[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Vanessa. W końcu przypomniałam sobie. Ale to nie było już to samo. Niełatwo to wyjaśnić. Kiedy ich rozpoznałam, pokochałam na nowo, ale już nieco inaczej. Nie miało dla mnie znaczenia, co zrobili wcześniej, jakie błędy popeł- nili i czy ich kiedyś skrzywdziłam. Zapomniałaś o przeszłości. Nie, tego nie da się zrobić Gabriella potrząsnęła niecierpliwie głową. Ale patrzyłam na nich innymi oczami. Po tym odrodzeniu nie było mi trudno się zakochać. Twój mąż musi być szczęśliwym człowiekiem. Stale mu to powtarzam przytaknęła i wstała. Chyba już pójdę, żebyś mogła spokojnie przygotować się do występu. Dziękuję za rozmowę... i za wszystko. Może, kiedy udam się w następną podróż, zaprosisz mnie do siebie powiedziała księżniczka, zatrzymując się w drzwiach. Echo przeszłości 225 Z największą przyjemnością. I przedstawisz mi tego mężczyznę. Tak zaśmiała się swobodnie Vanessa. Z pewnoś- cią tak się stanie. Gdy drzwi zamknęły się za księżniczką, Vanessa ponownie usiadła przed lustrem. Z uwagą przyjrzała się swojemu odbiciu. Zobaczyła rozświetlone nadzieją zielone oczy, kasztanowe włosy i ładne usta lekko pomalowane jasną szminką. Delikatność rysów pod- kreślała bladość jej cery. Zobaczyła artystkę. I ko- bietę. Vanessa Sexton mruknęła i uśmiechnęła się do swego odbicia. Nagle odkryła, po co tu się znalazła. Pojęła, dlaczego chce wyjść na scenę. Zrozumiała, że kiedy to zrobi, będzie mogła wrócić do domu. Tak. Do domu. Jest stanowczo za gorąco, by trzydziestoletni głupek grał w koszykówkę, pomyślał Brady ze złością, umiesz- czając po raz kolejny piłkę w koszu. Choć były wakacje i dzieci nie musiały chodzić do szkoły, miał cały park dla siebie. Widocznie dzieci mają więcej rozsądku niż chory z miłości lekarz, zdecydował Brady. Wcześniej uważał, że trochę ruchu na powietrzu zrobi mu zdecydowanie lepiej, niż błąkanie się po pustym domu. Po co, do diabła, wziąłem wolny dzień? Brady potrzebował zajęcia. Chciał, żeby cały czas wypełniała mu praca. Potrzebował Vanessy. Cóż, to jest coś, z czym będę musiał sobie jakoś poradzić, pomyślał, rzucając celnie do kosza. Brady wszędzie widział twarz dziewczyny. Gdzie się 226 Nora Roberts nie obrócił. Pojawiała się w telewizji, w gazetach, wszys- cy mieszkańcy Hyattown mówili tylko o niej. %7łałował, że zobaczył ją w tej białej, błyszczącej sukni, gdy grała z rozpuszczonymi włosami. Jej palce tańczyły po klawiszach, wydobywając z nich niesamo- witą melodię. To był ten sam utwór, który grała, cze- kając na niego. Wreszcie go skończyła. Tak samo skończyła z Bradym. Jak mógł się łudzić, że Vanessa wróci do tej mieściny i do swojej szczenięcej miłości, gdy oklaskiwały ją tłumy. Mogła, dzięki swojemu ta- lentowi, przenosić się z pałacu do pałacu. A on? Mógł jej ofiarować dom w lesie, rozpuszczonego psa i świeżo upieczone ciasta, które otrzymywał od wdzięcznych pacjentek zamiast zapłaty. Bzdura, skarcił się w myślach. Nikt nie kochał jej tak, jak on. Kiedy znów dostanie Vanessę w swoje ręce, wykrzyczy jej to tak głośno, że... Wypchaj się! krzyknął do Konga, gdy pies zaczął radośnie szczekać. Brak mi tchu, kondycji i... szczęścia, pomyślał Brady, gdy rzucona piłka balansowała przez chwilę na krawędzi obręczy i w końcu spadła po niewłaściwej stronie. Chwycił oporną piłkę, kozłował przez chwilę, spojrzał w kierunku swego celu i zamarł