[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Sharon i ja spojrzałyśmy na siebie. Obie pomyślałyśmy to samo, ale wiedziałyśmy, że lepiej nie mówić tego na głos. - Nie sądzę - odparł barman, który był widocznie odważniej - szy niż wyglądał. Stał na rozstawionych nogach, ze skrzyżowanymi ramionami, w klasycznej pozie Supermana, co mogłoby robić wrażenie, gdyby nie miał czerwonej muszki. Mark udawał, że się namyśla. - Dobrze - stwierdził przyjacielskim tonem. - Dla nas to żadna strata. W okolicy pełno jest pubów. Czy możemy najpierw dopić nasze drinki? Barman musiał się zastanowić. Gdyby się nie zgodził, sytuacja mogłaby się zrobić niebezpieczna. Gdyby się zgodził, mógłby zyskać opinię mięczaka... Wszyscy klienci znów zaczęli się przysłuchiwać, na wypadek gdyby przyszło im kryć się przed latającymi szklankami i krzesłami. - Jasne - powiedział w końcu barman. - Zapłaciliście za nie. - Dziękuję - powiedział Mark, siadając. - Zapamiętam sobie pańską uwagę. Nie będę już używał takich słów, niezależnie od tego, w jakim znajdę się pubie. Pozostali goście, widząc, że nic się nie szykuje, stracili zainteresowanie i wrócili do swoich drinków i piw. Barman się rozluznił. - Niech będzie - ustąpił. - Jeśli obiecacie, że będziecie się zachowywać, możecie zostać. Mark uśmiechnął się do niego. - Fantastycznie - stwierdził bardzo głośno. - Nie powinienem był używać takiego języka w lokalu, gdzie jest bardzo wielu niepełnoletnich klientów. Znaczenie jego słów dotarło do barmana po paru sekundach. - Wynocha mi stąd natychmiast, cholerna hołoto! Spieprzajcie z mojego pubu! - wybuchnął. Mark wstał i uśmiechnął się od ucha do ucha. - Ojojoj! Co za język! Dzieci słuchają. Gdy tylko wyszliśmy, Sam mało nie przewrócił się ze śmiechu. - To było genialne! Wszyscy pękną ze śmiechu, kiedy im opowiem. Sharon była niesłychanie dumna z Marka, który też był z siebie bardzo zadowolony. Postanowiliśmy pójść coś zjeść, a potem poszukać innego pubu. Sharon dała do zrozumienia, że najlepiej byłoby, gdybyśmy kupili alkohol i pojechali do mnie, ale nie miałam specjalnej ochoty, bo moje mieszkanie było raczej ciasne. Poza tym chciałam, abyśmy z Samem mogli skończyć to, co zaczęliśmy wcześniej. W Ranelagh jest mnóstwo miejsc, gdzie można szybko i dobrze zjeść, jedynym problemem bywa zwykle wybór. W końcu wylądowaliśmy w Abrakebabra w Triangle. Faceci uparli się, że zapłacą, usiadłyśmy więc z Sharon przy stole, a oni stanęli w kolejce. Po chwili Sam był z powrotem. - Idziemy na moment na drinka, zaraz wracamy, dobrze? - No... - zaczęłam, kiedy poszedł. - No co? - Zakolegowali się, nie? A bałam się, że będą siedzieli ponuro i czekali, aż zaczniemy ich zabawiać. Skinęła głową. - Wydaje mi się, że Mark polubił Sama. W gruncie rzeczy nie ma wielu przyjaciół. - Wiem, co masz na myśli. Praca wieczorem i w weekendy, i tak dalej. Brak czasu na kontakty towarzyskie. Wyjęłam z torebki papierosy. To był dziś mój pierwszy, nie licząc dwóch w biurze, trzech przy lunchu, jednego po seksie i dwóch czy trzech w pubie. - Sam zostaje na weekend? - spytała Sharon. - Tak. Kiedy przyszedł, powstała niezręczna sytuacja, ale mam wrażenie, że wszystko będzie dobrze. - Jestem