Podobne

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Podszedł do nowego muru -\eby go zburzyć i zobaczyć, czy nie ma za nim tego, kogo krwi łaknął.
Nagle zatrzymał się. Poczuł. Zobaczył. Zrozumiał. Wreszcie. Znalezli się.
Amin zaryczał.
Minolia znalazła swojego brata Vellacha. Szukając ratunku przed koszmarem, który pochłaniał
miasto, miotała się od muru do muru, od domu do domu, z zaułków na ulice. Wszędzie były
przelewające
-151-
krew potwory w hełmach podobnych do zaginionego Hełmu. Płomień po\arów oświetlał nocny
Vagaran.
W jego niepewnym pomarańczowym świetle majaczą sylwetki miotających siew panice ludzi,
pojawiają się i znowu znikają w ciemnościach złowieszcze, milczące postacie ohydnych istot,
rodem z nocnego koszmaru, wymachujących brązowymi siekierami, potrząsających drewnianymi
tarczami, zabijających ka\dego, kogo spotkają na swojej drodze...
Minolia weszła przez furtkę w ogrodzeniu jednego z domów. Zobaczyła na werandzie skuloną
postać brata. Wewnątrz domu szalał po\ar. Minolia schwyciła brata pod pachy i odciągnęła od
ognia, na ulicę. Czerwone języki wysuwały się z okien, lubie\nie oblizując ściany skazanego
domu.
Jeszcze nigdy Minolia niczego nie dzwigała, nigdy nie miała do czynienia z pracą fizyczną.
Dlatego z wysiłku kręciło się jej w głowie, miała uczucie, jakby w dole brzucha coś się miało zaraz
oberwać. Zacisnęła zęby. Wyciągnęła brata przez furtkę na ulicę i oparła o ścianę. Usiadła obok
Vellacha, przez chwilę cię\ko oddychała, potem nachyliła się nad bratem.
Mordercy z siekierami mieli charakterystyczny sposób zabijania-przynajmniej sadząc po tych
trupach, które widziała Minolia. Swoim ofiarom albo odrąbywali głowy, albo rozpruwali brzuchy.
Jej rodzonemu bratu próbowali rozpruć brzuch. Najwidoczniej półksię\yc siekiery tylko go musnął.
Albo Vellach się odchylił, albo coś odwróciło uwagę potwora. Vellach \ył, ale stracił przytomność.
Nie było jednak wątpliwości - nie prze\yje. Podarowano mu kroplę czasu i morze cierpienia.
Minolia rozchyliła rozciętą odzie\ brata. Tego typu rany mo\na tylko ścisnąć rękami, nie
pozwalając wylać się wnętrznościom, i umrzeć.
Vellach uniósł powieki. Jego oczy strasznie zezowały, głowa miotała się na boki, jak u szmacianej
lalki. Ale w końcu poznał dziewczynę i spróbował się uśmiechnąć.
- Siostra... - wychrypiał. Nagle z jego gardła wydobył się bulgoczący dzwięk i z kącika ust
pociekła krew zmieszana ze śliną. -Siostra... Rozb... roz...
Mówił z trudem. Minolia objęła jego głowę rękami, przytuliła twarz do jego policzka i szeptała:
 Ciszej... ciszej...".
- Zaklęcie... Rozbite... Naczynie... nie... działa... Vellach zachłysnął się krwią.
- Uciekaj stąd... Zapomnij oHe... Hełmie... Uciekaj... Staro. .. Staro\ytni wrócili...
-152-
- To są Staro\ytni? - oczy Minolii otworzyły się szeroko ze zdumienia.
- Taak... nas... okłama...
I nagle głośny, straszny krzyk:
- Uciekaj stąd!
Vellach krzyknął, czując nadchodzącą agonię i wkładając w ten krzyk ostatek sił, resztkę \ycia.
Jeszcze krzyczał, gdy jego ciało zwinęło siew przedśmiertnych drgawkach.
A potem umarł.
Minolia płakała, przyciskając głowę brata do swojej piersi.
Nagle ogrodzenie jakby wybuchło, na wszystkie strony poleciały kamienie. Z wyłomu, z pyłu
wyszło na ulicę coś, co było straszniejsze ni\ wszystkie koszmary widziane dotąd przez Minolię.
Trzy razy wy\szy od człowieka, z głazami muskułów przelewającymi się pod skórą, z ogromnymi,
cię\kimi jak granitowe płyty dłońmi... gdzieś w górze tonie w ramionach malutka główka, z
wyszczerzoną paszczęką. Minolia miała wra\enie, \e w tym potworze było coś znajomego. Nie
odrywała wzroku od demonicznej istoty i zamiast uciekać, z szaleńczym uporem starała się
przypomnieć sobie, dlaczego potwór wydaje jej się znajomy.
Monstrum, pozostawiając za sobą rozgniecione ciało jakiegoś człowieka, szło w stronę Minolii.
Dziewczyna powinna się ratować, ale nie ruszała się, tuliła głowę brata do swojej piersi i patrzyła
na demona. Nie miała ju\ siły uciekać, ale nie czuła strachu przed śmiercią. Czy umrze trochę
wcześniej, czy trochę pózniej, czy zabije ją ten demon, czy inny - co za ró\nica...
Monstrum doszło ju\ do połowy ulicy.
I nagle zastygło.
Z pobliskiego rynsztoku płynął ku niemu czarny cienki strumyczek. Czarna (nie wiedzieć czemu
Minolia pomimo ciemności była tego pewna) gęsta ciecz podpłynęła do szponiastej stopy potwora i
popełzła w górę po jego nodze. Ciemny strumyczek dotarł do brzucha, do pępka i wpił się w niego.
Tak, wpił się, Minolia była pewna, \e się nie pomyliła. A po chwili demon zaryczał triumfalnie, jak [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grolux.keep.pl
  • Powered by MyScript