[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Jimmy i Nikola intensywnie myśleli, co to ma wspólnego z nimi. - A z Limy udać się do Cusco, które leży wysoko w górach - uzupełnił markiz. - Jak pan pamięta z historii, Hiszpanie zburzyli trzysta sześćdziesiąt trzy świątynie Inków, a na ich miejscu postawili trzysta sześćdziesiąt pięć kościołów. Nikola, oszołomiona tym, co mówi markiz, wlepiła w niego wzrok. - W siedemnastym wieku jezuici stworzyli własną szkołę malarstwa. Obrazy te nadal wiszą w kościołach przez nich wzniesionych. Markiz spojrzał na nich, ale ponieważ o nic nie pytali, mówił dalej: - Sądzę, że niektóre z nich są na sprzedaż. Najciekawsze są podobno prace Basilio Santacruza. Nikola bezwiednie przysunęła się bliżej biurka. - Jak już mówiłem, zamierzałem sam wybrać się do Cusco, ale to pan tam pojedzie, Tancombe. Wyślę pana z moim przyjacielem, który niezbyt chętnie rozstaje się z pieniędzmi i nie najgorzej zna się na malarstwie. Jimmy odetchnął głęboko. - Czy... życzy pan sobie, abym dokonał zakupów w pańskim imieniu? - Jeżeli znajdzie się coś godnego uwagi. Będzie pan zmuszony opuścić swój ukochany dom na dłuższy czas. Ta podróż niewątpliwie znacznie wzbogaci pańską wiedzę o świecie i siedemnastowiecznym malarstwie. - Powierzenie mi tego zadania świadczy o wielkiej wspaniałomyślności waszej lordowskiej mości - przemówił Jimmy, gdy wreszcie udało mu się wydobyć głos. - Po powrocie pomówimy jeszcze o cenie tych trzech obrazów, które do tego czasu pozostaną u mnie w depozycie - przerwał mu markiz, wyraznie nie życząc sobie podziękowań. Pod wpływem wielkiej ulgi do oczu Nikoli napłynęły łzy. Jej gorąca modlitwa została wysłuchana. - I jeszcze jedna sprawa. Ponieważ pańska siostra pomagała w przestępstwie, też musi zapłacić za moje milczenie - dodał markiz, jakby nagle przypominając sobie o jej obecności. - Co... mam zrobić? - Jutro z samego rana udaję się w podróż do Grecji. Planuję rejs moim jachtem po Morzu Egejskim. %7łyczę sobie, by dotrzymała mi pani towarzystwa. Nikola pomyślała, że musiała się przesłyszeć. Na szczęście z pomocą przyszedł jej brat. - Co pan przez to rozumie, milordzie?! - zapytał ostro. Spojrzenia obu mężczyzan skrzyżowały się. - Dokładnie to, co powiedziałem. To długa i monotonna podróż i potrzebny mi ktoś do rozmowy. - I sugeruje pan, że moja siostra ma jechać z panem sama, bez opieki?! - Akurat w tym wypadku nie chcę, by kręciło się wokół mnie zbyt wielu ludzi. Zapewniam pana, że nikt w Anglii nie będzie wiedział, gdzie i z kim przebywam. - Ale mimo wszystko... - denerwował się Jimmy. Markiz przerwał mu ruchem ręki. - Pańska siostra będzie traktowana... - Już miał powiedzieć z najwyższym szacunkiem", gdy jego wzrok padł na obraz za Nikolą. - ...jakby była Madonną Krzewu Różanego! - dokończył. Jimmy chciał zaprotestować, że Nikola nie może robić niczego, co naraziłoby na szwank jej reputację, ale w końcu, jakby słowa przychodziły mu z trudem, powiedział z ociąganiem: - Dobrze, milordzie. Zaufam panu. - Zapewniam pana, że nie ma powodu do obaw. Nikola przysłuchiwała się rozmowie, nie bardzo rozumiejąc jej sens. - Jeżeli jego lordowska mość życzy sobie, abym mu towarzyszyła, to, oczywiście, pojadę... To będzie dla mnie... rozrywka, gdy James... wyjedzie - odezwała się zmieszana. Jimmy zacisnął usta. Miał wiele zastrzeżeń co do podróży Nikoli, ale zrozumiał, że markiz nie życzy sobie dalszej dyskusji. Rozsądek nakazywał mu pogodzić się z sytuacją. - W takim razie kiedy mam się szykować do drogi? -zwrócił się do markiza. - Wyjeżdżam jutro rano. Do Londynu zabierzemy się wszyscy troje. - Markiz zawahał się. - Oficjalne wytłumaczenie na