[ Pobierz całość w formacie PDF ]
na łaska, której powrotu nigdy nie można być pewnym. Nie przeczy ona realno- ści dyskatastrophe: obecność smutku i upadku jest niezbędna dla radości ocale- nia, przeczącego (w obliczu tak wielu dowodów) końcowej, powszechnej klęsce. Aaska ta jest więc swego rodzaju evangelium [dobrą nowiną], oferującą ulotny przebłysk radości owej radości, która czeka poza murami tego świata, równie przeszywającej co żal. Dobrą baśń z rodzaju tych najszlachetniejszych i bardziej udanych wy- różnia to, że oferuje ona swemu słuchaczowi (nieważne czy dorosłemu, czy dziec- ku) nie tylko niezwykły świat lub fantastyczne i straszne wydarzenia, ale i nade wszystko owo zatrzymanie oddechu, gdy nadchodzi zwrot akcji, owo gwałtow- ne bicie serca i uniesienie, łzy niemal przeżycie równie dojmujące co w innych rodzajach sztuki, a przy tym o szczególnych walorach. Nawet współczesnym baśniom udaje się to niekiedy. Nie jest to łatwe zale- ży bowiem od całej historii, która jest zarazem tłem dla zwrotu akcji i odbiciem jego chwały. Opowieść, która w najmniejszej nawet mierze zdołała osiągnąć ta- ki efekt, nie może być w pełni nieudana, mimo swych skaz czy niejasności celu. Dotyczy to nawet Księcia Prigia, baśni Andrew Langa, która pod wieloma wzglę- dami może rozczarowywać. Radość sceny, gdy wszyscy rycerze ożyli i wznieśli w górę swe miecze, wołając "Niech żyje książę Prigio!" ma w sobie coś z owej 43 dziwnej, mistycznej jakości dawnej baśni, przerastającej opisywane wydarzenie. Nie byłoby tego w utworze Langa, gdyby zakończenie nie pochodziło z bardziej poważnej baśniowej fantazji niż sama opowieść ta bowiem jest w znacznej części błaha i obdarzona pół kpiącym uśmiechem wyszukanej dworskiej conte. O ileż bardziej potężne i przejmujące jest oddziaływanie jakiejkolwiek poważnej opowieści z Królestwa Czarów. Gdy w takiej baśni nadchodzi nagły zwrot akcji, doświadczamy przeszywającej radości, serdecznego pragnienia, które na moment wykracza poza ramy opowieści, jest to typowy przejaw niezdecydowania Langa. W swej warstwie powierzchownej baśń nawiązuje do francuskiej dworskiej conte z satyrycznym zacięciem szczególnie do Thackeray owskiego Pierścienia i ró- ży, a więc do gatunku, który z natury jest powierzchowny, nawet frywolny i ani nie potrafi, ani nie pragnie stworzyć nic natchnionego. Jednak pod tą konwencją drzemie głębszy duch Langowskiego romantyzmu. Z gatunku tych, które Lang nazwał tradycyjnymi i w rzeczywistości bardziej lubił. rozrywa jej sieć i wpuszcza oślepiający promień światła. Przez siedem długich lat służyłam ci, Na szklanej góry weszłam szczyt. Dla ciebie koszulę wyżęłam z krwi, Więc zbudz się i spójrz mi w oczy! A on usłyszał i odwrócił się do niej (tłumaczył Marek Obarski) * * * * * * * * * Epilog Owa radość, którą uważam za wyróżnik prawdziwej baśni (albo romansu), za jej swoisty atrybut, zasługuje na więcej uwagi. Każdego chyba twórcę, każdego pisarza układającego wtórny świat fanta- zję cechuje pragnienie, by być prawdziwym stwórcą, albo też nadzieja, że oto zbliżył się do rzeczywistości, że pewne własności wtórnego świata (nawet jeśli nie wszystkie jego szczegóły) pochodzą z rzeczywistości, albo do niej wpływają. Skoro udało mu się osiągnąć tę jakość, którą można określić za słownikiem jako wewnętrzną spójność cechującą rzeczywistość , to trudno pojąć, jak było- by to możliwe, gdyby jego utworu z rzeczywistością nic nie łączyło. Wyjątkową 44 radość, którą wzbudza udana fantazja, można by więc wyjaśnić nagłym przebły- skiem ukrytej prawdy o świecie. To nie tylko pociecha w smutkach tego padołu, ale i zaspokojenie, i odpowiedz na pytanie: Czy to prawda? Podałem już jedną wersję odpowiedzi na to pytanie, która brzmiała (całkiem poprawnie): Jeśli do- brze skonstruowałeś swój świat, to tak jest to prawdą. Bo też nie wszystkie szczegóły muszą być prawdziwe ; rzadko się zdarza, że natchnienie jest tak silne i trwałe, by zaczynić całą bryłę ciasta i nie pozo- stawić nic z tego, co jest zwykłą, nie natchnioną inwencją w tym świecie. Tyle wystarczy artyście albo też tej cząstce natury człowieka, która jest artystą. W eu- katastrophe otrzymujemy sugestię większej odpowiedzi dalekiego odbłysku czy echa Evangelium w rzeczywistym świecie. Słowo to zapowiada temat mego epilogu. Wiem, że to temat poważny i niebezpieczny, i że podejmowanie go jest zuchwalstwem, ale jestem świadom, iż nawet jeśli jakimś cudem to, co mam do powiedzenia, jest choćby w minimalnym stopniu uzasadnione, to stanowi je- dynie drobny okruch owej tak nieobliczalnie bogatej prawdy, ograniczonej tylko przez niedoskonałość człowieka, dla którego się dokonała. Ośmielę się rzec, że gdy przyglądałem się historii chrześcijaństwa od tej stro- ny, od dawna już przeczuwałem (a było to radosne przeczucie), iż Bóg odkupił swe zepsute tworzące stworzenia w sposób odpowiedni do ich natury, a więc i do tego jej aspektu, którym jest zdolność tworzenia. Ewangelia to przecież baśń al- bo raczej wzniosła opowieść, która jest samą istotą baśni. Mówi o wielu cudach, osobliwie artystycznych, pięknych i poruszających: mitycznych w swej dosko- nałości i pełni. Pośród tych cudów znajdzie się i owa największa, najpełniejsza eukatastrophe, jaką można sobie wyobrazić. Baśń ta wtargnęła w historię i świat pierwotny. Pragnienia i aspiracje twórcze wypełniły się jako Stworzenie; naro- dziny Chrystusa to eukatastrophe historii człowieka; Zmartwychwstanie zaś eukatastrophe historii Wcielenia. Opowieść zaczyna się i kończy radością. Od- znacza się też górującą nad innymi historiami wewnętrzną spójnością cechującą rzeczywistość . Nigdy nie pojawiła się żadna opowieść, którą człowiek tak bardzo pragnąłby widzieć jako prawdziwą, i żadna, której prawdziwość uznałoby tak wie-
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plgrolux.keep.pl
|