Podobne

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zakradÅ‚a siê pomiêdzy wychowanków Bractwa.
Nie. Wymówiła bezgłoSnie to słowo. Usłyszała dalekie głosy
i zobaczyÅ‚a twarze. Twarze te migotaÅ‚y. Raz byÅ‚y nieruchome, o tê-
pym spojrzeniu, takie, jakimi musieli widzieæ je mê¿czyxni. Innym
razem zaS peÅ‚ne ¿ycia i rozumu: tajemne twarze, które kobiety poka-
zywaÅ‚y tylko jedna drugiej, kiedy aroganccy i tchórzliwi mê¿czyxni
byli daleko.
Jedn¹ twarz widziaÅ‚a najwyraxniej, pomarszczon¹, zmêczo-
n¹ upÅ‚ywem czasu i bólem, poznaczon¹ bliznami po Wielkim Po-
ruszeniu: twarz Iverny, która byÅ‚a Mistrzyni¹ wszystkich Sokol-
niczek.
 Jonkara nie ¿yje  powiedziaÅ‚a.  CzekaÅ‚ySmy i cierpiaÅ‚y-
Smy, ukrywaj¹c, kim jesteSmy i co mo¿emy zrobiæ, ¿eby mê¿czyx-
ni siê o tym nie dowiedzieli, a za ich poSrednictwem Jonkara. Te-
raz jesteSmy wolne. Nie mo¿e ju¿ nam nic zrobiæ, nie mo¿e podpo-
rz¹dkowaæ nas swojej woli ani skusiæ obietnicami Mocy. To byÅ‚y
złudne obietnice. Ona miałaby wszystko, my zaS byłybySmy jej
niewolnicami.
 Dlaczego?  zapytaÅ‚a bezdxwiêcznie Cieñ.
 Moc. Chodzi o Moc. Czarownice z Estcarpu j¹ miaÅ‚y; nie tyl-
ko magiê, lecz i wÅ‚adzê. Wielmo¿e j¹ maj¹. Kolderczycy jej pragnê-
li; nasi mê¿czyxni wyobra¿aj¹ sobie, ¿e do nich nale¿y, nawet jeSli
jest to tylko władza nad nami.
 I ty chciaÅ‚abyS j¹ mieæ  powiedziaÅ‚a Cieñ.  WybraÅ‚aS mnie,
¿ebym zdobyÅ‚a j¹ dla ciebie. ¯ebym ¿yÅ‚a jako chÅ‚opiec. ¯ebym byÅ‚a
skromna, ale znaÅ‚a czar, który mogÅ‚abym wyszeptaæ w potrzebie, by
oszukaæ oczy i wygl¹daæ jak chÅ‚opiec. Stawiæ czoÅ‚o Wyborowi, zo-
staæ Wybrank¹ jakiegoS sokoÅ‚a. Lecz sokoÅ‚y wiedz¹. One wiedz¹.
 I czy ciê nienawidz¹?
Cieñ poÅ‚o¿yÅ‚a siê na brzuchu. ByÅ‚o jej niewygodnie, przygniotÅ‚a
piersi, ale nie zmieniÅ‚a pozycji. Iverna nie byÅ‚a snem ani przera¿aj¹-
cym zwidem. Była tutaj, w jej umySle, czekała.
 Nie  szepnêÅ‚a.  Nie. One mnie nie nienawidz¹. Czasami...
Jeden pozwala mi siebie dotykaæ, a nawet, gdy lata, potajemnie
180
u¿ycza mi swoich oczu. Kiedy nikt inny nie mo¿e tego zobaczyæ
i nas ukaraæ. Nie mogê jednak byæ Wybrank¹. SokoÅ‚y znaj¹ dawne
lêki swoich panów. Nigdy nie ofiaruj¹ swego brata kobiecie.
 Musisz o to poprosiæ.
 Czy ja kiedykolwiek mogÅ‚am wybieraæ?  rozeSmiaÅ‚a siê gorzko
Cieñ.  Zawsze byÅ‚am twoim posÅ‚usznym orê¿em. PozwoliÅ‚am, abyS
uksztaÅ‚towaÅ‚a mnie wedÅ‚ug swej woli. ZgodziÅ‚am siê, ¿eby Bracia
mnie udoskonalili. Teraz ty mn¹ wÅ‚adasz. Nie mogê nawet zapytaæ
ciê, dlaczego.
