[ Pobierz całość w formacie PDF ]
na rękę. - Nie, nie możesz tam wracać, nawet po spłaceniu długu - zgodziła się Lorinda. - Irlandia to niezły pomysł. Można tam wspaniale polować. Na pewno będzie mi się tam podobało. Zaległa cisza, po czym hrabia powiedział: - Ciebie tam nie będzie. - Jak to, nie będę... Co chcesz przez to powiedzieć? - Jest... pewien warunek sprzedaży. Lorinda patrzyła na ojca zmieszana. - Jaki warunek? - Musisz go poślubić. Ze zdumienia szeroko otworzyła oczy. Na chwilę odebrało jej mowę. Potem wydusiła z siebie: - Czy... to jakiś... żart, papo? - Nie. Tak wygląda oferta Hayle'a: kupi Priory i posiadłość, a skoro nie ma żadnego Camborne'a, żeby podtrzymać wiekowe tradycje, poślubi ciebie i w ten sposób to wszystko po części będzie ciągle do ciebie należało. - Ależ on oszalał! - wykrzyknęła Lorinda. - Nigdy w życiu nie słyszałam nic bardziej absurdalnego! Wyciągnęła rękę, żeby oprzeć się o kominek, jakby grunt usuwał się jej spod nóg, i powiedziała: - Spodziewam się, że pertraktowałeś z nim, papo. Czy zaproponowałeś mu niższą cenę, jeżeli zostanę wyłączona z transakcji? - Postawił sprawę jasno. Jest zainteresowany kupnem tylko wówczas, gdy zostaniesz jego żoną - wyjaśnił hrabia. - To niemożliwe, żeby tak myślał! Nigdy przedtem mnie nie widział, a jeśli nawet, choć nic mi o tym nie wiadomo, na pewno nie wygląda na człowieka, który jest we mnie zadurzony. Kiedy to powiedziała, pomyślała, że to nic dziwnego, biorąc pod uwagę, jak była ubrana. Ale zaraz doszła do wniosku, że jeśli był zgorszony, to i lepiej. Trzeba mu wyperswadować ten idiotyczny pomysł. Może dostać Priory i ziemię za niespełna trzydzieści tysięcy. Prawdę mówiąc, nie liczyła nawet na tyle. Lecz propozycja poślubienia obcego człowieka, o którym nic nie wiedzieli, była dla niej pomysłem tak niedorzecznym, że nie zamierzała go nawet rozpatrywać. - Będę musiała z nim porozmawiać - powiedziała na głos. Ojciec poruszył się niespokojnie. - Hayle dał mi jasno do zrozumienia, że chce rozmawiać wyłącznie ze mną. Zdaje mi się, że nie ma wielkiego mniemania o kobiecej przenikliwości w interesach. - Przekona się tedy, że się pomylił. - Upiera się, żeby dostać odpowiedz dziś wieczorem lub najpózniej jutro rano. Zdaje mi się, że zamierza po południu wyjechać. - A więc dyktuje nam warunki - odparła Lorinda. - Wiesz dobrze, papo, że są one absolutnie nie do przyjęcia! Ojciec podniósł się z krzesła. - Psiakrew, Lorindo! Nie wolno ci tak uważać. Nie dostaniemy lepszej propozycji i dobrze o tym wiesz. Któż inny będzie gotów wyłożyć osiemdziesiąt tysięcy funtów za tę kupę gruzów i posiadłość, w której znowu trzeba utopić tysiące? Lorinda wiedziała, że to prawda. - Co więcej, będę się stąd mógł wyrwać - powiedział hrabia. - Dłużej już tego nie zniosę! Prawdę mówiąc, mogę ci od razu przysiąc, że jeśli nie przyjmiesz tej oferty, to się zastrzelę. Tak jak zamierzałem, zanim mi przeszkodziłaś. Podszedł do okna. - Prowincja bez pieniędzy, bez koni, bez domu, gdzie mógłbym gościć łudzi, bez sportu jest nie do zniesienia! Wszystko to mógłbym mieć w Irlandii i grać sobie w karty w gronie zacnych przyjaciół. - A żeby to wszystko osiągnąć, oczekujesz ode mnie, że poświęcę siebie? - zapytała ostro. - Musisz kogoś poślubić - odparł hrabia. - Przyznaj sama, że odrzuciłaś już wystarczająco dużo propozycji. Dlaczego, u diabła, nie wzięłaś sobie bogatego męża, kiedy była po temu okazja? Lorinda westchnęła. Nie potrafiła odpowiedzieć. - A ja gdybym dobrze wypełniał swoje ojcowskie obowiązki, powinienem przypilnować, żebyś wyszła za mąż - ciągnął hrabia. - Młode panny same nie wybierają sobie mężów - to one są wybierane. Powinienem był obstawać przy tym, żebyś poślubiła Dawlisha, który jest wystarczająco bogaty, żeby... - Ale półgłówek - wtrąciła Lorinda. - Lub Edwarda Hintona. Przynajmniej pochodzi z dobrej rodziny - kontynuował. - Na co ty czekasz? Na Archanioła Gabriela, żeby zstąpił z niebios? Czy szacha Persji, żeby
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plgrolux.keep.pl
|