w bezruchu. Pod koszem stała Vanessa w nieprzyzwoicie krótkich spodenkach i koszulce odsłaniającej nagi brzuch. Z łobu- zerskim uśmiechem na twarzy pomachała mu i pokazała butelkę gazowanego napoju. Brady otarł pot z czoła i zacisnął powieki. Jego nastrój, upał i fakt, że nie spał od dwóch dni mogły spowodować halucynacje. Nie podobało mu się to. Cześć, Brady powiedziała powoli Vanessa. Musi ci być bardzo gorąco zauważyła z uśmiechem. Chcesz Echo przeszłości 227 łyka? spytała, uniosła butelkę do ust, napiła się i zmysłowo oblizała wargi. Musiałem zwariować, pomyślał Brady. Jednak czuł zapach jej perfum i szorstkość piłki, którą kurczowo trzymał w dłoniach. Stał bez ruchu i pożerał wzrokiem dziewczynę, która schyliła się, by pogłaskać psa. Dobry pies powiedziała i znanym gestem od- rzuciła włosy na plecy. Posłała mu kuszący uśmiech. Co tu robisz, Van? Spacerowałam odparła, opróżniła butelkę i wy- rzuciła ją do kosza na śmieci. Musisz jeszcze po- pracować nad tymi rzutami powiedziała i wydęła lekko usta. Nie porwiesz mnie w ramiona? Nie warknął, bo nie był pewien, czy pocałowałby ją, czy raczej udusił. Och Vanessa czuła, że opuszcza ją cała odwaga. Więc mnie już nie chcesz? Idz do diabła! Masz prawo być zły szepnęła, walcząc ze łzami zawodu. Zły? syknął i odrzucił piłkę, za którą natychmiast pobiegł zachwycony zabawą pies. To nie oddaje tego, co czuję. Jaką grę znów prowadzisz? To nie gra zapewniła go ze łzami, błyszczącymi na rzęsach. Kocham cię, Brady. Nie spieszyłaś się, żeby mi to powiedzieć sko- mentował ironicznie. Potrzebowałam czasu. Wybacz, jeśli cię zraniłam szepnęła łamiącym się głosem. Jeśli zechcesz ze mną porozmawiać, będę w domu. Nie waż się teraz odejść! krzyknął, chwytając jej ramię. Nie chcę się z tobą kłócić. 228 Nora Roberts Trudno. Przyszłaś tu i zaczęłaś mnie drażnić, a teraz chcesz uciec. Nic z tego. Oczekujesz, że wszystko wróci do normy. %7łe odłożę na bok swoje pretensje. Chcesz odchodzić i wracać, nie dając zapewnień na przyszłość. Nie zgadzam się na to. Wszystko albo nic, Vanesso. Posłuchaj... Do diabła z tym! wrzasnął i chwycił ją w objęcia. W jego pocałunku nie było nawet śladu łagodności. Wargi Brady ego boleśnie miażdżyły jej usta. Vanessa nie broniła się, zaskoczona, że użył siły. Czuła jego głód i żar namiętności. Czuła zarazem ból i przyjemność. Właśnie w ten sposób Brady chciał ją ukarać. W tym dziwnym pocałunku była cała furia, którą czuł z powodu rozstania. Gdy Vanessa chciała się cofnąć, jeszcze moc- niej ją przytulił, napinając stalowe mięśnie. Gdy w końcu wypuścił ją z objęć, nie mogła złapać tchu. Uderzyłaby go, gdyby nie smutek w jego pociemniałych oczach. Odejdz, Van wymamrotał. Zostaw mnie w spo- koju. Brady... Odejdz! krzyknął z grozbą w głosie. Aż tak się nie zmieniłem. Ja też odparła twardo. Jeśli już przestałeś zgrywać idiotę, posłuchaj mnie. Dobrze. Idę do cienia oznajmił, chwycił ręcznik z ławki i odwrócił się do niej plecami. Jesteś tak samo niemożliwy, jak zawsze! zawołała i pobiegła za nim. Czego chcesz? zapytał nieprzyjaznie, sadowiąc się w cieniu drzewa. Zastanawiam się właśnie, za co mogłam cię poko- chać? I to dwa razy powiedziała i zacisnęła ze złości Echo przeszłości 229 zęby. Nic nie szło po jej myśli. Przykro mi, że nie umiałam ci wytłumaczyć, dlaczego muszę wyjechać.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plgrolux.keep.pl
|