[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Dzień dobry, Ray! - Jedna z urzędniczek przywitała mężczyznę jak starego znajomego. - Czy mi się zdaje, czy to twoje ósme małżeństwo? - Siódme - odparł z godnością Ray. - Cyganie wierzą, że siódemka jest szczęśliwą liczbą - szepnął Michael do ucha Brett. Zakrztusiła się, tłumiąc śmiech. - Teraz lepiej - powiedział z uznaniem w głosie. - Za czynałaś być prawie tak zielona jak papka szpinakowa, którą karmisz biedną Hope, albo jak okropna suknia tej kobiety. - Ile słodyczy w jednym zdaniu... - odpowiedziała mu 84 CYGACSKA SZKATUAKA namiętnym szeptem. - Mów do mnie jeszcze, złotousty diable. - Wyglądasz pięknie. - Tak, oczywiście. Pięknie i zielono. - Hej, jakbym słyszał Kermita %7łabę! - Znowu się naczytałeś książeczek Hope. - Uwielbia, gdy jej je czytam. Brett wiedziała, dlaczego. Dziecko uwielbiało głos Mi chaela. Tak jak ona. Mogłaby go słuchać bez końca - dialog- gów Kermita z panną Piggy z równą przyjemnością jak Sze kspira. Była pewna, że gdyby czytał książkę telefoniczną albo formularz podatkowy, jego głos nie straciłby swojej czaro- dziejskiej mocy. Zacisnęła nerwowo dłonie. - Tak, wiem, ile kosztują pieluchy - zapewnił ją z uśmie chem. - Poproszę o następne pytanie. - Sądzisz, że Hope prześpi tę ceremonię? - Brett zauwa- żyła, jak mała przytula główkę do ramienia Consueli. - Wiedząc, jak to dziecko uwielbia rozgardiasz i hałas, pewnie tak. Jeśli sędzia będzie mówił dostatecznie głośno. Sędzia mówił na tyle głośno, że Hope nie obudziła się. Ceremonia była zresztą tak krótka, że zanim Brett uświado- miła sobie, co się stało, było po wszystkim. - Jesteś pewna, że nie chcesz zostawić nam małej na noc? - spytała z nadzieją w głosie Consuela, kiedy wrócili do domu. - Nie, ale dziękuję za dobre chęci. - Cóż, w takim razie pobędziemy z nią jeszcze ze dwie godziny, a wy spokojnie zjedzcie kolację, którą przygoto wała dla was pani Stephanopolis. Naprawdę nie musicie się spieszyć. CYGACSKA SZKATUAKA 85 Po tych słowach wszyscy jak na komendę rozeszli się do własnych mieszkań, zostawiając Brett i Michaela samych - w udekorowanym różową krepiną przedpokoju Michaela. - Witaj w domu, pani Janos. Co ty robisz? - krzyknęła, kiedy Michael bez uprzedze nia chwycił ją na ręce i zaniósł do salonu. - Ależ z ciebie chucherko! - Uważaj - zmarszczyła groznie czoło - kogo nazywasz chucherkiem. - Uważam - powiedział z przewrotnym uśmiechem, za- puszczając żurawia w jej dekolt. - I rozkoszuję się widokiem. Poczuła, jak pąsowieją jej policzki. - I jak to się pani podoba, pani Janos? - spytał szeptem, wypuszczając ją powoli z objęć. - Cudownie... - odparła sennym głosem. Nie potrafiła jednak wyrazić tego, co naprawdę czuła. Radość, euforia, podniecenie - wszystkie te słowa opisywały magię miłości, nie dotykając istoty tajemnicy. Zauroczony blaskiem bijącym z jej twarzy, Michael nie dosłyszał, co powiedziała. - Słucham? - Stół wygląda cudownie. Stephanopolisowie przeszli sa mych siebie, nie sądzisz? Skinął tylko głową i odsunął jej krzesło. Szampan chłodził się w kubełku z lodem, świece były już zapalone. Na środku stołu ktoś postawił cygańską szkatułkę. - Znalazłem w dzisiejszej poczcie kopię intercyzy przed małżeńskiej - Michael powiedział rzeczowym tonem, który na tle romantycznej scenerii zabrzmiał jak fałszywy akord. - Ja swoją też dostałam. Wydaje mi się, że to rozsądne wyjście. 