[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Kiedy Dungarran chciał, umiał prowadzić obserwację w bardzo dyskretny sposób. Przez następny tydzień nie spuszczał z oka Hester Perceval. Zaskoczony stwierdził, że w rozmowach ze znajomymi brata panna rzeczywiście zachowuje się zupełnie inaczej. %7łartowała, śmiała się, dużo tańczyła i najwyrazniej świetnie się przy tym bawiła, a co więcej, miała mnóstwo wdzięku. Ale nie wtedy, gdy w pobliżu znajdował się kawaler do wzięcia. Jej partnerami w tańcu byli członkowie rodziny, przyjaciele rodziców, znajomi młodszego brata. Gdy tylko prosił ją na parkiet ktoś, kto pamiętał ją sprzed sześciu lat lub mógł uchodzić za kandydata na męża, natychmiast poważniała, stawała się milkliwa i sztywna. Te przemiany były doprawdy zadziwiające. Kilka dni pózniej lord Dungarran jechał z matką chrzestną po Piccadilly, gdy nagle zobaczył pannę Perceval wchodzącą do księgarni Hatcharda. - Robercie, popatrz! Nasza wielka szansa. Biggs, zatrzymaj powóz! Chcę wysiąść. Chodz, Robercie. Dowiedzmy się czegoś więcej o tej pannie. Czy kupi najnowsze dzieło Waltera Scotta? Może Byrona? A może jeszcze coś innego? - Ona nie lubi poezji - odpowiedział ponuro jej chrześniak, gdy weszli do sklepu. - W każdym razie jedno widzę na pewno. Znowu wyszła z domu bez służby i bez opieki. W dodatku na Piccadilly! - Gorszące w najwyższym stopniu, ale mniejsza o to. Chcę zobaczyć, co ona tam robi. Chodz! - Zobaczyli, że panna Perceval mija stoły z wydaniami powieści i poezji i staje przed półką z dziełami naukowymi. Zaraz po ich wejściu wdała się w ożywioną rozmowę z subiektem. Dungarran ujął ciotkę za ramię. - Nie wchodz dalej! - ostrzegł cicho. Wziął ze stołu przy drzwiach piękne wydanie Widoków Londynu Ackermana i dodał: - Poczekajmy na rozwój sytuacji. - Wkrótce Hester Perceval odwróciła się i ruszyła do wyjścia. Niosła niewielką paczkę. Robert zastąpił jej drogę. - O, panna Perceval! - powiedział. - Co za niespodziewane spotkanie. - Lord Dungarran! Lady Martindale!... Jak miło państwa widzieć. - Wcale jednak nie wyglądała na zadowoloną. Nawet trochę zbladła, ale brawurowo ciągnęła: - Jaka to wspaniała księgarnia! Mogłabym spędzić tu wiele godzin, kartkując książki. - Zdaje się, że nawet coś pani kupiła. Zerknęła na paczuszkę tak, jakby dopiero teraz uświadomiła sobie jej istnienie. - To? Ach, tak. Wie... wiersze. - Zdawało mi się, że pani nie lubi poezji. Przez chwilę wydawała się zakłopotana. - A, owszem! To znaczy nie. Uznałam, że skoro przyjechałam do Londynu, to powinnam się dowiedzieć czegoś więcej na ten temat, lordzie Dungarran. - O poezji mówi się mnóstwo niedorzeczności, panno Pereeval - wtrąciła z uśmiechem lady Martindale. - Są naturalnie wybitni poeci, lecz i bardzo mierni. Na przykład te uduchowione wynurzenia pana Byrona wydają mi się mocno przecenione. Czy pani podziela moje zdanie? - Ja... och, nie czytałam. Jeszcze nie. A którego z poetów pani podziwia, lady Martindale? Rozmawiały kilka minut, aż w końcu Dungarran powiedział: - Przed księgarnią czeka powóz cioci. Może odwieziemy panią na Bruton Street, panno Perceval? Czy też woli pani iść piechotą? - Dziękuję, ale wolę iść. Niewielki wysiłek fizyczny dobrze mi robi. Spojrzał na nią z ironią. - Wobec tego zawołam pani lokaja. A może towarzyszy pani służąca? Lady Martmdale pożałowała jego ofiary. - Mam lepszy pomysł, Robercie. Powinnam zaprosić