Podobne

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

którym można się popisywać na przyjęciach. Potrzebował kobiety -
kochanki i przyjaciela zarazem, kogoś, z kim można dzielić radości,
smutki i całe życie, a nie tylko, jak w przypadku Terri, konto bankowe i
luksusową willę, gdzie nie sposób było poczuć się jak w domu.
Po rozwodzie doszedł do wniosku, że nie uda mu się zrealizować
marzenia o rodzinie, bo już na to za pózno. J.T. bogactwo zupełnie nie
zmieniło, pozostał dokładnie tym samym człowiekiem, co przedtem,
jednak zmieniło sposób, w jaki inni ludzie go postrzegali i odnosili się do
niego. Postanowił więc resztę życia spędzić samotnie.
93
RS
Tymczasem po dwudziestu czterech miesiącach samotności spotkał
Marnie - prawdomówną i żywiołową, zwariowaną i uroczą, a chociaż
wciąż dręczyły go wątpliwości co do ich związku, to przynajmniej dzięki
niej był gotów przemyśleć swoją decyzję na nowo.
- Szukałbyś mnie? Naprawdę?
- Tak. I znalazłbym cię.
- W końcu to twój zawód.
Stwierdziła to jakoś dziwnie smutno, więc J.T. po raz kolejny poczuł
pragnienie, by wyznać jej całą prawdę.
- A gdyby nim nie był?
- Ale jest. Musisz kochać ryzyko, skoro skusiła cię taka właśnie
profesja.
- Czy to ci przeszkadza?
Uśmiechnęła się od ucha do ucha z doskonale udawaną beztroską.
- Nie, czemu miałoby mi przeszkadzać? W końcu jesteśmy tylko... Kim
my właściwie jesteśmy?
- Też próbowałem sobie odpowiedzieć na to pytanie, ale bez
rezultatu.
- Więcej niż przyjaciółmi, ale nie do końca kochankami - podsunęła.
- Jeszcze - dodał J.T., a to jedno słowo wystarczyło, by zazwyczaj
wygadana Marnie zamilkła na dłuższy czas.
Na noc zatrzymali się w niewielkim motelu liczącym sobie zaledwie
dziesięć pokoi, przycupniętym na brzegu wąwozu w połowie drogi
między El Rosario a Cataviną. Prowadził go Phil, Amerykanin, który
pewnego pięknego dnia zrzucił swój trzyczęściowy garnitur,
wyemigrował na południe, gdzie założył niewielki interes, uprawiał
surfing i w niczym już nie przypominał wziętego księgowego, którym
kiedyś był.
Marnie zamierzała poprosić o oddzielny pokój, lecz nie musiała się
fatygować, gdyż J.T. z miejsca zamówił dwa.
- Zapłacę za siebie - rzekła, gdy wręczył Philowi zaliczkę za oba.
J.T. mrugnął do niej.
- Ja stawiam.
94
RS
- Dziękuję.
- Lepiej wstrzymaj się z tą wdzięcznością do momentu, gdy zobaczysz
pokoje - szepnął J.T., by Phil nie usłyszał.
I rzeczywiście. Parę chwil pózniej Marnie przekonała się, że
niespecjalnie jest za co dziękować, gdy J.T. otworzył przed nią drzwi obu
sypialni i pozwolił jej wybrać, którą woli.
- Trudny wybór - skwitowała z ironią Marnie, gdyż sąsiadujące ze
sobą mikroskopijne pokoiki wyglądały identycznie. W każdym
znajdowała się sfatygowana komódka z sześcioma szufladami, lampa
oraz łóżko z materacem równie pagórkowatym jak skaliste okolice
Cataviny. - Wezmę ten. - Weszła do środka i zmarszczyła nos, czując
zapach kurzu i lekkiej stęchlizny.
- Mało tu wygodnie, wiem - rzekł przepraszającym tonem J.T.
Rzuciła plecaczek na łóżko i wzruszyła ramionami.
- Może być. Jeśli mają tu ciepłą wodę, to i tak oznacza spory postęp w
stosunku do mojego lokum w La Playa de la Pisada.
- Proszę, a ja myślałem, że z ciebie kobieta luksusowa, którą niełatwo
utrzymać - zażartował.
Marnie zatrzepotała rzęsami i ściągnęła buzię w ciup.