 Dlatego, ¿e nadeszÅ‚a wÅ‚aSciwa pora. Poniewa¿ doSæ ju¿ siê
nacierpiaÅ‚ySmy. Poniewa¿ nie jesteS pierwsz¹, ale jesteS jedyn¹, któ-
rej udaÅ‚o siê zajSæ tak daleko, i nie spotkaÅ‚o ciê niepowodzenie ani
podczas æwiczeñ, ani podczas nauki, i wykazaÅ‚aS siê odpowiedni¹
siÅ‚¹ woli.
Dziewczynka nie miaÅ‚a siÅ‚y dÅ‚u¿ej siê opieraæ. MogÅ‚a jeszcze
uciec. Znała sposoby i czary, którymi oSlepiłaby nawet sokoły. Wła-
daÅ‚a broni¹, umiaÅ‚a jexdziæ konno i walczyæ. MiaÅ‚a Moc. Tylko z po-
wodu tej ostatniej Czarownice na pewno by j¹ zaakceptowaÅ‚y. Có¿
to byłby za triumf: Czarownica z krwi Sokolników, Moc rodem
z Gniazda. To zmia¿d¿yÅ‚oby butê Braci, nawet gdyby nie dost¹piÅ‚a
Wyboru.
WestchnêÅ‚a. MogÅ‚a byæ kobiet¹ i Czarownic¹, szpiegiem i przy-
szÅ‚¹ zdrajczyni¹, lecz nale¿aÅ‚a do rasy Sokolników. Estcarp nie byÅ‚
jej ojczyzn¹, a jego mieszkañcy jej pobratymcami.
ZablokowaÅ‚a przed Ivern¹ swój umysÅ‚. KiedyS nie potrafiÅ‚aby
tego zrobiæ. Teraz zaS nawet nie pozwoliÅ‚a sobie na dumê z tego
dokonania, tak jak na strach.
OszczêdzaÅ‚a siÅ‚y na czas Wyboru.
Noc trwała wieki i nic z niej nie pozostało. Bicie dzwonu postawiło
wszystkich na nogi, nawet Robaka, który przespaÅ‚by wschód sÅ‚oñca,
gdyby mu tylko na to pozwolono. Niektórzy zaczêli szukaæ po omacku
swojego codziennego ubrania, póxniej wszak¿e oprzytomnieli i jak
reszta naÅ‚o¿yli strój ze skóry i lnu, strój peÅ‚noprawnych Braci. Wszyscy
wÅ‚o¿yli go po raz pierwszy, a niektórzy mo¿e ostatni. Byli z siebie
dumni, choæ ich ciaÅ‚a zesztywniaÅ‚y z napiêcia i strachu. Ustawili siê
w nierównym szeregu na Srodku pokoju. Eyas sykn¹Å‚ i szereg
natychmiast siê wyrównaÅ‚.
Dosłownie w ostatniej chwili. Bracia przyszli po nich.
181
Tacy Sokolnicy, jakimi widywali ich cudzoziemcy, w zasłania-
j¹cych twarze heÅ‚mach-maskach. Ka¿dy z zakapturzonym skrzydla-
tym bratem na ramieniu. Ale sokoÅ‚y wiedziaÅ‚y. Ich spojrzenia Cieñ
odebraÅ‚a jako roz¿arzone igÅ‚y zagÅ‚êbiaj¹ce siê w jej duszy.
Nie potrafiÅ‚a tego zrobiæ. KÅ‚amaÅ‚a i oszukiwaÅ‚a caÅ‚e siedem lat.
To trwaÅ‚o za dÅ‚ugo. Nie powiedzie siê jej, umrze. Nie mogÅ‚a tego
zrobiæ.
PoczuÅ‚a dotkniêcie. DrgnêÅ‚a jak przebudzony kot.
Sokolik tr¹caÅ‚ ramieniem jej ramiê, uSmiechaj¹c siê z ukosa.
 Powodzenia  szepn¹Å‚.
