Podobne

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Czas już na mnie - odezwał się w końcu.
Skinęła głową. Podeszli do drzwi, ale zanim je otworzyła, przy-
stanęli jeszcze na chwilę. Nie wiedziała, jak i kiedy, ale nagle zna-
lazła się w jego ramionach. Czuła wyraznie, jak jakieś przyjemne
ciepło powoli ogarnia całe jej ciało. Wydawało jej się, że nagłe cały
świat zaczyna pulsować w rytm uderzeń jej serca, które biło wciąż
szybciej i szybciej...
- Uważaj na siebie - szepnął Nathan, przytulając ją do siebie jesz-
cze mocniej.
- Ty też. - Musnęła ustami jego policzek.
W końcu odsunął ją od siebie. Jakby nie do końca wiedząc, co ma
ze sobą zrobić, przesunął dłonią po swych ciemnych, miękko ukła-
dających się włosach. Nagle zdecydowanym ruchem otworzył drzwi
i wyszedł na zewnątrz. Nie oglądając się już więcej, zbiegł po
schodach na dół.
S
R
Meg wróciła do salonu. Wyczerpana wydarzeniami całego wie-
czoru, opadła na fotel. W głowie kołatało się jej teraz tysiące myśli,
ale jedna, najważniejsza z nich, wciąż nie dawała jej spokoju, po-
wracała uparcie, jak bumerang.
Czuła, że likwidując dzisiaj jedną pułapkę, w której tkwi! Nathan,
nieoczekiwanie, nie wiedząc kiedy, sama wpadła w sidła innej, i to
może nawet o wiele grozniejszej. No bo jak inaczej nazwać fakt, że
wszystko, co czuła do Nathana, musiała teraz ukryć w najgłębszych
zakamarkach swojego serca? I to, najprawdopodobniej, na zawsze?
S
R
ROZDZIAA ÓSMY
Nathan Forrest stał naprzeciw rozpakowanej już walizki w swym
pokoju hotelowym w Chicago, usiłując zebrać rozbiegane myśli.
- Do diabła, jak to się mogło stać? - odezwał się do siebie półgło-
sem.
Ponownie przejrzał wszystkie swoje rzeczy, sztuka po sztuce i
jeszcze raz uważnie przekartkował dokumenty. I nic.
Na jego skroniach pojawiły malutkie, błyszczące kropelki potu.
Jeszcze nigdy w ciągu tych długich pięciu lat nie zdarzyło mu się
zapomnieć o niewielkim zdjęciu w drewnianej rameczce. Jeszcze
nigdy nie zdarzyło mu się zapomnieć o Racheli i Lizzie!
Jak to się mogło stać? - ponownie przebiegło mu przez głowę.
Nagle uświadomił sobie, że zna odpowiedz, że wie, co lub raczej
kto jest tego przyczynÄ…...
Przypomniał sobie wczorajszy wieczór, kiedy pozornie zajęty pa-
kowaniem walizki, tak naprawdę wciąż uparcie powracał myślami
do jednego, jedynego tematu, do jednej tylko osoby...
Wciąż przed oczyma miał obraz Meg. Jej twarz, jej oczy, jej fili-
granowa postać, w długiej szarobłękitnej sukni... Tak ślicznie wy-
glądała tamtego wieczoru w restauracji, odprężona i roześmiana,
muskana blaskiem migocących świec. Wciąż nie mógł zapomnieć
delikatnego zapachu jej skóry, który owionął go, kiedy nieoczeki-
wanie znalazła się w jego ramionach.
Chyba masz problem, stary, pomyślał, zamykając walizkę i przy-
siadając ciężko na hotelowym łóżku.
S
R
W ciągu ostatnich dwóch tygodni w jego życiu zaczęło się dziać
coÅ›... niepokojÄ…cego.
Z początku sam nie bardzo zdawał sobie sprawy z tego, gdzie Jeży
przyczyna owego niepokoju. Niedługo jednak trwało, zanim
uświadomił sobie, że chodzi tu o Meg.
Jego pewność siebie i typowo męski, praktyczny punkt widzenia
kazały mu jednak wciąż wierzyć, że wszystko pozostaje pod pełną
kontrolą i że nie ma powodu do niepokoju.
Zainteresowanie osobą Meg traktował jedynie jako chwilowe za-
uroczenie i przekonany był, że samo niedługo powinno wywietrzeć
mu z głowy.
