wybrańcem, widać liczono na mój
przyrodzony altruizm. Cóż by się działo, gdyby któregoś z prześladowników obdarzyć taką mocą? Finis
mundi! Wiedziano jednak, komu ją powierzyć, na kim można polegać i kto nie zawiedzie, zostało to trafnie
skalkulowane i los padł właśnie na mnie. W fałszywej skromności nie będę wołał: non sum dignus. Bo jestem
godzien. Akceptuję wybór w przekonaniu, że sprawdzę się jako właściwy człowiek do właściwych zadań,
żeby nie mówić podniośle - mąż opatrznościowy, bo czeka mnie ciężka robota, a nie wyżywanie się w
napuszonym gadulstwie, intrydze politycznej i mocarstwowej tromtadracji, z czego słynął niejeden mąż
Jerzy Krzysztoń ''Obłęd'' 1980 r. strona 127 z 142 [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grolux.keep.pl
  • Powered by MyScript