[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dów się jej pozbyli. Czemu więc teraz, po dwudziestu dzie- więciu latach, zmienili zdanie i zapragnęli ją poznać? Dyżury w telefonie zaufania uświadomiły jej, jak złożone bywają ludzkie losy i jak wiele zależy czasem od przypadku i okoliczności. Heż to razy wysłuchiwała tragicznych historii od ludzi, którzy w niczym nie zawinili! Poza tym wiedziała już, że ludzie naprawdę się zmieniają. Toteż i jej rodzice mogli dojrzeć i zmienić się - byli teraz przecież o niemal trzydzieści lat starsi. Nie była już dzieckiem, żeby potrzebować opiekunów. Liczyła się także z tym, że poznanie rodziców może spowo- dować zamęt w jej ułożonym już jakoś życiu, wywołać burzę rozmaitych emocji. Ale zastanawiając się nad tym, doszła do wniosku, że życie bez ryzyka jest niewiele warte. Podjęła wreszcie decyzję: napisze do nich, i to od razu. Dotarłszy do domu, przywitała się z Sue i Megan i z kub- kiem gorącej kawy poszła do swojego pokoju. Z piórem w ręku usiadła przy stole. Napisała słowo kochana" i po S R pięciu minutach wpatrywania się w czystą kartkę odłożyła pióro. Napisanie tego listu nie będzie takie łatwe, pomyślała. Jeśli napisze, że miała szczęśliwe dzieciństwo, może to zo- stać odebrane jako wyrzut wobec jej biologicznych rodziców. Jeśli tego nie napisze, będzie się czuła nielojalna wobec Alice Cabot, która tyle dla niej zrobiła. Kochana" - kto? Matko, mamo, mamusiu? Dziesięć minut pózniej skreśliła słowo kochana" i zaczę- ła od nowa: Skreśliłam to słowo, bo nie wiem, jak mam się do Ciebie zwracać. Więc może lepiej opowiem Ci o sobie". Teraz poszło jej już łatwiej. Napisała krótko o szczęśliwym dzieciństwie i o pracy w szpitalu, i o tym, że chciałaby kiedyś wyjść za mąż. Wy- znała też szczerze, że chciałaby się z nimi spotkać, ale że trochę się tego spotkania obawia. Skończywszy pisać, przeczytała list i włożyła go do ko- perty. Potem szybko pobiegła wrzucić go do skrzynki, żeby się przypadkiem nie rozmyślić. W niedzielę David przyjechał po nią o pierwszej. Ubrana w dżinsowy kombinezon wybiegła mu na powitanie, niosąc w rękach dwie duże torby. W jednej były stare ubrania, w drugiej - ściereczki, pasty, płyny do czyszczenia, i temu podobne akcesoria. - Zamierzam dać z siebie wszystko! - oznajmiła z uśmiechem. David miał na sobie dżinsy i ciemną koszulkę, która opi- nała się na jego ładnie umięśnionym torsie. Dopiero teraz Jane uświadomiła sobie, że nie widziała go cały tydzień i że S R strasznie się za nim stęskniła. Po trwającym dobre pół minuty powitalnym pocałunku wreszcie go od siebie odsunęła. - Jedzmy już, póki mam melodię do pracy! Gdy byli już w samochodzie, poinformował ją o swoich pierwszych wrażeniach. - Mieszkanie jest już wykończone i muszę przyznać, że jestem zadowolony. Ale pełni szczęścia zaznam dopiero, gdy to wszystko posegregujemy. Miałaś rację, przestrzegając mnie, żebym na razie ograniczył się do minimum. Gdyby było więcej gratów, w ogóle byśmy sobie nie poradzili. Zaczęli od salonu. %7łaluzje i kanapa były już na swoim miejscu, ale pośrodku pokoju znajdował się stos kartonowych pudeł i dwa duże kufry. - Oto moje życie - zażartował David, wskazując je ręką. - Gotowe do wypakowania. - Poczekaj, tylko się przebiorę, i zabieramy się do roboty. Przede wszystkim wyjęli wieżę i ustawili ją w przezna- czonym na to miejscu. - Przy muzyce będzie nam się lepiej pracowało. - Włą- czył pierwszą z brzegu płytę kompaktową. Otwierali wszystkie pudła po kolei. On sortował i układał ubrania, ona zaś - książki. Oprócz pozycji medycznych, hi- storycznych i podróżniczych, natknęła się też na wiele ksią- żek o zielarstwie. - Interesujesz się ziołolecznictwem? - Owszem. Tak zwane ludy prymitywne zawsze się na tym dobrze znały. Szkoda tylko, że tak mało wiedziały o wi- rusach i bakteriach. Spodobał jej się też dużych rozmiarów album z koloro- wymi zdjęciami Londynu. S R - Pięknie wydany! Musiał sporo kosztować. - Na stronie tytułowej zobaczyła dedykację i odczytała ją na głos: - Kocha- nemu Davidowi, z miłością i ucałowaniami". To od Diany! - Z miłością i ucałowaniami? - powtórzył z powątpie- waniem. - Mocno przesadziła. - A jednak zatrzymałeś ten album. - Wyłącznie z tego powodu, że są w nim piękne foto- grafie - zapewnił ją zdecydowanie. - Czyżbyś była... za- zdrosna? - Nie bądz niemądry! - obruszyła się i energicznie we- pchnęła album pomiędzy inne książki na półce, starając się ukryć zakłopotanie. Najbardziej jednak zaciekawił ją album ze zdjęciami ro- dzinnymi. Nie mogła się oprzeć - musiała zajrzeć do środka.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plgrolux.keep.pl
|