Tymczasem działo się wręcz przeciwnie. Czuł, jak z dnia na dzień
ta - na pierwszy rzut oka - cicha i niepozorna dziewczyna zaczyna
zajmować w jego sercu coraz więcej miejsca. Jak zaczyna wypeł-
niać jego myśli i determinować jego zachowanie.
Czuł się naprawdę zagubiony pośród własnych nowych emocji.
Nie miał pojęcia, co tak naprawdę powinien teraz zrobić. Wiedział
jedynie to, że powoli przestają mu wystarczać przyjacielskie uściski
na pożegnanie.
Poluzował węzeł krawata.
- Hm, do diabła, a właściwie dlaczego by nie? - rzucił w prze-
strzeń.
Rzeczywiście, dlaczego by nie spróbować czegoś więcej, skoro
między nimi wszystko, jak dotąd, układało się wyjątkowo dobrze?
Pod przymkniętymi powiekami ponownie pojawił mu się obraz
Meg.
Jak tylko wróci, musi z nią koniecznie porozmawiać! To posta-
nowione. Powie jej, jak wiele dla niego znaczy jej przyjazń, ale też,
jak bardzo marzy o tym, by przerodziła się ona w coś głębszego...
Oczywiście, o małżeństwie, czy dzieciach nie może być mowy.
Meg zresztą doskonale o tym wie, nigdy tego przed nią nie ukrywał.
Był niemal pewien, że i Meg podobnie potraktuje całą sprawę. Nie
może przecież oczekiwać, że każdy mężczyzna, który chce się z nią
S
R
spotykać, będzie również gotów do założenia rodziny i wychowy-
wania gromadki dzieci. To przecież absurd!
Przypomniał sobie o wszystkich spotkaniach, czekających go ju-
trzejszego dnia.
Najwyższa pora kłaść się spać, pomyślał. Z głową pełną najróż-
niejszych myśli, zaczaj szykować się do snu.
W poniedziałek po pracy Meg wybrała się z Jane do komisu sa-
mochodowego.
Wybór odpowiedniego auta okazał się czymś dużo prostszym, niż
z początku przypuszczała. Zdecydowała się na czerwonego, cztero-
drzwiowego sedana.
Tak się złożyło, że nie wspominała wcześniej Gilbertom o swoich
planach kupna samochodu. Nie miała ochoty na wysłuchiwanie ich
uwag i pretensji, a była pewna, że bez tego by się nie obyło.
1 rzeczywiście. Gdy tylko obie z Jane podjechały swym naj-
nowszym nabytkiem pod bramę i roześmiane wysiadały właśnie z
auta, w drzwiach domu natychmiast pojawiła się Vera.
- Ależ, Meg, to przecież zupełny zbytek! Poza tym, to takie nie-
przemyślane z twojej strony. Mogłabyś przecież nadal korzystać z
naszych samochodów. A w ogóle, jakie warunki musiałaś spełnić,
żeby móc sobie na to auto pozwolić? I czemu nie poprosiłaś Jaya o
pomoc? Czy ty nam już w ogóle nie ufasz?! - Vera wszystkie te
zdania wyrzuciła z siebie niemal jednym tchem.
Meg w ostatniej chwili powstrzymała się, żeby w końcu nie wy-
krzyczeć teściowej, że ma ona całkowitą rację, bo rzeczywiście
przestała im ufać. Zagryzła jednak wargi i starając się ocalić w so-
bie resztki radości z kupna samochodu, zaprowadziła Jane na górę,
do ich mieszkania. Zamknęła drzwi, wciągnęła głęboko haust po-
wietrza i policzyła do dziesięciu. Za nic nie mogła dać się teraz po-
nieść złym emocjom. Najważniejsze w końcu jest to, że jej życie
naprawdę zaczynało się zmieniać i nic ani nikt, nawet Gilbertowie,
nie są w stanie temu przeszkodzić!
S
R
Następnego dnia Meg postanowiła zacząć poszukiwania opiekun-
ki do dziecka. Na szczęście, w pracy już wszyscy wiedzieli, że jest
wdową i matką trzyletniej Jane. Zapytała więc w biurze, czy ktoś ze
znajomych nie zna jakiejś dobrej niani. Okazało się, że siostra pani
Xavier, opiekunka z ponad dwudziestoletnim doświadczeniem i
świetnymi referencjami, właśnie szuka nowego zlecenia.
- Zobaczysz, będziesz zachwycona - zachęcała ją pani Xavier,
wręczając jednocześnie wizytówkę siostry. - To wprost niewiary-
godne, jak dzieci ją uwielbiają! [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grolux.keep.pl
  • Powered by MyScript