pewna. Seks przez cały weekend. Niezły pomysł. - A ty i Mark? Usiłowałam znalezć jakiś subtelny sposób, aby o to zapytać, ale po kilku drinkach cała moja subtelność ulatnia się przez okno, zjeżdża po rynnie i pospiesznie znika na horyzoncie. Sharon wygadała na zażenowaną. - Prawie. - Na ile prawie? - spytałam z zainteresowaniem, pochylając się do przodu. - Co się stało? - Od dawna z nikim nie był i trochę za bardzo się podniecił. Była naprawdę zażenowana. - Ach, tak - stwierdziłam, ze zrozumieniem kiwając głową. - Przedwczesny wytrysk. - Celowo zachowywałam się frywolnie, żeby przerwać napięcie. Wykrzywiła się. - Tak. I co z tego? Przeszkadza ci? - Kogo nazywasz wredną? Mnie? - Wykrzywiłam się w odpowiedzi. - Wylałaś moje piwo? Gapisz się na mojego faceta? W tym momencie Sam z Markiem wrócili i musiałyśmy przerwać nasze amatorskie przedstawienie. Minęły całe wieki, zanim Sharon i Mark zrozumieli aluzję i stwierdzili, że pora iść do domu. Sam i ja kupiliśmy coś na śniadanie w całodobowym sklepie i wróciliśmy do mieszkania na kawę i seks. Rozdział 44 W niedzielę po południu namówiłam Sama, żeby pojechał ze mną do moich rodziców. To był dla mnie duży krok, ponieważ nigdy nie przyprowadzałam facetów do domu, oprócz pierwszego, Adama, który nie wzbudził szczególnego zachwytu. Chciałam jednak, żeby Sam się im spodobał i vice versa. Było mi wszystko jedno, co sobie pomyśli o Fintanie, ale chciałam, żeby spodobali mu się moi rodzice. Kiedy leżeliśmy rano w łóżku, zaczęłam opowiadać o nich Samowi. Mniej więcej coś w tym stylu: Matka na pewno by cię polubiła" i Zwietnie byś się dogadywał z ojcem". W końcu miałam wrażenie, że go zmiękczyłam. Z góry przygotowałam sobie wszystkie argumenty typu: I tak do nich jadę, możesz więc równie dobrze wybrać się ze mną, zamiast siedzieć tu sam przez następne sześć godzin", jednakże Sam zgodził się nadspodziewanie szybko. Może ma fioła na punkcie jazdy autobusem. Przyjechaliśmy koło drugiej, tuż po obiedzie. Niedzielny obiad był jednym z rytuałów, o których zupełnie zapomniałam, kiedy się wyprowadziłam i teraz byłam zła, bo gdybym wcześniej zachęciła Sama do akcji, zjedlibyśmy darmowy posiłek. Matka szczególnie się nie wysiliła, zresztą nie miała powodu, skoro byli z ojcem tylko we dwójkę. Zdziwili się na mój widok, no i zaskoczyło ich to, że przyprowadziłam ze sobą mężczyznę. Może widziałam za dużo filmów, ale oczekiwałam, że ojciec powie coś w rodzaju: Widzę, że moja córeczka jest już dorosła", albo: ,A więc pan jest tym młodym człowiekiem, który utrzymuje kontakty seksualne z moją córką"; albo że wezmie Sama do ogrodu i powie mu: Susan jest naszym skarbem i byłbym bardzo zły, gdyby ją ktoś skrzywdził. Bardzo zły, jeśli wie pan, o co mi chodzi". Na szczęście ojciec nie zrobił niczego takiego. Kiwnął głową na powitanie i wrócił do gazety. Chyba był trochę speszony. Matka, oczywiście, była w siódmym niebie. Skakała koło Sama, jakby był jej własnym, zaginionym bez wieści synem, który okazał się potomkiem książęcego rodu. Zaproponowała, że ugotuje nam drugi obiad, a kiedy podziękowaliśmy, nalegała przynajmniej na kanapki.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plgrolux.keep.pl
|