Podobne

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

kę, nie bierzcie pod uwagę tylko tego, co mówi autor, wezcie pod uwagę również to, co
myślicie wy. Musicie starać się odnalezć swój własny głos, chłopcy. Im dłużej będzie-
cie zwlekać z rozpoczęciem tych poszukiwań, tym mniej możecie liczyć na to, że będą
uwieńczone sukcesem. oreau powiedział tak:  Większość ludzi wiedzie życie w mil-
czącej beznadziei . Dlaczego tak strasznie siebie zubażać? Zaryzykujcie, postawcie stopę
na ziemi nieznanej.
Keating podszedł do drzwi, stanął, odwrócił się twarzą do klasy i nagle zgasił świa-
tło.
Zapalił, i znowu zgasił, i zapalił. Przez jakiś czas bawił się wyłącznikiem.
 I jeszcze coś  powiedział.  Na następną lekcję każdy z was napisze wiersz, coś
absolutnie własnego. I każdy wyrecytuje swój wiersz przed całą klasą. Do zobaczenia
w poniedziałek  zakończył i wyszedł.
Chłopcy siedzieli w absolutnej ciszy, zbici z tropu zachowaniem nauczyciela i za-
skoczeni dziwnym zadaniem domowym. Nagle uchyliły się drzwi i pojawiła się w nich
głowa Keatinga.
 Anderson, nie myśl, że nie wiem, jak śmiertelnie przeraża cię to zadanie.  Keating
wyciągnął ku niemu wskazujący palec, jak gdyby śląc w jego serce twórcze tchnienie.
Chłopcy zachichotali nerwowo. Todd zmusił się do uśmiechu.
W piątki zajęcia kończyły się dość wcześnie. Po lekcji angielskiego chłopcy wybiegli
z klasy, uradowani perspektywą wolnego popołudnia.
 Chodzmy na dzwonnicę wypróbować naszą antenę  zaproponował Pitts
Meeksowi, kiedy szli przez dziedziniec do bursy.  Radio  Wolna Ameryka  zaśmiał
się.
 Jasne!  zgodził się Meeks.
Przebiegli obok grupki małolatów, niecierpliwie czekających na przybycie listonosza.
Nieco dalej, na trawiastym boisku starsi chłopcy rozgrywali mecz lacrosse a. Z daleka
widać było, jak w walce o piłkę zawzięcie wymachują rakietkami. Znad brzegu jeziora
dochodziły głośne okrzyki Nolana, którymi nakłaniał do większego wysiłku trenują-
cych wioślarzy.
41
Knox wrzucił książki do koszyka na bagażniku swojego roweru i ruszył w objazd po
campusie. Kiedy był blisko szkolnej bramy, sprawdził ukradkiem, czy nikt go nie ob-
serwuje, i nacisnął z całych sił na pedały. W szalonym pędzie wjechał na łąkę za bramą,
odnalazł wąską drogę polną i rozwijając zawrotne tempo, w kilka minut dotarł do mia-
steczka Welton.
Koło gimnazjum Ridgeway rozejrzał się uważnie, czy nie ma w pobliżu kogoś z Aka-
demii. Zatrzymał się przy wejściu. Dysząc ciężko po szalonej jezdzie, przypatrywał się,
jak uczniowie wchodzili do trzech zaparkowanych przy ulicy autobusów. Do pierw-
szego cisnęli się członkowie szkolnej orkiestry dętej, ubrani w kolorowe mundurki.
W drugim autobusie, głośno pokrzykując i przepychając się jeden przez drugiego, miej-
sca zajmowali rośli futboliści w wypchanych ochraniaczami strojach do gry. Przed trze-
cim autobusem stały grupki chichoczących i rozśpiewanych dziewcząt. Knox natych-
miast dostrzegł Chris Noel.
Oparł się o drucianą siatkę i wpatrywał w dziewczynę z uwielbieniem. Widział, jak
podbiega do dzwigającego pod pachą futbolowy ekwipunek Cheta i całuje go pro-
sto w usta. Widział, jak Chet przyciąga ją do siebie i obejmuje, a ona śmieje się weso-
ło. Patrzył, jak po chwili Chris wyrywa się z objęć Cheta i biegnie z powrotem do swo-
jego autobusu.
