Podobne

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

właśnie podeszliśmy, zimą trzyma się zwierzęta. Z tyłu natomiast stały olbrzymie silosy.
 Wszystko to, jak wzrokiem sięgnąć i dużo dalej, należy do Obernewtyn  tłumaczył.
 Jesteśmy prawie zupełnie samowystarczalni. Właściwie nie mamy wyjścia, bo w zimie śnieg
całkowicie odcina drogę na niziny. Zimą wszyscy pracują w domu: przędą, tkają i przygotowują towar na
sprzedaż na wiosnę. Pozwala nam to kupić wszystko, czego sami nie jesteśmy w stanie wyprodukować.
Przed nadejściem zimy zapasy zgromadzone w silosach muszą zostać przetransportowane do głównego
budynku.
Minęliśmy wielką oborę, która mocno śmierdziała zwierzętami. Ariel zmarszczył lekko nos, ale ja
wciągnęłam głęboko powietrze, bo zapach przypominał mi Rangorn.
 To magazyny na potrzeby żywego inwentarza. Zboża i siana musi starczyć na całą zimę. W zimie
zostaje tu jeden Odmieniec, którego zadaniem jest opieka nad zwierzętami. Część krów i drobiu
przenosimy na dziedzińce, żeby zapewnić sobie zapas mięsa, jajek i mleka.
Widać było, że to bardzo wydajne gospodarstwo i że sprzedawana nadwyżka z łatwością pokrywa
zakup tych kilku rzeczy, których brakowało w Obernewtyn. Zastanawiałam się, co się działo z resztą
zysków. Część z nich niewątpliwie szła na zakup kolejnych Odmieńców.
Na zachodzie, za odległą granicą wyznaczaną przez mur biegnący wokół Obernewtyn, wznosiła się
postrzępiona linia gór. Na wschodzie też ciągnęły się góry. Pogrążona w myślach nie zauważyłam, że
Ariel mi się przygląda.
 Widzę, że ciekawią cię góry  odezwał się szyderczo.  Możesz sobie patrzeć do woli, bo nigdy
nie zobaczysz ich z bliska. Ci, którzy usiłują do nich dotrzeć, znajdują w nich wolność i śmierć.
Napiętą atmosferę przerwał głośny kwik, który rozległ się gdzieś za nami. Podążyliśmy za Arielem do
niewielkiej szopy, ale zanim zdążyliśmy tam dojść, wyszedł z niej jakiś mężczyzna z prosiakiem na
rękach. Ruszył w naszym kierunku, prosiak nie przestawał kwiczeć donośnie.
Zorientowałam się, że to nie jest dorosły człowiek, tylko dobrze zbudowany chłopak, na oko
dziewiętnastoletni. Zostawił świniaka w małym kojcu i otarł ręce o spodnie. Przywitał się przyjaznie z
Arielem, ale w jego zachowaniu dało się wyczuć czujność, która mnie zaskoczyła.
Miałam go właśnie wysondować, gdy zdarzyło się coś dziwnego.
Chłopak mówił właśnie Arielowi o prosiaku, którego przyniósł, ale urwał w połowie zdania i spojrzał
na mnie swoimi zielonymi jak jadeit oczami. Wyczułam zagrożenie i przestraszyłam się, że się
zdradziłam. Myślałam, że mnie wyda, ale on zorientował się nagle, że sam też jest obserwowany.
Przyjrzał się całej naszej grupie, ale byłam pewna, że zrobił to tylko po to, aby zamaskować
zainteresowanie mną.
Ariel popatrzył z namysłem na mnie, potem na niego.
 To jest Rushton  przedstawił.  Jest zarządcą na farmie.
Zaskoczona uświadomiłam sobie, że to znajomy Enocha. Zniady chłopak nie wyglądał na
Odmieńca, ale Ariel nie uznał za zasadne wyjaśnić nam jego pozycji. Zarządca opowiedział krótko o
farmie, uprawach i zwierzętach, po czym zostawił nas z Arielem. Na odchodne spojrzał na mnie
znacząco, ale zrobił to tak szybko, że nie zrozumiałam, co chciał mi przez to powiedzieć.
W nocy śniły mi się mroczne, zielone oczy usiłujące przekazać mi jakieś niezrozumiałe wiadomości.
