Podobne

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

namioty z piaskowca. Dziwne te gmachy miały na parterze i piętrach kwadratowe okienka, a dachy
płaskie. Ze szczytu jednej takiej piramidy warta śledziła ziemię, z drugiej - dyżurny kapłan patrzył w
gwiazdy.
Na prawo i na lewo od wież, zwanych pylonami, ciągnęły się mury, a raczej długie, piętrowe budynki z
wąskimi oknami i płaskim dachem, po którym chodziły warty. Po obu stronach bramy głównej siedziały
dwa posągi, dosięgające głowami pierwszego piętra; u stóp posągów znowu chodziły warty. Kiedy
książę w towarzystwie kilku jezdzców zbliżył się do pałacu, wartownik, pomimo ciemności, poznał go.
Za chwilę wybiegł z pylonu urzędnik dworski, ubrany w białą spódnicę, ciemną narzutkę i perukę, z
wielkości podobną do kaptura.
- Pałac już zamknięty? - spytał książę.
- Prawdę rzekłeś, dostojny panie - odparł urzędnik.
- Jego świątobliwość ubiera bogów do snu.
- A potem co będzie robił?
- Raczy przyjąć ministra wojny, Herhora.
- No?..
- Pózniej jego świątobliwość popatrzy się w wielkiej sali na balet, a następnie przyjmie kąpiel i odprawi
modlitwy wieczorne.
- Mnie nie kazano przyjąć? - spytał następca.
- Jutro po radzie wojennej.
- A królowe co robią?
- Pierwsza królowa modli się w pokoju zmarłego syna, a wasza dostojna matka przyjmuje posła
fenickiego, który przywiózł jej dary od kobiet z Tyru.
- Są i dziewczęta?
- Podobno jest kilka. Każda ma na sobie kosztowności za dziesięć talentów.
- A któż się tam włóczy z pochodniami? - rzekł książę wskazując ręką na dół parku.
- Zdejmują z drzewa brata waszej dostojności, który tam siedzi od południa.
- I nie chce zejść?
- Owszem, teraz zejdzie, bo poszedł po niego błazen pierwszej królowej i obiecał, że zaprowadzi go do
karczmy, gdzie piją paraszytowie, otwieracze ciał zmarłych.
- A o manewrach dzisiejszych już słyszeliście co?
- Mówili w ministerium, że sztab został odcięty od korpusu.
- I jeszcze co?
Urzędnik wahał się.
- Mów, co słyszałeś.
- I jeszcze słyszeliśmy, że z tego powodu wasza dostojność kazałeś odliczyć pewnemu oficerowi pięćset
kijów, a przewodnika powiesić.
- Wszystko kłamstwo!... - odezwał się półgłosem jeden z adiutantów następcy.
- %7łołnierze też mówią między sobą, że to musi być kłamstwo - odparł śmielej urzędnik.
Następca zwrócił konia i pojechał do dolnej części parku, gdzie znajdował się jego pałacyk. Była to
właściwie jednopiętrowa altana, wzniesiona z drzewa. Miała formę ogromnego sześcianu z dwoma
werendami: dolną i górną, które wkoło otaczały budynek i wspierały się na mnóstwie słupów. Wewnątrz
płonęły kagańce, więc można było widzieć, że ściany składają się z desek rzezbionych jak koronka i że
są zabezpieczone od wiatru zasłonami z różnobarwnych tkanin. Dach budowli tej był płaski, otoczony
balustradą; na nim stało parę namiotów.
Serdecznie powitany przez półnagich służących, z których jedni wybiegli z pochodniami, drudzy padli
przed nim na twarz, następca wszedł do domu. W mieszkaniu na parterze zdjął zakurzoną odzież,
wykąpał się w kamiennej wannie i narzucił na siebie białą togę, rodzaj wielkiego prześcieradła, które
zapiął pod szyją, a w pasie przewiązał sznurem. Na pierwszym piętrze zjadł kolację złożoną z
pszennego placka, garstki daktylów i kielicha lekkiego piwa. Potem wszedł na taras budowli i
położywszy się na kanapie okrytej lwią skórą kazał służbie odejść i natychmiast przysłać na górę
Tutmozisa, gdy przyjedzie.
Około północy stanęła przed domem lektyka i wysiadł z niej adiutant Tutmozis. Gdy ciężko wszedł na
taras ziewając, książę zerwał się z kanapy.
- Jesteś?... I cóż?... - zawołał Ramzes.
- Więc ty jeszcze nie śpisz?... - odparł Tutmozis.
- O bogowie, po tyludniowej mordędze!... Myślałem, że będę się mógł przedrzemać choćby do wschodu
słońca.
- Cóż Sara?...
- Będzie tu pojutrze albo ty u niej na folwarku, z tamtej strony rzeki.
- Dopiero pojutrze!...
- Dopiero?... Proszę cię, Ramzesie, ażebyś się wyspał.
Zbyt wiele zebrało ci się w sercu czarnej krwi, skutkiem czego do głowy uderza ci ogień.
- Cóż jej ojciec?
- To jakiś uczciwy człowiek i rozumny. Nazywa się Gedeon. Kiedy mu powiedziałem, że chcesz wziąć
jego córkę, upadł na ziemię i zaczął wydzierać sobie włosy. Rozumie się, przeczekałem ten wylew
ojcowskiej boleści, trochę zjadłem, wypiłem wina i - przystąpiliśmy nareszcie do układów. Zapłakany
Gedeon najpierw przysiągł, że woli widzieć córkę swoją trupem aniżeli czyjąkolwiek kochanką.
Wówczas powiedziałem, że pod Memfis, nad Nilem, dostanie folwark, który przynosi dwa talenty
rocznego dochodu i nie płaci podatków. Oburzył się. Wtedy oświadczyłem, że może jeszcze dostać co
roku talent złotem i srebrem. Westchnął i wspomniał, że jego córka przez trzy lata kształciła się w Pi-
Bailos. Postąpiłem jeszcze talent. Teraz Gedeon, wciąż niepocieszony, nadmienił, że traci bardzo dobre
miejsce rządcy u pana Sezofrisa. Powiedziałem, że tej posady rzucać nie potrzebuje, i dorzuciłem mu
dziesięć krów dojnych z twoich obór. Czoło wyjaśniło mu się trochę, więc wyznał mi, pod największym
sekretem, że na jego Sarę zwrócił już uwagę pewien strasznie wielki pan, Chaires, który nosi wachlarz
nad nomarehą Memfisu. Ja zaś obiecałem mu dodać byczka, mniejszy łańcuch złoty i większą
bransoletę. Tym sposobem twoja Sara będzie cię kosztowała: folwark i dwa talenty rocznie gotowizną,
a dziesięć krów, byczka, łańcuch i bransoletę złotą jednorazowo. To dasz jej ojcu, zacnemu Gedeonowi;
jej zaś samej co ci się podoba.
- Cóż na to Sara? - spytał książę.
- Przez czas układów chodziła między drzewami. A gdyśmy zakończyli sprawę i zapili dobrym winem
żydowskim, powiedziała ojcu... - wiesz co?... %7łe gdyby jej nie oddał tobie, weszłaby na skałę i rzuciłaby
się głową na dół. Teraz chyba będziesz spał spokojnie - zakończył Tutmozis. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grolux.keep.pl
  • Powered by MyScript