Podobne

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Dokąd idziemy?
- Czy nie wybieraliśmy się do Chersonia, do kwatery atamana?
- Tak - rzekła Lisa przygaszona.
- Jesteśmy niedaleko. Pospiesz się.
Podał jej rękę, a ona chwyciła ją i podążyła za nim, milcząca i smutna.
Może powinnam być wdzięczna, że nie pozostawił mnie na pastwę losu? myślała. Ale
gorzej już nie mógł mnie potraktować.
Dotarli do chutoru, w którym spędzili poprzednią noc. Przez całą dobę nie zbliżyli się
nawet o metr do Chersonia.
Było już jasno. Z jakiejś bramy doleciał ich cudowny zapach świeżo upieczonego
chleba.
- Poczekaj tu - poprosił Wasia. Wrócił po chwili z bochenkiem chleba, który podzielił
na pół. Posilając się, ruszyli przez ciche uliczki.
- Podjadłaś trochę? - spytał.
- Tak. Czy idziemy w stronę stajni?
- Zgadłaś.
- Myślisz, że Dymitr...
- Właśnie to chcę sprawdzić.
Zobaczyli swoje konie oraz Dimy, który spał w sianie. Lisa odetchnęła z ulgą.
Wasyl ujął ją za rękę i pociągnął na bok, tam gdzie nikt nie mógł ich dostrzec.
- O co chodzi? - spytała przelękniona.
Oparł ją o drewnianą ścianę i stanął na odległość wyciągniętych ramion.
- Chcę cię o coś zapytać! - Jego ciemne oczy, na pozór napastliwe, kryły w sobie
całkowitą bezbronność. - Liso, teraz już wiesz o mnie wszystko, wiesz, jaki jestem. Jeśli uda
mi się znalezć kogoś, kto za mnie poręczy, a wierzę gorąco, że tak się stanie, to czy nadal
będziesz skłonna mnie poślubić?
- Nadal? Przecież nigdy mnie o to nie zapytałeś. Nigdy wprost!
- Sądziłem, że to już między nami ułożone. Przecież gdyby było inaczej, wszystko, co
się wydarzyło, byłoby grzechem. Pogańska ceremonia zmieszania krwi to była tylko
namiastka, ale...
Lisa wybuchnęła płaczem. I znów znalazła się w jego ramionach, w tych cudownych,
silnych, a tak delikatnych ramionach.
- Dlaczego nie powiedziałeś mi tego wczoraj? Oszczędziłbyś mi lęku o to, że cię znów
utracę.
- Ależ, najdroższa - rzekł wzruszony. - Tak bardzo mi nie ufasz? Wciąż pamiętasz o
przestrogach, jakich ci udzielono? Cóż obchodzą nas inni ludzie, Liso? To prawda,
zachowałem się jak nieokrzesany prostak, który nie rozumie kobiecej natury. Wybacz, nie
zdążyłem ci tego powiedzieć w nocy. Wszystko wydarzyło się tak nagle. Ale czy uważasz, że
postąpiliśmy niewłaściwie?
- Nie, wczoraj o tym nie myślałam w ten sposób. Właściwie się nad tym nie
zastanawiałam. Straciliśmy panowanie nad sobą. Czemu jednak nie powiedziałeś mi tego
potem? Albo dziś? Patrzyłeś na mnie chłodno i nieprzyjaznie, jakbyś chciał, bym odeszła.
Byłam taka zrozpaczona, bałam się, Wasylu.
Ucałował jej wilgotne włosy.
- Dziś rano byłem śmiertelnie przerażony, Liso. Nie wiedziałem, gdzie są Tatarzy, a
musiałem za wszelką cenę wydostać cię stamtąd. Tylko to zaprzątało mój umysł. A poza tym
chciało mi się jeść - wyznał z rozbrajającą szczerością. - A kiedy jestem głodny, nie potrafię
myśleć o niczym innym - dodał z uśmiechem. - Wybacz, najdroższa. Kocham cię!
