[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nosić złoto na plecach do jaskini leżącej nawet dość wysoko... Ale chyba nie bardzo daleko. - A ilu ludzi miał ze sobą Giżycki? - zapytałem. - Tego nie wiadomo. - I co się z nimi potem stało? - Tego też nie wiadomo - powiedział Awenir. - Przykro mi to mówić, ale możliwe, że zostali wymordowani... - Przez Giżyckiego? - zdziwiłem się. - Nie da się wykluczyć - powiedział poważnie szef. - Niewiele o nim wiemy... Ale robił dla barona gazy bojowe... Więc nie mógł być dobrym człowiekiem... - Ale pisał książki - zauważyłem. - Mądre książki dla dzieci... - Jedno drugiego nie wyklucza - zauważył Owsianow. - U nas w Rosji był taki pisarz Arkady Gajdar... Nie wiem, czy słyszeliście? - A jakże - uśmiechnąłem się. - Byłem chyba ostatnim rocznikiem, który omawiał jako lekturę książkę Timur i jego drużyna . - No właśnie. Napisał sporo ładnych książek dla młodzieży. Ideologię komunistyczną przemycał w nich niezwykle delikatnie, z wyczuciem... Był cenionym pedagogiem... Tyle że w czasie wojny domowej popełnił szereg odrażających zbrodni na ludności cywilnej. W tambowskiej guberni do tej pory opowiadają o nim straszne rzeczy. Nawet za sto lat pewnie będzie żył w ludowych opowieściach jako wampir... Tak więc pisanie książek o niczym nie świadczy. - Lenin też napisał sześćdziesiąt tomów - uśmiechnął się pan Tomasz. - Ale wróćmy do tematu. Pochyliliśmy się nad mapą. - Od szlaku można wjechać w kilka dolin wgryzających się w masyw. Na dnie jednego z takich wąwozów znajdujemy się w tej chwili - powiedziałem. - Dziś zbadamy sąsiedni - wyjaśnił Owsianow. Dwaj ponurzy strażnicy znieśli nam z góry śniadanie, trzy baranie kiełbasy na gorąco z sucharami. Kończyliśmy już jeść, gdy pojawił się David. - Ten numer w nocy bardzo mnie zdenerwował - powiedział. - Nie próbujcie więcej dobierać się do mojego helikoptera. Jak poszukiwania? Szef wyjął plan tej części pasma górskiego. - Dziś zbadamy ten wąwóz... - Grzebiecie się strasznie - warknął. - Dostaniecie do pomocy tę arystokratkę... Mam nadzieję, że traficie wreszcie na jakiś ślad. A waszego młodego koleżkę na razie każę przykuć łańcuchem. I pamiętajcie: żadnych numerów... Wyglądało na to, że nie żartuje. Chyba pił w nocy, bo miał zaczerwienione oczy i był skacowany. Ruszyliśmy w drogę. Wyszliśmy z naszego wąwozu i poszliśmy strasznie starą, od dawna nie konserwowaną drogą. Popatrzyłem na nią z powątpiewaniem. Wyglądała z grubsza jak szlaki, które oglądaliśmy z samolotu z Michaiłem. Po lewej stronie za skalnym cyplem otworzył się kolejny jar. Był szeroki na kilkanaście metrów. Dnem płynął strumyk, wesoło pluszcząc po kamieniach. Na jego widok już się schylałem, aby zaczerpnąć wody, ale w porę przypomniałem sobie o amebach. Po kilku minutach u wylotu wąwozu zatrzymał się motocykl. Strażnik wysadził z kosza Damao. Zaparkował maszynę, a sam ruszył za nami, choć, co należy zapisać mu na plus, zachowywał pewien dystans. Rozglądaliśmy się po ścianach w poszukiwaniu podejrzanych miejsc. Tymczasem dziewczyna opowiadała nam, co w nocy wyprawiali z radiostacją. Potem ja opowiedziałem nasze przygody. - Czyli nic nie wyszło - westchnęła. - Szkoda. - Helikoptera, obawiam się, będą teraz lepiej pilnowali - zauważył pan Tomasz. - Czy masz, Pawle, jakiś alternatywny plan? - Trzeba będzie zabrać się do budowy nadajnika radiowego - powiedziałem. - Nie wiem jeszcze, jak to zrobię, nie mając transformatora, zródeł napięcia i jeszcze kilkudziesięciu innych detali. - Nie uczyli was w komandosach niczego na temat budowy nadajników? - zainteresował się Awenir. - Nie. Korzystaliśmy z gotowych, a szkolenie obejmowało różne typy tych urządzeń, różne sposoby nadawania, kody i ewentualnie drobne naprawy. Ale coś spróbuję zmajstrować. Wyszliśmy na niewielki kocioł skalny. Wokoło nas pięły się prawie pionowe ściany. Pośrodku było niewielkie bajorko z wodą. Damao zdjęła buty i moczyła sobie nogi, a ja uważnie rozejrzałem się po okolicy. Skalne ściany wyglądały całkiem zwyczajnie. Nigdzie nie było żadnych znaków świadczących o istnieniu jaskiń lub innych potencjalnych kryjówek. - Jak woda? - zapytałem dziewczynę. - Nawet dość ciepła, biorąc pod uwagę porę roku i miejsce. Włożyłem do niej rękę. - Ma jakieś trzydzieści stopni - zauważyłem - To widocznie zródło wybijające z bardzo głęboka, podgrzewane geotermalnie. - Dno kamieniste i to dość płytko - mruknął Awenir. - Raczej nie mogli tu niczego zatopić. Idziemy dalej? Ruszyliśmy. Wąwóz piął się pod górę. Dno zaścielały odłamki kamieni. - Wątpię, żeby po takich rumowiskach mogli jezdzić konno - zauważył pan Tomasz. - Proszę nie zapominać, że minęło prawie osiemdziesiąt lat - powiedziałem. - Pamięta pan stoki Znieżki? Zląska Droga, zawalona kamieniami, które kiedyś były starannie ubite, a obecnie utrudniają wędrówkę. - Poza tym tu mogły schodzić nieduże lawiny lub woda naniosła - dodał Awenir. - Pan Daniec ma rację. Kiedyś to mogło wyglądać inaczej. - Jaskinia - zauważyła Damao. Faktycznie, w skalnej ścianie widniał ciemny otwór groty. - Wysoko nad dnem - mruknąłem. - Będzie z piętnaście metrów. - Na miejscu Giżyckiego wybierałbym miejsca trudno dostępne - powiedział poważnie Awenir. - Sądzę, że warto by się było wdrapać i trochę rozejrzeć. Strażnik zaciekawiony podszedł bliżej. - Jaskinia - powiedział po rosyjsku. - Chcecie ją zbadać?
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plgrolux.keep.pl
|