użytek moich gości jest takie, że czekają nas pilne spotkania w Londynie. - Rozumiem - pokiwał głową Jimmy. - Mam nadzieję. I powtarzam jeszcze raz, bo to bardzo ważne - nikt nie może się dowiedzieć, ani dokąd, ani z kim jedziecie, rozumiecie. Absolutnie nikt! A gdyby któreś z was nie dotrzymało tajemnicy, będę czuł się zwolniony z obowiązku dochowania sekretu w waszej sprawie - zakończył szorstko. Jimmy poczerwieniał z gniewu. - Obiecujemy, że będziemy bardzo ostrożni i nie zrobimy niczego wbrew pańskiej woli - zapewniła go szybko Nikola, zaniepokojona wyrazem twarzy brata. - I dziękuję - dodała drżącym głosem - że pan... nie zadenuncjuje Jimmy'ego! Nie potrafię wyrazić... jacy jesteśmy panu zobowiązani. Pomyślała, że brat zachowuje się niewdzięcznie. Do tego robi tyle zamieszania wokół wyjazdu do Grecji. To prawda, że dotąd zawsze poruszała się pod opieką kogoś z rodziny. Ale w obecnych okolicznościach przypadnie jej rola raczej służącej niż damy do towarzystwa i taki zapewne jest plan markiza. - Ponieważ wszystko zostało ustalone, możecie wrócić do towarzystwa - odezwał się markiz. - I tak jak powiedziałem -nikomu ani słowa o tym, co mówiliśmy. A wyjeżdżamy jutro z samego rana razem dlatego, że pan, sir James, ma ważne spotkanie w Londynie. Jimmy kiwnął głową. - Natomiast ja - ciągnął markiz - nie mogę zmienić wsześniej ustalonych terminów. - Proszę na nas polegać - zapewnił go Jimmy. - A ja ze swej strony obiecuję, że zrobię wszystko, by znalezć w Cusco obrazy, które z przyjemnością powiesi pan w swojej galerii. Nikola poznała po głosie brata, że ekscytuje go perspektywa podróży do miejsc, o których nigdy nie słyszał. Cusco leżało gdzieś na drugim końcu świata. Nadal nie mogła uwierzyć, że i ona będzie podróżować. Wszystko jest lepsze od samotności w Królewskim Siedlisku. Poszła do swego pokoju, by się przebrać ze stroju do jazdy konnej. Stojąc przed szafą, zdała sobie sprawę, jak niewiele ubrań zabrała ze sobą. Musi kogoś posłać po rzeczy do domu. Przeszła przez salonik do sypialni Jimmy'ego. Wiedziała, że i on przyszedł na górę się przebrać. Jimmy był już gotowy. Jak zwykle poradził sobie bez pomocy służącego. Zapukała do drzwi i weszła. - Wiesz, Nikola - odezwał się Jimmy, zanim zdążyła otworzyć usta - cieszę się, że jadę do Cusco. Słyszałem o tych obrazach od ojca. Opowiadał o nich znajomy taty. Podobno niszczeją, bo gdy wyjechali jezuici, nikt o nie nie dba. - Tak, to będzie dla ciebie niezwykłe doświadczenie. Jestem przekonana, że to dzięki moim modlitwom markiz nie skontaktował się z ciocią Alicją. - No to módl się dalej, żeby po moim powrocie zapłacił mi te dziesięć tysięcy funtów! - roześmiał się i poważniejąc nagle, dodał: - Mam nadzieję, że Butters i Bessie nie zapuszczą domu. - Na pewno, nie - uspokoiła go. - Poza tym nie sądzę, by moja podróż trwała zbyt długo. Markiz na pewno będzie chciał zdążyć na rozpoczęcie wyścigów konnych w Ascot. Jimmy odetchnął z ulgą. - No jasne! Na pewno liczy, że jego koń zdobędzie puchar! - Myślę, że powinieneś wysłać Buttersowi wiadomość i pieniądze. - Można je przesłać przez któregoś z chłopców stajennych. A przy okazji przywiózłby mi trochę ubrań. - Ha! W całym swoim zmyślnym planie o tym akurat jego lordowska mość zapomniał! - zaśmiał się Jimmy. - To oczy- wiste, że stroje będą ci potrzebne, nawet jeżeli nie prezentują się najokazalej. - Jeśli prócz mnie na jachcie nikogo nie będzie, jakoś ujdą - westchnęła Nikola. - Ale jeżeli zjawią się jacyś jego znajomi, zdziwią się, że chodzę w takich łachmanach! - Jest aż tak zle? - zakłopotał się. - Gorzej niż zle!
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plgrolux.keep.pl
|