[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przez okna wydobyła się na duży, cichy dziedziniec, gdzie pomiędzy ziemią usłaną śniegiem a niebem gwiazdami usianym połączyła się z wychodzącymi zza innych okien takimiż samy- mi dzwiękami. U ślusarza Michała, u szewca Jerzego i w innym jeszcze miejscu, i w innym tę samą pieśń śpiewano, i tę samą, jakby dla wtóru, grała na fortepianie panna Karolina. Wkrót- ce z tym śpiewnym, przytłumionym szmerem połączył się poważny i w mroznym powietrzu donośnie rozlegający się dzwięk dzwonów kościelnych. Na Pasterkę dzwonią zauważył Aleksander i ku zdziwieniu swemu spostrzegł, że Jadwi- ga patrząc na okno parsknęła śmiechem. 34 Tuż za oknem ukazał się futrzany kołnierz, z którego wyrastała wielka twarz, wysokim gar- nirowaniem kaptura otoczona, i zabrzmiał głos na bardzo wysoki ton nastrojony a wyraznie do pokoju dochodzący: Moje uszanowanie pannie Jadwidze! A panna Jadwiga z kawalerami miłe chwile spędza! Spędzam! ku oknu podbiegając z żartobliwą wesołością odkrzyknęła Jadwiga. A na służbę bożą nie pospiesza? Jutro pospieszę! Dziś by trzeba, koniecznie dziś... Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie! Niech panna Jadwiga dobrze to sobie pamięta. Winszuję pani świąt! zawołała znowu Jadwiga. Na jutro powinszowanie! Teraz pora na służbę bożą spieszyć, nowonarodzone Dzieciątko witać! Biegnę, lecę, a pannie Jadwidze wesołej zabawy życzę! Moje uszanowanie! Moje uszanowanie! Dobranoc pani! Ginejkowie z szeroko otworzonymi od zdziwienia oczami, a przy końcu z tłumionym śmie- chem osobliwej rozmowy tej słuchali. Co to? kto to? Czego ta pani od ciebie chciała? Jadwiga opowiedziała wszystko o sąsiad- kach swoich i o swoim z nimi stosunku, nie wyłączając językowej katastrofy dzisiejszego poranku zaszłej. Usprawiedliwiała się, że tylko ostateczne zniecierpliwienie do podobnego postępku doprowadzić ją mogło. Ale oni bynajmniej postępkiem tym zgorszeni nie byli, a żywe opowiadanie o nim Jadwigi doprowadziło ich do takiego śmiechu, że aż za boki się trzymali. Szkoda, żeś jej jeszcze w dodatku figi nie pokazała! zawołał Stanisław. Sama już to myślałam śmiejąc się także odpowiedziała Jadwiga chociaż w gruncie rze- czy nic tak bardzo przeciw tym paniom nie mam, a tylko gdy człowiek ciągle zgryzionym jest i zakłopotanym, mała rzecz do ostatniej niecierpliwości doprowadzić go może. Aleksander za rękę ją wziął. Więc bywasz często zgryzioną i skłopotaną! A kiedy zapytywałem, jak ci się powodzi, powiedziałaś, że dobrze, bardzo dobrze! Podniosła na niego wzrok trochę chmurny, ale uśmiechała się filuternie. Czy ty, Olesiu, lubisz te katarynki, co to po ulicach jękliwie skrzypią i wieczne lamenty zawodzą? Takich, co skrzypią i lamenty zawodzą, nie lubię. Więc cóż? To, że takie katarynki są to przedmioty mojej najgłębszej antypatii, do których za nic w świecie nie chciałabym być podobną. Czy rozumiesz teraz? Zamyślił się, lecz wnet siwe oczy jego trysnęły blaskiem zadowolenia. Rozumiem. Jesteś, moja Jadziu, dzielną i hardą dziewczyną. Ja tak samo. Co trzeba, to trzeba. A jękliwą katarynką być, broń mię Boże. Pysznie we wszystkim zgadzamy się ze so- bą. I jakby na zapieczętowanie tego zdania gorąco rękę jej ucałował. Stanisław zaś uniesieniu brata zawtórzył szerokim ziewnięciem i słowami: Idzmy spać! Oleś, jak Boga kocham, idzmy spać! Już ja żadnej kosteczki w sobie nie czu- ję, takem zmęczony. 35 IV Kiedy po przespaniu się w pierwszym lepszym zajezdnym domu Ginejkowie nazajutrz z rana do mieszkania dwóch kobiet weszli, znalezli już w nim wszystko na przyjęcie ich przy- gotowane, a Jadwiga spotkała ich u progu w czarnej, świątecznej sukni, wielce zresztą skromnej, ale w której było jej bardzo do twarzy. Sen świąteczny także, dłuższy i spokojniej- szy, spędził z jej powiek czerwone obwódki, a z policzków i czoła starł żółtawe smugi. Po- witała krewnych wesołym oznajmieniem, że za godzinę najdalej będą oni jej i matce do ko- ścioła towarzyszyć. A gdzież babunia? zapytał Stanisław.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plgrolux.keep.pl
|