[ Pobierz całość w formacie PDF ]
swoim pułkiem i wyjechał na farmę do Rodezji.Jako osobowość znikł z życia Celii. 8. JIM I PETER 1 Obie, tak Miriam, jak i jej córka, wierzyły w moc modlitwy. Modlitwy Celii początkowo były sumienne, oparte na świadomości grzechu, dopiero potem stały się uduchowione i ascetyczne. Jednak, takie czy inne, towarzyszyły Celii zawsze. Celia nigdy nie zarzuciła dziecięcego zwyczaju modlenia się o powodzenie wszystkiego, co się miało zdarzyć. Nigdy nie weszła do sali balowej, nie szepnąwszy krótkiego: Och, Boże, żebym się tylko nie wstydziła. Och, proszę, Panie Boże, nie pozwól na to. l nie pozwól, by moja szyja pokryła się czerwonymi plamami . Podczas proszonego przyjęcia modliła się: Proszę Cię, Panie Boże, spraw, bym miała coś do powiedzenia . Modliła się, żeby jej karnecik zapełnił się należycie i żeby tańczyła z tym, z kim chciała tańczyć. Wybierając się na piknik, modliła się, żeby nie było deszczu. Modlitwy Miriam odznaczały się większą głębią i większą butą. Butą, bo Miriam była butną kobietą. Jeśli jej dziecku, jej małemu skarbów było coś potrzebne, ona nie prosiła o to Boga, ona żądała! Jej modlitwy były tak bardzo głębokie, tak bardzo żarliwe, że nie wierzyła, by Bóg na nie nie odpowiedział. Być może większość z nas, mówiąc, że nasze modlitwy pozostały bez odpowiedzi, w istocie ma na myśli to, że odpowiedz Boga brzmiała: nie . Miriam nie była pewna, czy Johnnie de Burgh był odpowiedzią na jej modlitwę, natomiast nie wątpiła w to, że był nią Jim Grant. Jim rwał się do pracy na ziemi i jego rodzina wysłała go do posiadłości leżącej w pobliżu domu Miriam, z nadzieją, że ta będzie miała na niego oko i że powstrzyma go ocł zrobienia jakiegoś głupstwa. Jim w wieku dwudziestu trzech lat był dokładnie taki sam jak w wieku lat trzynastu. Miał te same wysokie kości policzkowe, te same okrągłe, ciemnoniebieskie oczy, ten sam olśniewający uśmiech, tak samo, wybuchając śmieciłem, odrzucał do tyłu głowę, był tak samo pogodny i tak samo dobrze ułożony. Jim miał dwadzieścia trzy lata i nadal był kawalerem. Była wiosna, a on był silnym, zdrowym mężczyzną. Często przychodził do domu Miriam. A ponieważ natura jest tylko naturą, a Celia była młoda, delikatna i piękna, zakochał się. Celia znalazła w nim kolejnego przyjaciela, z tą różnicą, że pełna była podziwu dla charakteru Jima. Peter według niej chyba przesadzał w tej swojej powolności , a poza tym brakowało mu ambicji. Tymczasem Jima ambicja rozsadzała. Jak na swój wiek, podchodził do życia bardzo poważnie. Słowa: %7łycie trzeba brać na poważnie , mogłyby być jego dewizą. Pragnął zajmować się wiejskim gospodarstwem nie dlatego, że nosił w sercu, z dziada pradziada, miłość do ziemi. Nie. Jima po prostu interesowało praktyczne, fachowe podejście do uprawy ziemi. Uważał, że rolnictwo w Anglii może być bardziej opłacalne, lecz żeby tak się stało, trzeba zainwestować w nie fachową wiedzę. I silną wolę, dodawał, a tej mu nie brakowało. Jim nawet miał książki o tym, jak kształtować ją w sobie, i pożyczał je Celii. Jim uwielbiał pożyczanie książek. Poza tym interesował się teozofią, bimetalizmem, ekonomią i naukami chrześcijańskimi. Lubił Celię, ponieważ Celia potrafiła uważnie słuchać. No i czytała wszystkie pożyczane od niego książki. Nie dość na tym. Ona je inteligentnie komentowała. Jeśli zaloty Johnniego de Burgha odbywały się w sferze doznań fizycznych, to zaloty Jima Granta miały podłoże całkowicie intelektualne. W tym okresie swojej kariery Jim po prostu kipiał