Podobne

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

letniego nieba. Naturalny i szczery uśmiech, bezpośredni, zaraźliwy.
Kiedy przyszła moja kolej uścisnąć mu dłoń, przez chwilę nie oddychałam i dopiero
wtedy wyciągnęłam rękę. Jeszcze przez kilka minut czułam ciepło jego dotyku i coś jak prąd,
przenikający do samego serca...
ROZDZIAŁ 5
Na szczęście z tyłu domu jest też dzwonek domofonu, inaczej nie usłyszelibyśmy, że
przyjechałyście. Strasznie właśnie hałasujemy.
Miał prosty, nie za długi nos, opaloną skórę. Im dłużej wpatrywałam się w jego oczy,
tym bardziej błękitne się wydawały. Poczułam, że się czerwienię. Musiał zauważyć, że mu się
przyglądam. Utkwiłam wzrok w płytkach tarasu, udając, że je podziwiam. Podniosłam głowę,
dopiero, kiedy wprowadził nas do środka.
Znalazłyśmy się w wielkim przedsionku z białą marmurową posadzką. W głębi
dojrzałam wspaniałą klatkę schodową, też całą w bieli. Pomyślałam, że powinnyśmy zdjąć
buty. Paul poprowadził nas do salonu po lewej, którego podłoga wyłożona była niebieskim
dywanem, tak grubym, że tonęły w nim stopy. Przysięgłabym, że sięgał do kostek. -
Oprowadzę was szybciutko - powiedział, wycierając kropkę kremowej farby na ręku. Farba
została na palcach. Kiedy ponownie odgarnął włosy, pomazał sobie czoło. Zaśmiałam się, a
on spojrzał w lustro wiszące nad kamiennym gzymsem kominka. Odetchnęłam z ulgą słysząc,
że i on się roześmiał.
- Ależ ja wyglądam. Mówiłem już, że szybko pokażę wam dom. Nie chcę zostawiać
Jima samego zbyt długo w tym upale, bo gotów pracować, dopóki nie padnie. - Robicie coś w
ogrodzie? - zapytała mama, ciągle oszołomiona przepychem wnętrza. - Budujemy altanę -
powiedział Paul, wyciągnął z kieszeni spodni szmatkę i próbował zetrzeć farbę z czoła, ale
rozmazał ją tylko jeszcze bardziej. - Co to jest altana? - dopytywała się Kim.
- Pokażę ci, kiedy wyjdziemy na zewnątrz. - Mówiąc to pogładził ją po głowie. Był
wysoki. Musiał mieć ponad metr osiemdziesiąt. Szczupły, ale muskularny, pomyślałam i
poczułam dreszcz na całym ciele.
To śmieszne, że ktoś oprowadzał nas po domu. Kilka godzin wcześniej my
pokazywałyśmy nasz dom Gretelom. Nam zajęło to zaledwie kilka minut, a tutaj będzie
trwało na pewno znacznie dłużej. Może nawet nie uda się nam zobaczyć wszystkiego!
W rezydencji Abbottów było sześć sypialni na piętrze, trzy na dole; każda miała
własną łazienkę i mały salonik. Kuchnia była tak ogromna jak cały parter naszego domu. W
jadalni panował ten sam przepych, co w salonie. Wiedziałam, że nigdy, przenigdy nie
usiądziemy tutaj do stołu, chyba, że wydawałybyśmy królewskie przyjęcie.
Później, Paul zaprowadził nas do gabinetu pana Abbotta, który przypominał trochę
bibliotekę: wszędzie pełno skórzanych obić, nawet ściany wyłożono skórą. Kolejny pokój
Paul nazwał „relaksowym”. Był tutaj wielki stół do poola, z białego marmuru, telewizor z
ekranem tak ogromnym, że poczułam się jak w prywatnym kinie, półka pełna gier
komputerowych. Sprzęt stereo zajmował całą ścianę. Kilku obrazów marynistycznych
dopełniało całości.
W domu pełno było kwiatów w porcelanowych wazach ustawionych na małych
stolikach i na gzymsach kominków.
- Polubicie starego Jima, Jima Cable - oznajmił Paul. Kończąc oprowadzanie. - Pan
Abbott nazywa go swoim „duchem opatrznościowym”. Jim ma wiele talentów: jest
ogrodnikiem, stolarzem, hydraulikiem, potrafi zreperować połamany fotel bujany i zepsutą
lampę.
Wyszliśmy na patio pełne kwiatów. Teraz zrozumiałam, skąd biorą cięte kwiaty do
wazonów.
W ogrodzie rosły palmy. Ścieżką z czerwonej cegły doszliśmy do basenu, który
wyglądał jak otoczona skałami i mnóstwem roślin laguna z niewielkim wodospadem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grolux.keep.pl
  • Powered by MyScript