[ Pobierz całość w formacie PDF ]
głupców. W koocu Emwaya opuściła wzrok. Seyganko dobrze wiedział, że to jedyny objaw skruchy, na jaki mógł liczyd. Przynajmniej będzie go teraz uważniej słuchad, mógł więc dalej mówid. Nie sądzę, żeby Aondo był największym naszym wrogiem wśród wojowników. Przyznaję, że jest najgłośniejszy. Ale grozniejszy od niego jest ktoś, kogo imienia nie znam, czuję jedynie jego obecnośd. Szpieg Chabano? zapytała Emwaya. Jego albo Ludzi Bogów& a może i Chabano, i Ludzi Bogów. Musi byd zuchwały, jeśli chce służyd jednym i drugim wtrącił Dobanpu ugodowo. Wieśd niesie, że przyjazo Najwyższego 1 Wodza i Ludzi Bogów jest bardzo krucha. Jeszcze jeden powód, by szpiega utrzymad przy życiu powiedział Seyganko. Kto rozpowiada plotki, może też przenosid nieprawdziwe wieści i spowodowad, że jego władcy rzucą się sobie do gardeł. Bawisz się cudzym życiem jak piłką rzekła cicho Emwaya. Jak tego uniknąd, córko? zapytał Dobanpu. Kiedy poznasz jeszcze lepiej moją sztukę, zrozumiesz, dlaczego czasem tak I musi byd. Albo zarzud naukę, wyjdz za Seyganko, powij mu synów, zarządzaj jego domem i niższymi żonami& I zgio, kiedy Kwanyjczycy i Ludzie Bogowie uderzą i rozciągną nasze szczątki po polach, zanim ruszą dalej na południe po całkowite zwycięstwo! Emwaya wyglądała jakby miała się zaraz rozpłakad. Takie wybuchy były gwałtowne, ale krótkie, jak burze na Jeziorze Zmierci. Już po chwili zamrugała oczami i wysiliła się na uśmiech. Ojcze, Seyganko& znam cenę jaką muszę zapłacid za wybór, którego dokonałam. Cena będzie ta sama, nawet jeśli pójdę wskazaną przez was drogą. Ale nie muszę radowad się tym, co bogowie ześlą na Ichiribu. Tylko głupiec żądałby tego od ciebie powiedział spokojnie Seyganko. Chciałby wziąd ją w ramiona, ale chwila była nieodpowiednia. Czy widzisz jakichś głupców wokół siebie? Emwaya roześmiała się głośno. Jeszcze nie. Zatem możemy kontynuowad rzekł Dobanpu. Tak, myślę, że ten szpieg to jeszcze jeden powód, by zostawid Aondo przy życiu. Na pewno nie on jest tym szpiegiem, ale założę się o spichlerz pełen ziarna i o nowe czółno, że wie, kto nim jest. Wiadomo, że kto pójdzie za małym lampartem, znajdzie legowisko całej rodziny. Valeria całkiem straciła poczucie czasu wędrując nie kooczącymi się podziemnymi korytarzami. Nie było to już podziemne miasto, raczej podziemne królestwo. Przebyli już chyba trzykrotną odległośd z jednego kooca Xuchotl do drugiego, przynajmniej gdyby iśd cały czas prosto. Valeria nie orientowała się, ile czasu spędzili pod ziemią, ani też w jakim kierunku podążali. Możliwe było nawet, że chodzili w kółko. Nie, to nie może byd prawda. Z wyjątkiem ślepych odgałęzieo, z których się wycofywali, i schodów prowadzących do niemożliwych do pokonania przeszkód, nie krążyli dotąd po własnych śladach. Szli naprzód, jednak bogowie tylko wiedzieli ku czemu. To miejsce, gdzie skały były tak zręcznie obrobione, a magia i potwory wszechobecne, było jednak tak odległe od wzroku bogów, jak od promieni słooca. Jeśli Conan i Valeria mieli znalezd odpowiedzi na dręczące ich pytania, musieli poradzid sobie sami. Kiedy takie myśli zaczynały szaled w głowie Valerii jak koty w worku, uspokajała się wysuwając na przód. Musiała wtedy bacznie uważad na wszelkie ukryte niebezpieczeostwa, co ją znakomicie uspokajało. Cymeryjczyk niewątpliwie wiedział o tym, ale jak dotąd trzymał język na wodzy z życzliwości dla towarzyszki broni. Przed nimi otworzyła się następna pieczara, a raczej komnata. Kiedyś mogła byd jaskinią wypłukaną w skale przez spływającą od wieków wodę. Teraz podziemny strumieo, który ją utworzył, płynął kanałem wykutym w jasnoróżowej podłodze, wypolerowanej tak, że w dotyku była gładka jak jedwab i lśniła nawet w tym słabym magicznym świetle. Zciany i sufit były starannie wyrównane przez kamieniarza i tworzyły ze sobą kąt prosty. Na pewno pracowali tu dobrzy mistrzowie, nawet jeśli zamiast dłut i bijaków używali czarów. Conan kucnął przy kanale i zanurzył palec w wodzie. Słodka. Zimna jak tyłek Hyborejki. Szybko płynie. Ma ktoś ochotę na kąpiel, zanim się napijemy? Nim skooczył mówid, Valeria już była rozebrana. Nie obawiała się jego wpatrzonych w nią oczu, wręcz jej to pochlebiało. Od opuszczenia Xuchotl trochę za bardzo zeszczuplała, lecz Conan tego nie zauważał. Albo udawał, że nie zauważa, nie chcąc jej sprawiad przykrości. Oboje wesoło chlapali się w strumieniu, tak głębokim, że gdyby usiedli, sięgałby im po szyję. Jednak woda była zbyt zimna, by tak się zanurzyd. Potem napili się do woli, aż Valeria poczuła, że ma pełny żołądek wody. Po kąpieli uklękła przy strumieniu, cała mokra i pokryta gęsią skórką. Wypłukała ubranie najlepiej jak mogła. Wykręciła je potem mocno i założyła lekko wilgotne. Wreszcie przeciągnęła się i zaczęła wiązad rzemienie przy butach. Jak długo już tu jesteśmy? zapytała, kiedy skooczyła z lewym butem. Jeśli można polegad na śnie, jakieś trzy, najwyżej cztery dni. Na kły Seta, wydaje się, że dużo dłużej! Możliwe, ale nie staraj się liczyd czasu. To prowadzi do szaleostwa. Nic nowego nie mówisz, Conanie! Byłeś już kiedyś tak długo pozbawiony słooca? Tak. Ton odpowiedzi nie zachęcał do dalszych pytao, więc nie naciskała. Wiedziała, że chociaż Conan chwali się w tawernach niektórymi przygodami, to inne chce zabrad do grobu. Modliła się tylko, żeby ta podziemna pustynia nie stała się ich grobem. Wstał i położył jej na ramionach swoje ogromne dłonie. Nie chodzimy w kółko, to pewne. Zaszliśmy już tak daleko, że musimy byd za rzeką. Poza tym spotykamy coraz więcej korytarzy. Zbliżamy się do serca tego miasta? Tak, jeśli to jest miasto. A tam, gdzie jest serce miasta, są bogactwa i przyjemności. W dodatku tam na pewno będzie wyjście na powierzchnię! Zdjął ręce z jej ramion, a Valeria przez chwilę miała ochotę, by tego nie robił. Zaśmiała się
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plgrolux.keep.pl
|