[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Ktokolwiekuszkodził hamulce, mógł zechcieć sprawdzić sku- tki swojegodzieła. - Możemywpaść doszeryfa - zaproponowała, kiedyzna- lezli się na szosie. - Nie. - Ed przedstawił go już miejscowemu szeryfowi. Miły facet, ale z pewnością nie nadawał się do ścigania za- wodowego mordercy. Jedynym rozsądnym wyjściem było skontaktować się zHarrymi kazać muzawiadomić Departa- ment Sprawiedliwości. Dla bezpieczeństwa Cassie. Cassie zatrzymała się. Wyraz twarzy Dana przeraził ją. Dostrzegła wjegooczachrozpacz - niestrachowłasne życie, lecz bezsilną rozpacz. Jakgdybystracił ostatniegoprzyjaciela i nie wiedział, jak dalej żyć. Chciała mu pomóc, ochronić przed cierpieniem, ale co mogła zrobić, nie wiedząc, kto jest jegowrogiem? - Dlaczegonie? - Acobyś mupowiedziała? - Prawdę, gdybym ją znała. Czy nie byłbyś wreszcie skłonny mnie oświecić? - Zerwała się linka hamulcowa. Takierzeczysię zdarzają. Nawet wnowych autach. - Amężczyzni kłamią! Co zdarza się znacznie częściej. - Jegoupór doprowadził ją dofurii. Odwróciła głowę i przy- spieszyła kroku. Danpatrzył na jej kruchą postać zprzykrymuczuciem, że nigdy dotąd nie było mu aż tak ciężko. Po raz pierwszy janessa+anula us o l a d - n a c s 115 w życiu czuł się kompletnie bezradny. Pewien był już, że cyjanekwewczorajszej kawieniebył sprawką Bretta, a linka hamulcowa została przecięta bardzoostrymnarzędziem. I cu- demuniknął wypadku, wktórymzginęłabyCassie. Oglądał wiele śmierci wswoim życiu, ale myśl, że Cassie mogłaby dzisiaj nie żyć, poraziła system jego odporności psychicznej. Zdał sobienaglesprawę, żejest bliski załamania. Przez blisko dwadzieścia lat demaskował korupcję, nienawiść i zbrodnie. Ajaką cenę przyszłomuza topłacić?Czymógłby teraz powiedzieć, że to, corobił, miałogłęboki sens? Jakiś nic nie znaczący gangster omal nie zabił kobiety, która stała się najprawdziwszymsensemjego życia. Cassie szła teraz kilka krokówprzed nim, jakby nie mogła znieść jegowidoku. Nie miał otopretensji. Chciał dać jej wszystko, a mimowolnienaraził ją na śmierć. I dalej narażał... Paniczny strachchwycił goza gardło. Kochał ją. Dlatego, cokolwiek miałobysię wydarzyć, ona musi ocaleć. Tak, kochał ją. Kochał. Zaczął powtarzać to słowo niczymmagiczne zaklęcie. Kochał jej bystry umysł i wiotkie ciało. I wdzięk, i jej gotowość komplikowania sobie życia dla starej ciotki. Kochał wniej wszystko. Nawet sposób, wjaki pochylała głowę, kiedyzaczynała intensywnie myśleć. I co z tego? Mógł ją sobie kochać, ale dla Cassie nic dobrego z tej miłości nie mogło wyniknąć. Związek z nim byłbybiletemdokostnicy. Pora spojrzeć prawdziewoczy. Dla bezpieczeństwa Cassie musi wyjechać z China View. I dodiabła z tą pracą! Nigdy nieprzestaniebyć tarczą strzelniczą dla tegolubinnegozbira, jeśli będzie o nich pisał. Musi zmienić zajęcie. Teraz! Nie kiedyś tam, wnieokreślonej przyszłości, tylkonatychmiast. Tak. KiedyBuczekonimzapomni, powinienrozejrzeć się janessa+anula us o l a d - n a c s 116 za czymś innym. Możepowinienpisać błyskotliwewstępnia- ki, popierające słuszne inicjatywyspołeczne, takie jakzbiórka pieniędzyna oświatę... Kiepska perspektywa, pomyślał gorz- ko, alewprzekonywaniu ludzi, żebyprzestali się zabijać, nie odniósł żadnych sukcesów. Może więc lepiej przekonywać ich do niewielkich zmian wnajbliższymotoczeniu? Do le- pszego wyposażenia szkół, zaopiekowania się biedakami, ludzmi starymi...? Kto wie, czymetoda małychkroczkówna dłuższą metę nie jest skuteczniejsza? Musi powiedzieć Cassie prawdę. Wyjedzie z China View jeszcze dzisiaj, ale bez względu na to, czy czeka ich jakaś wspólna przyszłość, czynie, Cassiezasługujena prawdę. Danbał się panicznie jej reakcji, ale musiał zaryzykować. Niemógł budować swoichnowychwielkichnadziei na kłam- stwie. Instynktownie skulił ramiona. Ajeżeli Cassie powie mu, że nie mą po co wracać... Nie chciał o tymmyśleć. Resztki jego instynktu samozachowawczego odrzucały taką możliwość. - Cas... - Musiał dokonać nieludzkiego wysiłku, żeby jegogłos zabrzmiał naturalnie. - Cassie? Odwróciła się i odruchowo, mimo kipiącej wniej złości, spojrzała na jegonogę. -Ja... Nagle zatrzymała się. Na widok jego trupiobladej twa- rzy zapomniała o złości. Dan zaniemówił, jakby zobaczył... ducha. - Miałaś rację - szepnął wreszcie. - Wjakiej sprawie? - Tych wypadków. To nie były wypadki, tylko, robota płatnegomordercy. - Alezawodowi mordercyrzadkochybiają -powiedziała janessa+anula us o l a d - n a c s 117 pochwili, osłupiała z wrażenia. - Chyba żeczłowiek, które- musię naraziłeś, niema wystarczającodużoforsyna wyna- jęcie fachowca. - Buczekmamnóstwoforsy. - Buczek? - Cassie zmarszczyła czoło, pewna, że zna skądś to nazwisko. - Czy on nie był zamieszany w jakieś gigantyczne przekupstwo korporacji samorządowej w No- wymJorku? - Międzyinnymi. Cassiespojrzała wjegobrązoweoczy. Różnerzeczyprzy- chodziłyjej dogłowy, alenigdybynieuwierzyła, żeDanjest wspólnikiem jakiegoś gangstera. Mógł być najwyżej jego wrogiem. - Czymmusię naraziłeś? - Napisałemserię artykułów, poktórychwładzeniemogły dalej udawać, że Buczekjest zwykłymprzywódcą związko- wymo fatalnych manierach, ale uczciwych intencjach. Bez fałszywej skromności, to ja spowodowałem, że Departament Sprawiedliwości wszczął przeciwko niemu śledztwo. - Nie, tonie ty. Pamiętamte artykuły. Napisał je Leland Trav... - Słowa uwięzły jej wgardle, kiedy wreszcie zrozu-
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plgrolux.keep.pl
|