Knox wsiadł na rower i ruszył powoli w kierunku Akademii Weltona. Od czasu
obiadu u Danburrych nieustannie marzył, by jeszcze raz ujrzeć Chris Noel. Wyobrażał
sobie to spotkanie na różne sposoby, ale nigdy tak, że jest przy niej Chet i że oboje
tulą się do siebie. Knox zaczął się poważnie zastanawiać, czy naprawdę mógłby znalezć
słowa, po których Chris zemdlałaby w jego ramionach.
Póznym popołudniem Todd siedział na swoim łóżku nad rozłożonym na pościeli ze-
szytem i pieczołowicie coś w nim pisał. Naraz skreślił wszystko, wyrwał kartkę, zgniótł
ją i wrzucił do kosza. Poirytowany, ukrył twarz w dłoniach. Do pokoju wszedł Neil, ci-
snął książki na łóżko i krzyknął podekscytowany:
 Mam! Znalazłem!
 Co?  zapytał Todd.
 To, czym chcę się zająć! I to od zaraz. Coś, co czuję, że siedzi we mnie od dawna.
 Wręczył Toddowi plik spiętych kartek.
  Sen nocy letniej  przeczytał Todd.  Co to jest?
 Sztuka teatralna, baranie.
 Tyle to wiem  żachnął się Todd.  Ale co to ma wspólnego z tobą?
 Będą ją wystawiać w Henley Hali. Spójrz tutaj:  Nabór otwarty .
 No i?  zapytał Todd.
 No i będę grał!  wykrzyknął Neil, wskakując na łóżko.  Jak daleko sięgam pa-
mięcią, zawsze chciałem spróbować gry w teatrze. Latem zamierzałem nawet zgłosić się
na przesłuchania teatralne, ale oczywiście ojciec mi nie pozwolił.
42
 Myślisz, że właśnie teraz ci pozwoli?  Todd uniósł brwi.
 Do diabła, jasne, że nie. Ale nie musi. Nie w tym rzecz. Rzecz w tym, że po raz
pierwszy w życiu wiem, czego chcę. I po raz pierwszy w życiu będę robił to, czego
naprawdę chcę. Bez względu na to, czy mój ojciec wyrazi zgodę! Carpe diem, Todd.
Chwytaj dzień!
Neil wziął kartki do ręki i zaczął głośno czytać. Po chwili twarz mu się rozjaśniła.
Rozemocjonowany podniósł w górę zaciśniętą pięść.
 Neil, ale jeśli twój ojciec nie pozwoli ci zagrać? Jak chcesz to załatwić?  naciskał
Todd.
 Najpierw muszę dostać tę rolę. Ojcem będę się martwił pózniej.
 Chyba cię zabije, jak się dowie, że bierzesz udział w próbach.
 Jeśli idzie o mnie  odparł Neil  wcale mi nie zależy na tym, żeby się dowie-
dział.
 Daj spokój, tylko tak mówisz. Sam wiesz, że to niemożliwe.
 Nie ma rzeczy niemożliwych  powiedział Neil z uśmiechem.
 Dlaczego go przedtem nie zapytasz? Może ci pozwoli?  zasugerował Todd.
 Chyba ci odbiło  parsknął Neil.  Nie powiem mu, nie narażę się na odmowę,
i przynajmniej nie będę mu nieposłuszny.
 Ale jeżeli wcześniej się nie zgodził, to teraz może...  zaczął znowu Todd.
 Czyją stronę trzymasz, co?! Jeszcze nie wiem, czy w ogóle dostanę jakąś rolę, a ty
nie pozwalasz mi nawet nacieszyć się tym pomysłem?
 Przepraszam  powiedział Todd i zabrał się znowu do pracy.
Neil wrócił do czytania sztuki.
 A tak na marginesie  powiedział  dzisiaj jest spotkanie. Przyjdziesz?
 Chyba tak  skrzywił się Todd.
Neil odłożył tekst.
 Ciebie w ogóle nie interesuje, co Keating ma nam do powiedzenia, prawda?  za-
pytał z niedowierzaniem.
 O co ci chodzi?  bronił się Todd.
 Uczestnictwo w  Stowarzyszeniu oznacza tylko tyle, że chcemy dać się wciągnąć
zdarzeniom. A ty robisz wrażenie, jakby cię wciągnęła kloaczna dziura.
 Chcesz, żebym odszedł, tak? Do tego zmierzasz?  rzucił się Todd.
 Nie  odparł spokojnie Neil.  Chcę, żebyś został. Ale to znaczy, że będziesz mu- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grolux.keep.pl
  • Powered by MyScript