Lisa milczała. Szczęście po prostu odebrało jej mowę.
- Urządzimy wesele - ciągnął z zapałem Wasia. - Zaprosimy Nataszę, Wołodię i
wszystkich. Zobaczysz, jak Zaporożcy świętują. Uroczystość trwa zwykle wiele dni przy
muzyce i tańcach. Wino leje się strumieniami... Nie, Liso, nie obawiaj się, przyrzekam, że się
nie upiję.
Nagle Lisę uderzyła pewna myśl.
- Wasia! Już wiem, kto może poręczyć za ciebie. Ależ jestem niemądra, że nie
pomyślałam o tym wcześniej. Przecież i tak muszę jechać do osady szwedzkiej, żeby uzyskać
błogosławieństwo z mojej parafii. Poproszę naszego pastora. On za ciebie poręczy.
Wasyl pobladł, jakby cała krew odpłynęła mu z twarzy.
- Mogę towarzyszyć ci w drodze do osady, ale dojadę tylko do obrzeży.
- Ale dlaczego, Wasyl... Chyba nie... Wasyl, co ty uczyniłeś?
Spuścił wzrok, nie mając odwagi popatrzeć jej w twarz.
- Ja... Podpaliłem plebanię.
Dymitr nie posiadał się z radości, widząc ich całych i zdrowych.
- Gdzie byliście? Kiedy zorientowałem się, że pojmali was Tatarzy, pogalopowałem
co tchu, by ściągnąć kwaterujące w chutorze oddziały kozackie. Dotarliśmy na plażę i
znalezliśmy Tatarów, ale was tam nie było.
Lisa i Wasyl wymienili spojrzenia.
- To dlatego nie natknęliśmy się dzisiaj na nikogo - rzekł Wasia. - Mówisz, że
znalezliście Tatarów?
- Wycięliśmy ich w pień.
- Kiedy i gdzie?
- Wczoraj wieczorem. Ich obóz znajdował się niedaleko skał.
Zapadła cisza.
- To znaczy, że uciekliśmy w ostatniej chwili - szepnęła Lisa, blednąc.
- Musieliśmy twardo spać, skoro nic nie słyszeliśmy
- dodał Wasia. - Dima, skoro już i tak wstałeś, jedzmy do Chersonia. Lisa musi tam
dotrzeć jak najprędzej.
Przebrali się w suchą odzież, którą mieli w jukach przytroczonych do siodeł, i dosiedli
koni. Szybko dotarli na miejsce.
Adiutant zameldował ich przybycie.
- Dziewczyna? - usłyszeli donośny głos dowódcy. - Niemożliwe, to ona żyje? Doszły
nas słuchy, że Tatarzy zmobilizowali wielkie siły, by ją pojmać, a to znaczy, że przynosi
ważne wieści. Wezwij cały sztab i wprowadz tu tę trójkę Kozaków!
Wasyl uśmiechnął się i spojrzał znacząco na Lisę.
- Trójka Kozaków! Wchodz, Kiryłowa!
- Czy tak się będę nazywać? - szepnęła bez tchu.
- Jeśli nie masz nic przeciwko temu.
Ataman dowodzący wojskami kozackimi na Ukrainie popatrzył zdumiony na Lisę.
- Ależ... Czy to ten delikatny kwiatuszek poradził sobie z hordami Tatarów?
- Miałam dobrych pomocników - rzekła nieśmiało.
Oficerowie patrzyli na nią badawczo.
- Ubrana jesteś wprawdzie w szarawary i rubaszkę, ale chyba nie jesteś Kozaczką? -
dziwił się ataman. - A już na pewno nie pochodzisz z Zaporoża. A ci pomocnicy rzeczywiście
nie są najgorsi. Tego Kozaka dobrze znamy! Nie należy do tych, którzy odprawiają modły za
wroga. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grolux.keep.pl
  • Powered by MyScript