[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nęła. Wysadzili ją pod placykiem, ino skoczyła na brzeg, ja w ślad za nią. Nie chciałem w domu przy ojcu historii jej robić, i gonię... Czekaj! Gdzieś bywała? Ta mi się uśmiecha i prawi, że w kościele. A piękny mi to kościół odpowiadam jeszcze o takim słychu nie było. Zaczerwieniła się, a spojrzawszy mi w oczy, jak nie palnie, z przeproszeniem jegomości, po pysku... 80 Trutniu jakiś, to ty mnie, psie Najświętszej Panny, szpiegować będziesz zawołała. Jeszczeżem za ciebie za mąż nie poszła! Prawa do mnie nie masz... I pobiegła, a jam został jak głupi. Co tu robić? Ojcu powiedzieć, to ją zabije albo co. Mil- czeć nie mogę; ścierpieć tego się nie godzi... porzucić ją... aż się serce drze. W jednej tej chwili, proszę pana, poznałem więcej bólu i frasunku niż przez życie całe. Choć idz i utop się. Powlokłem się do majstra, jeszczem od niego dostał pamiętne za zbawienie tyla czasu... sia- dam do roboty... ale gdzie mi tam do niej! Szydło palce kole, a dratew chodzi by opętana. Wieczorem ino uchyliła drzwi i rzuciła mi przez szparę: Muszę mówić z tobą. Czekałem tylko, by majster odszedł, i choć mi było pod plagami zakazano na górę do niej chodzić, smyknąłem. Patrzę, siedzi i płacze, ale tak, jakby nie ze smutku, ino ze złości. Ledwiem na próg, wstała, podeszła, mówi mi tak: Słuchaj, psie jakiś, słuchaj niegodziwy, jeżeli ojciec się dowie, jutro ty żyć nie będziesz... nóż w serce ci tak wbiją, że Jezus Maria nie rzekniesz, i z kamieniem u szyi powiezie cię ktoś pod murazze i zatopi... Nikt w świecie wiedzieć nie będzie, co się z tobą stało. Gęby nie umiałem otworzyć. Czy się ze mną ożenisz, czy nie, jak ty sobie chcesz, mnie wszystko jedno, znajdę dziesięciu na twoje miejsce, ale jeśli piśniesz, gotuj się na śmierć!... Aż mi się łzy z oczów potoczyły, bom ją kochał, Bóg widzi, szczerze a poczciwie, i mia- łem ją też za uczciwą; więc jak nie wezmę się z nią certować, prosić... to, owo, myślałem, że się w niej co obudzi, ale ta w śmiech tylko ze mnie. Cóżeś to ty myślał powiada smyku jakiś bezwąsy, że to ja się w twojej mlekiem po- walanej brodzie rozmiłuję?... albo mi to iść za szewca? Przypatrz no się, czym to ja nie na co lepszego stworzona? Jeśli się on ze mną ożenić nie zechce albo nie będzie mógł, znajdę męża łatwo... Jąłem ją pytać, po co mnie było zwodzić, a ta, plunąwszy, powiada: Kiedyś głupi, poku- tuj. Jeszcze mnie zbezcześciła, proszę pana, do ostatniego. Wyszedłem gdyby z łazni, głowę do reszty postradawszy. Nazajutrz stary szewczysko postrzegł, że się coś niedobrego święci, alem go zbył ni tym, ni owym; myślał, że to sobie zwykłe termedie, jak to bywają koło kocha- nia, a jam też milczał... Trzeciego czy czwartego dnia jakoś się i jej litość zrobiła nade mną, poczęła być łaskawszą... a trzęsła mną, jak sama chciała, bobym był za uśmiech jej mało nie życie dał. Otóż, jak się owo nieszczęście poczęło, myślałem, że tego diabła swojego porzuci, ale gdzie zaś... A mnie trzymała istnie jak psa na uwięzi, żebym oszczekiwał podwórko... Tymczasem ojcu ktoś szepnął... nicem ja o tym nie wiedział. Ojciec wpadł na górę i zbił ją w śmierć. Na krzyk wpadłem bronić, dostało się i mnie od niego, a co gorzej, nazajutrz, kiedy idę wieczorem, nie myśląc nic, aż mnie połaskotał ktoś pod żebro tak, żem padł, pożegnawszy świat boży. O włos chodziło, by mnie nie zabił, a co się krwi, słyszę, wytoczyło, starczyłoby konia napoić, jak ludzie mówili. Przecie Matka Miłosierdzia ratowała, ludzie nadeszli i nie dali mnie wrzucić do gondoli, bobym był pewnie na dna morskie popłynął czekać dnia sądne- go. Jakoś się w szpitalu Zw. Rocha wyskrobałem, a Marietta przyszła mnie przeprosić, bo się była dowiedziała za pózno, że ją kto inny wydał, nie ja... i żal się jej zrobiło, com dla niej tak cierpiał... Mogę powiedzieć, że mnie ona do życia przywróciła dobrym słowem; ale już od tego czasu do siebie przyjść nie mogłem, a diablica jeszcze mi gorzej znów w serce się wpiła. Cóż się z nią stało? zapytał Konrad. A cóż? ojciec odesłał do klasztoru, a na drodze ją odbili i nie wiadomo gdzie uprowadzi- li. Ja myślę, że tu jest, tylko się ukrywa. Stary mało nie oszalał. Bardzo się nieboraczysko przywiązało do mnie, bo kochamy ją oba równo, choć tego kochania niewarta. Konradowi pilno odejść było, aby mógł co prędzej do żony powrócić, i chciał biednego Maćka pożegnać, ale chłopak z płaczem się niemal uchwycił dawnego pana. Mój jegomościuniu, mój drogi, nie pozbywajcież się mnie, już kiedym ja was zobaczył zawołał to biegnę duchem do majstra o pozwoleństwo i powracam, żeby być przy was i z 81 wami. A! panie! panie! żeby nie ta diablica, czy ja bym był pana porzucił... Nie wiedziałem ja, co to kosztuje za swoją ziemią tęsknić. Ilem to ja nocy bezsennych przepłakał, przeklinając i
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plgrolux.keep.pl
|