[ Pobierz całość w formacie PDF ]
o energii i pracowitości dziewczyny. Z tego, co usłyszał, wy nikało, że nikt lepiej od niej nie umiałby zająć się sprawami Dunniegray. Tym bardziej przydałaby mu się taka żona, że sam nie radził sobie z prowadzeniem gospodarstwa. Nie mając żadnych własnych spraw w sądzie, nie miał również ochoty słuchać sporów o skradzione gęsi, połamane pługi i powybijane podczas kłótni zęby. Wyszedł z kasztelu, zamierzając udać się na spacer. Liczył na to, że do obiadu wszystko się uspokoi i Juliana będzie mogła opuścić kuch nię, gdzie zapewne zajęta była szykowaniem potraw. Kiedy minął stajnię, nieoczekiwanie ujrzał osobę, o której myślał przez pół nocy i cały ranek. Nie mógł tylko pojąć, co Juliana właściwie robi. Po co, u licha, chłopaki Taiga Lou- dena ciągną za nią wózek załadowany chwastami z powro tem do ogrodu? Kiedy cała trójka zniknęła za bramą, Ian za kradł się niepostrzeżenie za nimi i zajrzał przez nie domknię tą furtkę. Juliana tłumaczyła coś chłopcom i komenderowała nimi jak urodzony dowódca. - Przynieś dwa razy tyle wiader wody, ile jest grządek, Peter. Dwa wiadra na grządkę, rozumiesz? - spytała, a gdy chłopak kiwnął głową, zwróciła się do jego brata: - Ty John- ny pomożesz mi sadzić rośliny. Będziesz kopał dołki głębo kie na dwie dłonie, a ja będę wkładać sadzonki i zakopy wać. No, ruszcie się, chłopaki, bo nie mamy czasu do stra cenia! - Co wy tu sadzicie? - spytał Ian, podchodząc do nich. - Och, sir Ian! - krzyknęła, zaskoczona jego widokiem. - Zioła, Zebrałam je z chłopcami w lesie. RS - Nie najlepiej wybrałaś sobie porę na sadzenie. Wy- marzną, nim zapuszczą korzenie. Pokręciła głową. - Nakryję je słomianymi matami. Nic im się nie stanie. - Wobec tego zostaw robotę chłopakom i chodz do ka sztelu, zjedz coś. Nie było cię na śniadaniu. Wyciągnął do niej rękę. - Nie mogę, to dla mnie ważniejsze. Ale skąd ty się tu wziąłeś? Sądy przecież dopiero co się zaczęły. - Nie mam żadnych spraw w sądzie i nie jestem ciekaw cudzych sporów. Za to ty, pani, zaciekawiasz mnie coraz bar dziej. Dlatego tu jestem! Rozłożył ręce, by pokazać, że oddaje się do jej dyspozycji. Juliana machnęła tylko niecierpliwie dłonią. - Nie mam teraz czasu, sir Ianie. O naszych sprawach rozmawialiśmy wczoraj. Idz, poszukaj sobie kogoś, kto jest równie znudzony jak ty. Mała Berthilde na pewno będzie uszczęśliwiona, jeśli szepniesz jej kilka miłych słówek. - Nie mówże mi o Berthilde! - żachnął się Ian. - Nie bę dę zawracał głowy służącym Alana. - To nie zawracaj głowy i mnie - rzuciła krótko. - Je stem teraz zajęta moimi uprawami. - To już nie dość ci rządów w kuchni? A co ty tu właści wie masz, dziewczyno? Przecież te zielska nic nie są warte. - Ian przyjrzał się uważniej leżącym na wózku roślinom i wykrzyknął: - Co ty tu nazwoziłas? Przecież to piołun! Diabelskie ziele! Rzuciła mu lekceważące spojrzenie. - Piołun pomaga na wiele chorób, trzeba tylko wiedzieć, jak go stosować. Ian jeszcze raz przyjrzał się roślinom. - Naparstnica? Jesteś zielarką, Juliano? RS - Wiem co nieco o ziołach - przyznała niechętnie. - Nie wiele, ale... - Ano właśnie - przerwał jej szyderczym tonem, kręcąc głową. - Niewiele. Peter, Johnny - rozkazał nie znoszącym sprzeciwu tonem - wywiezcie te śmieci z powrotem tam, skąd je ściągnęliście, zanim dzieci się tym potrują. A ty lepiej zajmij się tym, na czym się znasz, zanim narobisz nieszczęścia. Nic nie odpowiedziała. Popatrzyła na niego smutno i od wróciła się bez słowa. Ian ruszył do kasztelu, ale nim tam doszedł, zawrócił. Coś mu mówiło, że popełnił błąd. Teraz wiedziała na pewno, że dobrze zrobiła, odrzucając jego zaloty. Ian umiał być czarujący, kiedy czegoś chciał, ale w gruncie rzeczy był taki sam jak inni mężczyzni. Anglicy czy Szkoci - wszyscy są siebie warci. Przemądrzali i aro ganccy, jakby pozjadali wszystkie rozumy. Czy sir Ian nie mógł przynajmniej spytać, jak zamierzała zabezpieczyć swoje grządki? Czy nie mógłby sam podsunąć jej jakiegoś pomysłu? Nie, łatwiej było wszystko wyrzucić. A niechże idzie do czarta! Tyle pracy na marne. Cały ranek zbierała te rośliny, a Ian przekreślił jej wysiłek jednym nierozważnym gestem. A już myślała, że uda jej się zarobić trochę pieniędzy, sprzedając zioła medykom w miasteczku. Nigdy wprawdzie nie zbierze ich dość, by uzbierać na posag, ale dzięki temu nie czułaby się w Byelough darmozjadem. Dlaczego żadna z jej umiejętności nie przynosiła jej po żytku? Bo jestem kobietą, pomyślała z goryczą. Umiała pro wadzić gospodarstwo tak dobrze, by przynosiło zyski, ale ża den wielki pan nie chciałby dzielić się profitami z kobietą. Na to byli zbyt dumni i zarozumiali! Z trudem ubłagała kuzyna, by wydzielił jej w najdalszym RS kącie ogrodu kilka grządek, które zamierzała ogrodzić wy
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plgrolux.keep.pl
|