pannę Perceval do siebie na Grosvenor Street. Chciałabym, żeby obejrzała portret jej babki namalowany przez jedną z moich ciotek w latach młodości. To akwarela. Hugo twierdzi, że wciąż dostrzega pewne rodzinne podobieństwo rysów. Chciałabym, żeby i pani zobaczyła ten wizerunek, panno Perceval. Czy znajdzie pani na to trochę czasu? Hester zawahała się. Bardzo ją kusiło, by przyjąć zaproszenie. Lady Martindale była zajmującą towarzyszką. - Chodzmy - zachęciła ją dama. - Robert może wrócić piechotą. Pogawędzimy i poczekamy, aż przyjdzie, a potem wypijemy razem herbatę. Czy to nie dobry pomysł? Robert stwierdził z rozbawieniem, że, podobnie jak wiele osób wcześniej, Hester jest oszołomiona, ale nie potrafi odmówić lady Martindale. Jego ciotka zachowywała się w taki sposób, że odmowa była wręcz niemożliwa. Odprowadził więc damy do powozu i poczekał, aż odjadą. Potem wrócił do księgarni. Subiekt, który dobrze go znał, natychmiast zaoferował pomoc. - Ta młoda dama zrobiła u nas ostatnio kilka zakupów, milordzie. Niestety, dzisiaj nie mogłem spełnić jej najważ niejszego życzenia. Chciała kupić, dla brata jak rozumiem, książkę o najnowszych osiągnięciach w dziedzinie rachunku różniczkowego i całkowego. Podsunąłem jej myśl, że brat powinien poszukać takiej książki w Cambridge. Dla londyńskiej klienteli jest to dość egzotyczna tematyka. - Czy znalazł pan coś dla niej, Behring? - Tak. Kupiła u nas tomik prac pana Lagrange a, dotyczących teorii liczb i równań algebraicznych. Naturalnie po francusku. Zapewniła mnie, że jej brat płynnie mówi w tym języku. - Młody erudyta. - O, tak. Pamiętam, że i pan ma tę książkę, milordzie. - Chyba rzeczywiście. Dziękuję, Behring. Dungarran szedł po Piccadilly, a potem przez Berkeley Square w stronę Grosvenor Street tak zamyślony, że całkowicie zignorował pozdrowienia kilku przechodzących znajomych. Brak ogłady był z jego strony niezwykły. Znajomi i przyjaciele byliby jeszcze bardziej zaniepokojeni, gdyby zobaczyli go kilka minut pózniej. Doszedłszy do przeciwległego skraju Berkeley Square, lord Dungarran zatrzymał się, znieruchomiał, po czym zawrócił i szybkim krokiem poszedł prosto do swojego domu na Curzon Street. Wyszedł stamtąd po paru minutach, niosąc niewielką paczkę, i dopiero wtedy skierował się ku domowi ciotki. Obie damy prowadziły ożywioną rozmowę. Akwarela, przedstawiająca młodą kobietę, leżała na stole. - Gdzie byłeś, Robercie? Jak widzisz, uznałyśmy, że nie będziemy dłużej czekać i zaczęłyśmy bez ciebie. Dungarran nalał sobie herbaty i usadowił się na krześle naprzeciwko gościa ciotki. Wcześniej położył swoją paczuszkę na stoliku obok. - Co tu masz, mój drogi? - spytała lady Martindale. - Wygląda jak książka. Czy od Hatcharda? Wróciłeś do księgarni? Czy dlatego tak długo cię nie było? - Na które pytanie mam odpowiedzieć najpierw, ciociu? Tak, to jest książka. Tak, wróciłem do Hatcharda. Nie, książka nie jest stamtąd. To jedna z moich, a przyniosłem ją, bo pomyślałem, że pożyczę ją pannie Perceval. O ile wiem, powinna być nią bardzo zainteresowana. Hester niespokojnie drgnęła, zmieszana intensywnością spojrzenia Dungarrana. Bardzo ją zaskoczył, więc poczyniła wysiłek, żeby się uśmiechnąć. - Dziękuję, lordzie Dungarran, ale jeśli przyniósł pan poezje, to nie mogę obiecać, że przeczytam z wielkim zrozumieniem. W tej
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plgrolux.keep.pl
|