[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Musimy porozmawiać... - Nie, Seb, nie musimy. Nie mamy o czym rozmawiać. PrzeżyliÅ›my we Francji wyjÄ…tkowe chwile, wiÄ™c to zrozu- miaÅ‚e, że wciąż coÅ› do siebie czujemy, ale nie wchodzi siÄ™ dwa razy do tej samej rzeki... 93 S R ROZDZIAA ÓSMY GdzieÅ› zza Å›ciany dobiegÅ‚o ich trzaÅ›niecie drzwi. - Co to byÅ‚o? - Marianne rozejrzaÅ‚a siÄ™ podejrzliwie. - Pewnie któryÅ› ze strażników. - Lepiej chodzmy, zanim nas spotka, bo bÄ™dzie siÄ™ za- stanawiaÅ‚, co tu robimy w Å›rodku nocy. - Raczej nie bÄ™dzie siÄ™ zastanawiaÅ‚ - przyznaÅ‚ niechÄ™t- nie Seb. - We wszystkich oficjalnych pomieszczeniach za- mku zainstalowane sÄ… kamery. - Co takiego? Chcesz przez to powiedzieć, że jesteÅ›my caÅ‚y czas obserwowani? - Tak, kiedy znajdujemy siÄ™ w oficjalnych pomieszcze- niach. Chodz. - WyciÄ…gnÄ…Å‚ rÄ™kÄ™, ale ona jej nie przyjęła. - W moim apartamencie nie ma kamer. - A w skrzydle goÅ›cinnym? - Nie w samych apartamentach. Chodz ze mnÄ… - po- wtórzyÅ‚, ale wciąż nie drgnęła. Nie dziwiÅ‚ siÄ™ jej reakcji, ostatecznie on byÅ‚ od zawsze przyzwyczajony do tego, iż każdy jego ruch byÅ‚ Å›ledzony, ona zaÅ› cieszyÅ‚a siÄ™ swobodÄ…. ByÅ‚o to zatem dla niej nowe doÅ›wiadczenie i miaÅ‚a prawo czuć siÄ™ osaczona, a przez to zestresowana. - Chodzmy tÄ™dy - zachÄ™ciÅ‚ Å‚agodnym tonem. 94 S R Bez sÅ‚owa ruszyÅ‚a za nim, ale gdy dotarli do klatki schodowej, zatrzymaÅ‚a siÄ™ niespodziewanie. - TrafiÄ™ stÄ…d do mojego pokoju - oznajmiÅ‚a. - Możemy porozmawiać u mnie, możemy u ciebie, dla mnie to żadna różnica, ale naprawdÄ™ zależy mi na tym, żebyÅ›my dokoÅ„czyli tÄ™ rozmowÄ™. Westchnęła z rezygnacjÄ… i skinęła gÅ‚owÄ… na znak, że siÄ™ zgadza, wiÄ™c poprowadziÅ‚ jÄ… do swych pokoi. Gdy weszli do salonu, wÅ‚Ä…czyÅ‚ dwie stoÅ‚owe lampy, stojÄ…ce na niskich stolikach po obydwu stronach kanapy i zachÄ™ciÅ‚ Marianne, by siÄ™ rozgoÅ›ciÅ‚a, sam tymczasem zajÄ…Å‚ siÄ™ przygotowywaniem whisky. ZastanawiaÅ‚ siÄ™ jednoczeÅ›nie, czy to tylko z powodu utraty prywatnoÅ›ci sprawiaÅ‚a wrażenie zdruzgotanej, czy byÅ‚o może coÅ›, o czym nie wiedziaÅ‚... - BrakowaÅ‚o mi przez te wszystkie lata naszych roz- mów. .. - zaczÄ…Å‚ niepewnie. - Jakich rozmów, Seb? Przecież to zwykle ja mówiÅ‚am, a ty tylko sÅ‚uchaÅ‚eÅ› - odparÅ‚a z wyrzutem. Zamilkli, bo żadne z nich nie wiedziaÅ‚o, co dalej. Przy- stawiÅ‚a szklankÄ™ do ust, sÄ…czÄ…c ostrożnie bursztynowy pÅ‚yn. Powoli kÅ‚ykcie jej zaciÅ›niÄ™tych na szklance dÅ‚oni tra- ciÅ‚y swÄ… biel, ramiona