- Nigdy nie potrafiłam zrozumieć, czemu budzę podobne skojarzenia.
Chciała otworzyć okno, ale nawet nie drgnęło.
- Pozwól. - J.T. pchnął je mocno, i odskoczyło, zgrzytając przerazliwie,
jakby wyrażało protest przeciw podobnemu traktowaniu.
- Dzięki.
Przez chwilę stali na środku pokoju, zakłopotani, wreszcie J.T. szybko
pocałował Marnie i wyszedł. Zaraz potem usłyszała taki sam zgrzyt
dobiegający z jego pokoju.
- I jak tam twój apartament? - spytała, nawet nie zadając sobie trudu,
żeby podnieść głos, ponieważ okna znajdowały się tak blisko siebie, że
musiał ją z łatwością słyszeć. - Czy pachnie równie przyjemnie jak mój?
Dobiegł ją śmiech.
- Tak. Też był świeżo wietrzony dziesięć lat temu.
Kiedy w sąsiedniej sypialni skrzypnęły sprężyny materaca, wyobraznia
95
RS
Marnie natychmiast zaczęła działać na najwyższych obrotach.
- C-co robisz? Chwila ciszy.
- A jak myślisz? - spytał jedwabistym głosem.
- Kładziesz się?
- Ciepło, ciepło... Na razie usiadłem i właśnie ściągam buty. Zaraz idę
pod prysznic. A ty co robisz?
Klapnęła z rozmachem na swój materac i uśmiechnęła się, gdy
sprężyny skrzypnęły w taki sam sposób, jak wcześniej w pokoju obok.
Pochyliła się nad swoimi zakurzonymi tenisówkami
- Rozwiązuję sznurowadła.
- Teraz zdejmuję koszulę - zaraportował, gdy Marnie zrzuciła buty.
- Ja zaczynam rozpinać bluzkę - odparła, po czym niespiesznie liczyła
rozpinane guziki, specjalnie trzymając J.T. w napięciu. - Ostatni. Zciągam
bluzkę.
- A staniczek?
- Staniczek jest biały, koronkowy i zapina się z przodu na haftkę. -
Nucąc, rozpięła bieliznę i zsunęła ramiączka. - Hop, już go nie ma!
Wydało jej się, że usłyszała cichutki jęk. Potem znowu skrzypnęły
sprężyny.
- Zciągam dżinsy - odezwał się J.T.
- A ja szorty - zareplikowała wesoło i błyskawicznie, by nie dać mu
ochłonąć, rzuciła na stół kartę atutową: - I takie małe coś, co stanowi
komplet ze staniczkiem.
- Marnie? -Mmm?
- Umawiamy się na dalszy ciąg po prysznicu?
- Zgoda.
Piętnaście minut pózniej leżeli na swoich łóżkach, przedzieleni cienką
ścianą i rozmawiali przez otwarte okna.
- Jaka była najbardziej zwariowana rzecz w życiu, jaką zrobiłeś?
- Leżałem w tanim meksykańskim motelu z piękną kobietą w
sąsiedniej sypialni i gadałem przez okno, zamiast wskoczyć z nią do
jednego łóżka i położyć kres potępieńczym mękom obu stron.
Roześmiała się, chociaż od tego opisu zrobiło jej się gorąco.
96
RS
- A poza tym? No, dalej, przyznaj się.
- Dobra. Najbardziej zwariowana rzecz w życiu... Co to było... A, już
wiem. Raz na targach wypiąłem goły tyłek na konkurenta. Byłem wtedy
młody i głupi.
Nie wierzył własnym uszom. Powiedział jej to? Nigdy nikomu się nie
przyznał do tego szczeniackiego wygłupu, nawet Terri - dzięki Bogu
zresztą, bo inaczej opisałaby to w tej swojej przeklętej książce i zrobiła z
niego jeszcze większe pośmiewisko.
- Na targach? Nie wiedziałam, że łowcy nagród też mają jakieś swoje
targi.
J.T. po krótkiej chwili wahania postanowił powiedzieć jej prawdę. To
był dobry moment. Ciążyły mu już te kłamstwa, w dodatku czuł, że może
Marnie zaufać. Nim jednak zdążył się odezwać, spytała:
- Chcesz wiedzieć, co ja zrobiłam?
- No pewnie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grolux.keep.pl
  • Powered by MyScript