86 CYGACSKA SZKATUAKA Na spisanie intercyzy - chroniącej majątek Michaela - na legała Brett. Nie chciała, żeby kiedykolwiek mógł ją pode jrzewać o nieczystą grę. - Twoja wola. A co ze studiami? Masz zamiar je konty nuować czy się poddasz? - Czy ja wiem... Błyskotliwa kariera zawodowa nig dy mi nie groziła - powiedziała oschle. - Uczyłam się, kie dy pozwalał mi na to czas i pieniądze. I pewnie dalej tak będzie. Mnóstwo czasu muszę zarezerwować dla Hope. Zapisałam się na następny semestr, ale tylko na jeden przed miot. Na końcu języka miał wiem", na szczęście przypomniał sobie w ostatniej chwili, skąd wie... Na wszelki wypadek postanowił zmienić temat. - Może zaczniemy jeść, co? Pamiętała pózniej, że zaczęli od delikatnej greckiej sałatki, w której były czarne oliwki... i niewiele więcej. Wszystko wydawało jej się pyszne, ale Brett była zbyt rozkojarzona, żeby skupić uwagę na jedzeniu. Niezupełnie tak... Opętała ją myśl o zaspokojeniu innego rodzaju apetytu. Do końca kolacji starała się nie podnosić wzroku powyżej linii ust Michaela. Wiedziała, że jeżeli podda się czarowi jego niezwykłych oczu, będzie stracona. Zaczęły drżeć jej kola na. Zciskając coraz mocniej widelec deserowy, wbiła go roz paczliwym, niezbyt wytwornym gestem w kawałek weselne go tortu. Kiedy rozległo się ciche pukanie do drzwi, Brett podsko czyła na krześle. - Uspokój się. - Michael pogładził ją po ramieniu i ruszył do drzwi. - Och, widzę, że jeszcze ucztujecie - powiedziała Frieda. CYGACSKA SZKATUAKA 87 - Mówiłam wam, że możemy zatrzymać dziecko na dłu żej. - Consuela uśmiechnęła się zachęcająco. - Nie, nie, dziękujemy wam bardzo. - Brett podeszła do drzwi. - Właśnie kończyliśmy. - Chodz do mnie, Hope. - Michael zabrał delikatnie dziecko Consueli. - Zaplamiłabyś Brett jej piękny kostium. - Pójdę się przebrać. - Brett położyła rękę na klamce, gdy nagle uświadomiła sobie, że nie mieszka już w suterenie, tylko z Michaelem, a większość jej ubrań leży w kącie sypialni, którą będzie dzieliła z Hope. Zauważyła wniebowziętą minę Michaela, kiedy dziecko przytuliło główkę do jego ramienia. Uwielbiał je. Mogła być spokojna, że wychodząc za niego, nie popełniła błędu. Jeśli miała sobie coś za złe, to tylko zachłanność, z jaką pragnęła więcej, niż mógł jej dać... pragnęła jego miłości. Hope zasypiała w swoim łóżeczku, a Michael, patrząc na nią, objął ramieniem Brett. Wyczuł, jak bardzo jest spięta, ale jakże opacznie zrozumiał powód takiego nastroju. - Możesz się rozluznić - zapewnił. - Nie mam zamiaru namawiać cię do zarwania kolejnej nocy. Przed nami mnóstwo czasu, prawda? - Gdzie mam postawić to pudło? - spytał następnego dnia. - Gdzieś w salonie, potem się zastanowię, co z nim zrobić - odpowiedziała z kuchni, od której zaczęła urządzanie ich wspólnego mieszkania, przede wszystkim z myślą o bezpie czeństwie Hope. - W salonie? - mruknął. - Nie da się tu wejść, wszędzie stoją pudła... - Nie słyszę. Co mówisz? 88 CYGACSKA SZKATUAKA - Nic, jakoś się zmieściło. Zamierzał zrobić sobie przerwę i usiąść na chwilę w fotelu, kiedy usłyszał pukanie do drzwi.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plgrolux.keep.pl
|