zaÅ› wyraznie siÄ™ rozluzniaÅ‚y. PostanowiÅ‚ dać jej trochÄ™ czasu, podejrzewaÅ‚ bowiem, że jeszcze chwila, a bÄ™dzie gotowa podjąć rozmowÄ™. - Dopiero niedawno wÅ‚aÅ›ciwie zdaÅ‚am sobie sprawÄ™, jak trudno ci musiaÅ‚o być wtedy we Francji - odezwaÅ‚a siÄ™ wreszcie. - MusiaÅ‚eÅ› uważać na każde sÅ‚owo, żeby nie powiedzieć za wiele. Kiedy opowiadaÅ‚am o moim rodzin- nym domu, ty ani sÅ‚owem nie wspomniaÅ‚eÅ› o tym, gdzie 95 S R siÄ™ wychowywaÅ‚eÅ›. Teraz rozumiem, że nie mogÅ‚eÅ›, ale wtedy byÅ‚am zbyt gÅ‚upia, by to w ogóle dostrzec. - WÅ‚aÅ›ciwie nie chodzi o to, że nie mogÅ‚em - zaczÄ…Å‚ ostrożnie. - Przede wszystkim bardzo lubiÅ‚em ciÄ™ sÅ‚uchać, naprawdÄ™. Nadal to bardzo lubiÅ‚. CeniÅ‚ w niej tÄ™ jej niezależność, to, że nie zawsze siÄ™ zgadzaÅ‚a z jego opiniami. WnosiÅ‚a w ten sposób Å›wieży powiew w jego życie. - Nigdy wczeÅ›niej nie spotkaÅ‚em kogoÅ›, kto chodziÅ‚ do paÅ„stwowej rejonowej szkoÅ‚y. Kto mieszkaÅ‚, majÄ…c za Å›cianÄ… sÄ…siadów. NaprawdÄ™ pasjonowaÅ‚y mnie twoje opo- wieÅ›ci o tym, jak to pan Bayden stukaÅ‚ w Å›cianÄ™, jeÅ›li za- częłaÅ› wprawki na pianinie przed ósmÄ… rano. Nie chciaÅ‚em mówić o sobie, bo wydawaÅ‚o mi siÄ™, że nie mam nic ciekawego do powiedzenia. Poza tym... - zawiesiÅ‚ gÅ‚os, zastanawiajÄ…c siÄ™, jak ująć swe myÅ›li w sÅ‚owa. - Poza tym wiedziaÅ‚em, że z chwilÄ…, gdy poznasz mojÄ… tożsamość, wszystko siÄ™ zmieni, a tego nie chciaÅ‚em. PodobaÅ‚o mi siÄ™ bycie Sebem Rodierem, chodzenie do kafejki, przesiady- wanie nad SekwanÄ…, oglÄ…danie przedstawieÅ„ ulicznych... MiaÅ‚a pochylonÄ… gÅ‚owÄ™, wiÄ™c tylko po cichym pociÄ…- gniÄ™ciu nosem mógÅ‚ siÄ™ zorientować, że pÅ‚acze. Po raz ostatni zachowywaÅ‚a siÄ™ w ten sposób, pomagajÄ…c mu w pakowaniu torby przed wyjazdem z Paryża... Powie- dziaÅ‚ jej wtedy, że wróci za dwa dni, i naprawdÄ™ miaÅ‚ taki zamiar, nie wiedziaÅ‚ bowiem, co go czeka w domu. - Co siÄ™ z tobÄ… dziaÅ‚o po moim wyjezdzie? OtarÅ‚a nos wierzchem dÅ‚oni, wiÄ™c wstaÅ‚ i przeszedÅ‚ do garderoby, skÄ…d przyniósÅ‚ czystÄ…, wykrochmalonÄ… chus- teczkÄ™. Przyjęła jÄ… i schowaÅ‚a w zaciÅ›niÄ™tej dÅ‚oni. Mil- 96 S R 100 Natasha Oakley czaÅ‚a, a on milczaÅ‚ wraz z niÄ…, próbujÄ…c siÄ™ psychicznie przygotować na to, co byÅ‚o dla niej takie trudne do po- wiedzenia. - Kiedy skoÅ„czyÅ‚y mi siÄ™ pieniÄ…dze i nie mogÅ‚am już dÅ‚użej mieszkać w naszym hotelu, spotkaÅ‚am siÄ™ z Beth i zrzuciÅ‚yÅ›my siÄ™ na rachunek. - Znów pociÄ…gnęła trochÄ™ whisky ze szklaneczki. Dobry Boże, zapomniaÅ‚ zupeÅ‚nie o rachunku. CaÅ‚kiem