[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dziewczynom, rozdając autografy oraz pijąc i objadając się, ile wlezie. Większość najemców znalazła czas, że odwiedzić kwiaciarnię z butelką wina czy słodyczami. Wszyscy jak jeden mąż gratulowali Amber, choć niektórzy mieli nieczyste sumienia, poparli bowiem działania Rogera na pamiętnym zebraniu. Zwłaszcza Marc przepraszał Amber, zwalając winę na Di Delornay. Serena i Amber śmiały się ukradkiem, gdy rzucał pełne żalu spojrzenia na wejście od ulicy. Wprawdzie zaprzeczał, ale z pewnością chętnie przejąłby korzystniej położony lokal, gdyby tylko nadarzyła się okazja. Wizytę złożyły nawet Di Delornay i Ivy, która wyglądała niezwykle elegancko w kostiumie i pantoflach na obcasach. Jak wyjaśniła, „tu" nie było to potrzebne, ale „tam" nienaganny wygląd miał zasadnicze znaczenie. Amber uśmiechnęła się do niej; Ivy nie była w stanie sprawić jej przykrości. Życie układało się różowo - sklep, przyjaciele, ukochany mężczyzna... Oczywiście nie posiadał oficjalnego tytułu narzeczonego i być może tak już zosta- nie. Człowiek, który przeżył tak straszne doświadczenie, miał prawo trzymać się z daleka od poważnych związków, których zazwyczaj pragną kobiety. Dla Amber to się nie liczy- ło, była szczęśliwa, mając to, co miała. Była pewna, że będą się widywali regularnie, choć smutno będzie nie budzić się przy nim co rano. Oboje mieli tyle pracy, że niereali- stycznie byłoby oczekiwać codziennych spotkań. Była troszkę rozczarowana, że Guy wpadł na otwarcie tylko na godzinę, tłumacząc się nawałem zajęć. Jo przestała już oczywiście być problemem. Guy wyjaśnił jej szczegółowo tamtą sytuację. - Czy znasz to powiedzenie - zagadnął ją kiedyś w kawiarni - że łuski spadły ko- muś z oczu? - Gdy potaknęła, ciągnął: - Kiedy rozmawiałem z nią w pubie, tak właśnie się poczułem. Każdy ma prawo się wycofać, zanim wypowie sakramentalne „tak", ale jej wyjaśnienie wbiło mnie w krzesło. Powiedziała, że była bardzo zajęta przygotowaniami do wyjazdu, wszystko działo się tak nagle, że ocknęła się dopiero wtedy, gdy już było za późno. Doprawdy trudno było sobie wyobrazić, że można być do tego stopnia zajętym, żeby zapomnieć o czekającym przed ołtarzem panu młodym. Współczuła Guyowi, a za- razem cieszyła się, że porozmawiali szczerze o jego bolesnym doświadczeniu. Ukrywał swoje uczucia przed wszystkimi z obawy, że zostanie wyśmiany. Wieczorem w dniu otwarcia Amber miała już powoli dość świętujących tłumów. Od świtu była na nogach i czuła wielkie zmęczenie. - Możesz iść na górę i wreszcie odpocząć - zaproponowała Jean. - Popilnuję sklepu przez godzinę, jeśli oczywiście mi ufasz. - Och, Jean, nie wiem, czy mogę... - Zapewniam cię, że możesz, więc przyjmij propozycję - powiedział stanowczo Guy. Wmaszerował pewnym krokiem, ubrany z niedbałym wdziękiem w dżinsy i skó- rzaną kurtkę, z oczami płonącymi radością. Był świeżo ogolony, co bystre oko Amber dostrzegło natychmiast. - Co cię sprowadza z powrotem? - spytała z szelmowskim uśmiechem. Guy nachylił się i pocałował ją w usta, niespeszony spojrzeniami ciekawskich, a zwłaszcza ciotki. - Chciałbym ci coś pokazać. Zaprowadził ją do samochodu, gdzie najpierw przywitał się z nią tak czule, że nie wątpiła ani przez chwilę, że Guy jest zachwycony, że ją znowu widzi. Pojechali przez most do Woollahra. Była to ładna dzielnica starych willi i ulic wysadzanych drzewami. Dom odziedziczony przez Guya po dziadku stał na wzniesieniu; z górnego piętra rozciągał się zapierający dech widok na zatokę. W środku pachniało świeżym drewnem i farbą. Guy zaprowadził ją na piętro i otworzył drzwi do długiego, szerokiego pokoju. Nie było w nim żadnych mebli poza fortepianem w kącie; trzy ściany były oklejone lustrami, pod czwartą umocowano poręcz. - Och, Guy... - sapnęła Amber. Nie wiedziała, co powiedzieć. Postąpiła kilka kroków w głąb tego cudownego po- koju, w głowie wirowały jej setki pytań. Po co to wszystko, dlaczego? Odwróciła się i spojrzała na Guya. Podszedł do niej, w jego szarych oczach czaiła się niepewność. - Pomyślałem sobie... popraw mnie, jeśli się mylę... może będziesz chciała, kiedy sklep już się rozkręci, przekazać go komuś i podjąć przerwaną karierę. Amber zakryła twarz i załkała żałośnie. Guy trzymał ją w objęciach, usiłując po- cieszyć. Kiedy wreszcie wytarła mokre oczy i trochę się uspokoiła, powiedziała mu, że jej życie jest teraz tu, w Sydney, gdzie ma jego i sklep, zwłaszcza jego. O miejsce w ba- lecie walczą tu dziesiątki wybitnych tancerzy, ona zaś tak dawno temu wypadła z obiegu, że musiałaby ćwiczyć jak szalona, żeby się w ogóle dostać na przesłuchanie. Guy za- pewnił ją, że się uda, jeśli tylko przekaże sklep w ręce Sereny, a sama poświęci czas na ćwiczenia. Niezachwiana pewność w jego głosie była zaraźliwa. Amber pomyślała, że być może taki plan nie jest całkiem pozbawiony sensu... - Serena mogłaby zamieszkać u ciebie, a ty przeniesiesz się tutaj. Zaprowadził oniemiałą Amber do salonu z grubym perskim dywanem, olbrzymią sofą i fotelami, gdzie wreszcie mogła usiąść, bo od tych rewelacji nogi się pod nią ugina- ły. - Muszę ci coś wyznać - zaczął napiętym tonem. - Po rozczarowaniu, jakie wtedy przeżyłem, byłem pewien, że już nigdy nie zaufam kobiecie. Ale poznałem ciebie i od razu zakochałem się w tobie do szaleństwa. Nadal za tobą szaleję, jesteś dla mnie wszystkim. Amber wybuchła przeraźliwym śmiechem, a Guy spoglądał na nią podejrzliwie. - Tak długo czekałam, żeby ci powiedzieć, jak bardzo cię kocham, Guy. Już dawno temu oddałam ci serce, wiesz? Siedzieli ciasno objęci, ciesząc się odnalezionym szczęściem. Guy pocałował ją namiętnie w usta.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plgrolux.keep.pl
|