Zawsze byÅ‚ jej przyjacielem, choæ nigdy nie wiedziaÅ‚a dokÅ‚adnie
dlaczego. Mo¿e dlatego, ¿e ani mu siê nie podlizywaÅ‚a, ani nie rzucaÅ‚a
wyzwania i niekiedy podczas æwiczeñ, a czêsto podczas lekcji. .. byÅ‚a
od niego lepsza. KiedyS poprosiÅ‚ j¹, ¿eby zostaÅ‚a jego mieczowym
bratem, lecz odmówiła. Nie ponowił proSby, ale nie zmienił do niej
stosunku. CzuÅ‚a siê z nim dobrze, jak z prawdziwym bratem.
Panienka zacz¹Å‚ pochlipywaæ. Cieñ wyprostowaÅ‚a siê. Ona nie
jest tchórzliw¹ bab¹, nie da wszystkim poznaæ, jak bardzo siê boi.
Na tê mySl zachciaÅ‚o jej siê Smiaæ. OdpowiedziaÅ‚a na uSmiech
Sokolika niemal równie spokojnym uSmiechem.
 Powodzenia  odparÅ‚a i pozwoliÅ‚a siê zaprowadziæ razem z in-
nymi na próbê.
Próby byÅ‚y trzy. Pierwsza byÅ‚a próba ciaÅ‚a: pojedynek  z broni¹
i bez broni. Potem próba umysÅ‚u przed Mistrzem i najstarszymi Braæ-
mi. A na koñcu, dla tych, którzy przeszli przez dwie poprzednie 
Wybór. Nikt nie powiedziaÅ‚ jej, jak siê to wÅ‚aSciwie odbywa. Cieñ
wiedziaÅ‚a tylko, ¿e nowicjusze wchodzili kolejno do serca twierdzy
i ¿e niektórzy wracali stamt¹d z sokoÅ‚ami, a niektórzy wcale nie wra-
cali.
Trzy próby, na trzech ró¿nych polach æwiczebnych. Pole próby
ciała i stali doskonale znała, był to znany brukowany dziedziniec, na
którym æwiczyli, z rzexb¹ Spi¹cego sokoÅ‚a nad bram¹. Cieñ wlepiÅ‚a
w niego spojrzenie. SÅ‚uchaÅ‚a słów inwokacji, stoj¹c na bacznoSæ
miêdzy Sokolikiem i bladym, zesztywniaÅ‚ym Panienk¹. Bracia tkwili
w bezruchu jak skamieniali wokół dziedziñca, a ka¿dy miaÅ‚ na ra-
mieniu równie nieruchomego sokoÅ‚a. SÅ‚owa inwokacji zdawaÅ‚y siê
unosiæ i opadaæ jak fala. ZnaÅ‚a ten gÅ‚os, choæ tÅ‚umiÅ‚ go heÅ‚m-maska,
zarazem chrapliwy i sÅ‚odki niczym miód w wódce jêczmiennej. Rle-
py Verian, który od pocz¹tku opiekowaÅ‚ siê ósemk¹ wychowanków,
doprowadzi ich do koñca. Po raz ostatni podniósÅ‚ gÅ‚os:
182
 Oby Pan Skrzydeł wam sprzyjał!
Echa nie zd¹¿yÅ‚y umilkn¹æ. Broñ le¿aÅ‚a na Srodku dziedziñca,
tylko siedem sztuk. Miecz, włócznia, pistolet strzałkowy, topór, pika,
dr¹g i sztylet. Nowicjusze skoczyli po nie. W tej samej chwili kr¹g
Braci zamkn¹Å‚ siê wokół nich. Wewn¹trz krêgu stanêÅ‚o ich oSmiu,
bez sokołów, siedmiu uzbrojonych, a ósmy miaÅ‚ tylko puste rêce.
UmysÅ‚ Cienia zareagowaÅ‚ szybciej ni¿ jej ciaÅ‚o. Ju¿ dawno do-
konaÅ‚a wyboru. Tak samo jak ktoS inny. Rnie¿ny Kot spojrzaÅ‚ jej
w oczy. Jej rêka przemknêÅ‚a obok niego, chwyciÅ‚a miecz i rzuciÅ‚a
go. Sokolik go zÅ‚apaÅ‚. Rnie¿ny Kot miaÅ‚ włóczniê. Dla niej nic nie [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grolux.keep.pl
  • Powered by MyScript