niechcÄ…cy zachowaÅ‚ siÄ™ jak ostatni draÅ„. Jak mógÅ‚ pozwo- lić, by to ona zapÅ‚aciÅ‚a za hotel?! - PojechaÅ‚yÅ›my do Hornfleur. PaÅ„stwo Merchand byli naprawdÄ™ bardzo mili, a Hornfleur okazaÅ‚o siÄ™ przeÅ›licz- nym miasteczkiem, peÅ‚nym uroczych kamienic. Dziewczynka, którÄ… miaÅ‚am siÄ™ zajmować, byÅ‚a grzeczna i rezolutna, wiÄ™c wszystko zapowiadaÅ‚o siÄ™ doskonale. Tyl- ko... tylko spózniaÅ‚ mi siÄ™ okres - urwaÅ‚a, by dać mu czas na zrozumienie sensu tych słów. - ZdziwiÅ‚o mnie to, bo nigdy nie miaÅ‚am z tym problemów, ale tÅ‚umaczyÅ‚am to sobie stresem po twoim nagÅ‚ym wyjezdzie. WstrzÄ…sy emo- cjonalne potrafiÄ… wpÅ‚ynąć na przebieg cyklu. Ciąża! Marianne byÅ‚a w ciąży, gdy jÄ… zostawiÅ‚! ByÅ‚ to chyba jedyny scenariusz, który nawet mu przez myÅ›l nie przeszedÅ‚, gdy wielokrotnie zastanawiaÅ‚ siÄ™, co siÄ™ z niÄ… staÅ‚o. - ByÅ‚aÅ› w ciąży? - upewniÅ‚ siÄ™. - Owszem. W poniedziaÅ‚ek po przyjezdzie do Hornfleur poszÅ‚yÅ›my z Beth kupić w aptece test ciążowy. DÅ‚ugo siÄ™ zbieraÅ‚yÅ›my na odwagÄ™, zanim podeszÅ‚yÅ›my do okienka. - UÅ›miechnęła siÄ™ przez Å‚zy. - Wynik byÅ‚ pozy- 97 S R tywny, dwie kreski tak wyrazne, że nie pozostawiaÅ‚y żad- nych wÄ…tpliwoÅ›ci. CzuÅ‚, że powinien coÅ› powiedzieć, ale nie umiaÅ‚ wy- dobyć z siebie gÅ‚osu. RobiÅ‚o mu siÄ™ niedobrze na myÅ›l o osiemnastoletniej Marianne w obcym mieÅ›cie, z dala od ojczyzny, z pozytywnym testem ciążowym w dÅ‚oni. - PowiedziaÅ‚am Merchandom, że muszÄ™ wracać do do- mu. Nie wyjaÅ›niÅ‚am dlaczego, tylko że muszÄ™ wracać. By- li naprawdÄ™ bardzo mili, pomogli mi nawet kupić bilet powrotny. Beth odprowadziÅ‚a mnie na dworzec... PochyliÅ‚a gÅ‚owÄ™, jej dÅ‚onie zaczęły drżeć, a po policz- kach potoczyÅ‚y siÄ™ Å‚zy. Nie wiedziaÅ‚, co powinien uczy- nić. PragnÄ…Å‚ podejść do niej, usiąść obok i przytulić jÄ… z caÅ‚ej siÅ‚y. - Ona umarÅ‚a, Seb - wyznaÅ‚a urywanym szeptem. - Jessica umarÅ‚a. ByÅ‚ zdruzgotany. Już sama wiadomość o jej ciąży byÅ‚a dla niego dużym szokiem, a tu jeszcze okazywaÅ‚o siÄ™, że Marianne musiaÅ‚a w pojedynkÄ™ poradzić sobie z dramatem utraty dziecka. - Przepraszam, nie zamierzaÅ‚am ci o tym wszystkim opowiadać. - Ty przepraszasz mnie?! Za co? - PrzesiadÅ‚ siÄ™ obok niej, a nastÄ™pnie wyjÄ…Å‚ jej z dÅ‚oni szklankÄ™ i ujÄ…Å‚ jej oby- dwie rÄ™ce. - Nasze dziecko umarÅ‚o? - DaÅ‚am jej na imiÄ™ Jessica. - PokiwaÅ‚a gÅ‚owÄ…, a Å‚zy na- dal pÅ‚ynęły jedna za drugÄ… po jej policzkach, wiÄ™c przy-
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plgrolux.keep.pl
|