najróżniejszymi poważnymi pomysłami i ideami. Kipiał, wrzał i pęczniał z dumy, żeby nie powiedzieć robił się zarozumiały. Celia natomiast lubiła go najbardziej nie wtedy, kiedy wdawał się w śmiertelnie poważne rozważania o etyce czy pani Eddy*, lecz kiedy odrzucał do tyłu głowę i śmiał się. Konkury Johnniego de Burgha były dla Celii kompletnym zaskoczeniem, natomiast z tego, że Jim poprosi ją o rękę, zdała sobie sprawę o wiele wcześniej, niż to zrobił. Czasami Celia brała życie za prosty tkacki wzór: przewijasz się tu i tam jak czółenko, posłuszna czyjejś ręce. Jim, zaczynała przypuszczać, był częścią 66 tkanego dla niej wzoru. Był jej przeznaczeniem od kołyski. No i jakim szczęściem płonęły w tamtych dniach oczy jej matki. Jim był kochany, lubiła go ogromnie. Niedługo zapewne poprosi ją o rękę i wtedy będzie czuła to samo, co czuła, kiedy oświadczał się jej major de Burgh (major miał dla niej na zawsze pozostać majorem de Burghiem, nie mężczyzną o imieniu John nie), będzie leciutko podniecona i trochę zmieszana, a jej serce będzie uderzało przyśpieszonym rytmem& Jim oświadczył się jej pewnego niedzielnego popołudnia. Zaplanował to sobie kilka tygodni wcześniej. Lubił snuć plany i lubił je realizować. Uważał, że to jest dobry sposób na życie. To było deszczowe popołudnie. Siedzieli w pokoju szkolnym. Byli po podwieczorku. Celia grała na pianinie i śpiewała. Jim lubił utwory Gilberta i Sullwana*. Pózniej usiedli na sofie i dyskutowali o socjalizmie i o szczęściu rodzaju ludzkiego. Potem nagle zapadła cisza. Celia rzuciła parę słów o pani Desant*, lecz Jim bąknął coś od rzeczy. Znów zapadła cisza i nagle Jim poczerwieniał i oświadczył: Spodziewam się, że wiesz, jak bardzo mi na tobie zależy, Celio. Czy chciałabyś się ze mną zaręczyć, czy wolałabyś trochę poczekać? Myślę, że bylibyśmy razem bardzo szczęśliwi. Mamy tak wiele wspólnych zainteresowań. W istocie wcale nie był tak opanowany, na jakiego chciał wyglądać. Gdyby Celia była starsza, potrafiłaby to zauważyć. Dostrzegłaby lekkie drżenie ust i nerwowość rąk, podskubujących leżącą na sofie poduszkę. Ale było, jak było, a ona musiała coś odpowiedzieć. Nie wiedziała co. A ponieważ nie wiedziała, nie odpowiedziała w ogóle. Spodziewam się, że mnie lubisz, prawda? Jim brnął dalej. Czy lubię? Och, oczywiście, że lubię przytaknęła skwapliwie. No to najważniejsze mamy za sobą. Dwoje bliskich sobie ludzi powinno się nawzajem lubić. To uczucie trwa zawsze. Namiętność (tu Jim spłonął panieńskim rumieńcem), namiętność nie. Myślę, że ty i ja, Celio, bylibyśmy ze sobą idealnie szczęśliwi. Chcę się młodo ożenić. Przerwał, a po chwili dodał: Wiesz co, najuczciwiej postąpimy, zaręczając się na próbę, na pół roku. Nie musimy mówić o tym nikomu, poza twoją matką i moją rodziną. Potem, po pół roku, podejmiesz ostateczną decyzję. Celia namyślała się chwilę. Istotnie sądzisz, że tak będzie najlepiej? A jeśli ja, jeśli ja nawet wówczas& Jeśli wówczas nie przyjmiesz moich oświadczyn, to, rzecz jasna, nie pobierzemy się. Ale przyjmiesz. Jestem przekonany, że nasze sprawy dobrze się ułożą. Ileż w nim było spokojnej pewności siebie. Jim był przekonany. Jim wiedział. Zwietnie odparła Celia i uśmiechnęła się. Ona spodziewała się, że on ją pocałuje, ale nie pocałował. On bardzo tego pragnął, lecz się wstydził. Wrócili do dyskusji o socjalizmie i o szczęściu rodzaju ludzkiego, choć tym razem ich wywody nie były tak logiczne jak chwilę wcześniej.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plgrolux.keep.pl
|