Gdy obudziłam się rano, Selmar i jeszcze jedna dziewczyna patrzyły na mnie dziwnie, z czego
wywnioskowałam, że mówiłam przez sen, choć nie mogło to być nic obciążającego.
Następnego dnia z ciężkim sercem wróciłam do ciemnych czeluści kuchni.
Rozdział 11.
Pewnego ranka na początku lata, gdy ciągle jeszcze pracowałam w kuchni, obudziłam się z
nieprzyjemnym uczuciem niepokoju, który u mnie zwykle poprzedzał jakiegoś rodzaju przeczucia. W
pierwszej chwili przestraszyłam się, że wróciła Madame Vega i że będę musiała się zobaczyć z Mistrzem
Obernewtyn. Odczucie minęło, a razem z nim znikł mój strach.
Niepokój jednak pozostał.
Tak czy inaczej, byłam zbyt znudzona i znużona niekończącą się harówką, by poświęcać czemukolwiek
więcej niż chwilę namysłu. Obawiałam się jedynie, że jeśli kiedykolwiek uda mi się wydostać z kuchni,
nie będę już pamiętać, jak z zainteresowaniem patrzeć na otaczający mnie świat. Przywykłam do
wiecznego wyłączania się.
Ręce miałam popękane i czerwone od gorącej wody i ciągłego szorowania. Od ukropu i oleju włosy
mi się rozprostowały i zaczęły się przetłuszczać. Z braku świeżego powietrza zrobiłam się blada i
pryszczata. Cicha wojna między Lilą i mną osiągnęła nowy poziom eskalacji tego ranka, gdy Lila oblała
mnie z zaskoczenia gorącym tłuszczem. Wrzasnęłam z bólu, na co Andra zdzieliła córkę w łeb, ale Lila
uśmiechnęła się, wiedząc, że tym razem to ona jest górą.
Zagryzłam wargi i zaczęłam obmyślać zemstę.
W samym środku moich wojowniczych deliberacji gdzieś w pobliżu coś huknęło.
Podniosłyśmy głowy, zastanawiając się, co to takiego. Znów rozległ się potężny huk i cała kuchnia aż
się zatrzęsła. Lila wrzasnęła ze strachu, a ja z przyjemnością zobaczyłam, że matka wymierza jej
policzek. Kucharka odwróciła się do mnie, raczej z poirytowaną niż zalęknioną czy skołowaną miną.
 To ten pieruński dach. Mówiłam, że słupy zbutwiały od wilgoci.  Machnęła ręką w stronę
kuchennego dziedzińca, a ja ucieszyłam się, że nie było mnie tam w chwili zawalenia dachu.  Znajdz
lepiej Ariela. Albo najlepiej od razu Matthew. Wydaje mi się, że dziś jest w domu.
Skinęłam głową i wyszłam szybko.
Korytarze były choć raz zupełnie puste. Nigdy wcześniej nie chodziłam po budynku w środku dnia,
byłam ciekawa, czy zawsze jest tu wtedy tak spokojnie. Szukałam wskazanej osoby, wreszcie zaczęłam
nawet wołać, ale nikt mi nie odpowiadał. Miałam dziwne wrażenie, że w domu nikogo nie ma. Wtem
usłyszałam czyjeś kroki. To była Selmar. Na mój widok stanęła jak wryta. Nie zdążyłam otworzyć ust,
gdy nagle cofnęła się i skuliła pod ścianą. Ze zdumienia nie byłam w stanie wydusić ani słowa.
 Co się stało? Coś cię boli?  spytałam w końcu łagodnie. Coś w jej wyniszczonej twarzy budziło
we mnie litość.
 Nie rób mi krzywdy  odezwała się Selmar.  Ja nic nie wiem.
Tej nocy nie spała w swoim łóżku i poprzedniej też nie.
 Przecież nic ci nie zrobię  odparłam, wyciągając rękę, żeby pomóc jej wstać.
Skurczyła się, jakbym podawała jej czysty białopal.  Co się stało? yle się czujesz?
Wpatrywała się we mnie bez słowa. Jej zrenice przypominały główki od szpilek zatopione w białku
oka. Pomyślałam, że może zażyła za dużo ogólnodostępnej nalewki nasennej. Ale dlaczego była taka [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grolux.keep.pl
  • Powered by MyScript