[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dlatego każdego tygodnia udaje ci się wyskrobać dziesięć dolarów, by kupić los? A w twoich marzeniach, czy rodzina jest szczęśliwa? Czy wszyscy się uśmiechamy, obejmujemy cię i mówimy ci, że pieniądze są nieważne, bo ty jesteś dla nas zawsze taka dobra? Czy o tym marzysz, prasując ubrania i wdychając parę? Czy to ci pomaga, gdy dopada cię zabójczy ból w krzyżu? Czy to cię pociesza, gdy idziesz do sklepu spo- żywczego, wiedząc, że twoja rodzina znów musi jeść kluski z serem trzy razy w tygodniu? Nie wiedział, co czuł, gdy tak stał i ją obserwował. Miał nadzieję, że to nie litość. Pochylił się i pocałował matkę w policzek. Była pochłonięta programem telewizyjnym. - Co oglądasz? - Co? - Zerknęła na niego, potem na ekran. - Nie wiem, jakieś widowisko. - Spojrzała na swoje dłonie, wyłamała sobie palce i wes- tchnęła. - Pamiętałeś, żeby kupić tę nową aspirynę dla taty? Wiesz, te kapsułki z flagą na etykiecie. Biodro bardzo mu dokucza i chyba tylko te pigułki mu pomagają. Arliss wyjął lekarstwo z kieszeni i matka się uśmiechnęła. - Och, jesteś taki troskliwy. W nocy tata mówił, jaki jest z ciebie dumny. Nigdy nie odmawiasz, jeśli cię o coś prosimy. To wspaniałe, co zrobiłeś dla nas, że rzuciłeś college, żeby pójść do pracy i pomóc nam utrzymać dom. - Kocham cię, mamo. - Ja też cię kocham, skarbie. A gdzie ty się właściwie podziewałeś? Zaczynaliśmy się o ciebie martwić. - Szedłem spacerkiem. Przyjemna pogoda. - No chyba. Składam ubrania, odkąd wstałam. Czy to nie wkurza- jące? Mam jeden dzień wolny w tygodniu i spędzam go... - Pokręciła głową i zaśmiała się, ale dość słabo. - Nie powinnam narzekać. Szczęście, że mam pracę. Jak dziękować osobie, która się o ciebie troszczy? - spytał Arliss mrocznego głosu w swej głowie. - Nie chodzi mi o to, że cię kocha, ale że robi te drobne rzeczy - pierze, gotuje, dba, by zawsze był papier toaletowy i trochę drobnych, gdy krucho u ciebie z gotówką. Czy słowa dziękuję ci zdołają wytrzeć ból bezustannej pracy, która - twoim zdaniem - do niczego nie prowadzi? Wchodził po schodach. Na ścianie na półpiętrze wisiał węglowy szkic Chrystusa. Od tak dawna był w rodzinie Arlissa, że nikt już nie pamiętał, ani skąd się wziął, ani kto go kupił. Oczy postaci ze szkicu cały czas szły za tobą i póki Arliss nie skończył piętnastu lat, starał się nie zbliżać do rysunku. Teraz stał bezpośrednio przed nim. Nie znosił tego spokoju na twa- rzy Zbawiciela. - Dlaczego? - spytał go. Powiedz mi. Starają się, naprawdę się starają myślał. Wszyscy staramy się przeżyć i zachować wiarę w coś większego, że w końcu to wszystko do czegoś prowadzi, a gdzieś w głębi kryje się nadzieja, że pewnego dnia wygrasz na loterii może nie główną wygraną, skądże, ale tyle, by wyjść na prostą. Pierzesz ubrania, układasz węgiel drzewny, sprzedajesz nasiona dla swojej sórki i próbujesz wierzyć. Ale za każdym razem, gdy pogrążasz się w przyjemnych marzeniach, coś się przydarza i przywołuje cię do porządku, i okazuje się, że siedzisz w pokoju wśród mebli wymagających wymiany, ale nie możesz sobie na to pozwolić, bo, do diabła, niektóre nie zostały jeszcze spłacone, podobnie jak telewizor i dom, i wszystko, co cię otacza, i dochodzisz do wniosku, że twoje dokonania są chwilowe, ale, na Boga, powinien być jakiś cel... - Czekam - powiedział Arliss. Węglowe oczy wpatrywały się w niego. Rysunek nie udzielił żadnej odpowiedzi. Lalunia nie dostanie hulajnogi, bo miłość jest porażką... ...pracować całe życie, by zapewnić byt rym, których kochasz, robić tę pozornie nieistotną, lecz w najwyższym stopniu bezinteresowną i niezwykłą rzecz. Robić to i nie prosić o nic w zamian, pracować bez narzekania, bez większej nadziei, że następna wypłata pozwoli ruszyć do przodu, w nocy odmawiać modlitwy z nadzieją, że gdzieś ktoś ich słucha, gdy prosisz o odwagę i siłę, ponieważ twoje dzieci zrezygnowały z nauki, abyś mógł wiązać koniec z końcem, a chciałbyś, żeby miały to wszystko, czego ty nigdy mieć nie mogłeś, ale teraz musi im wystarczyć coś znacznie skromniejszego, ponieważ związki zawodowe odwracają się od ciebie, gdy masz wypadek, a ludzie dalej cierpią i mają poczucie samotności, i jedyna osoba, która potrafi cię zrozumieć, rozczula się nad swoją lalunią, więc siedzisz przed pudłem osiemnaście na dwadzieścia cali, spodziewając się, że coś dobrego pojawi się na ekranie i rozśmieszy cię, i skłoni do myślenia, że może życie nie jest takim śmietnikiem, jakim się wydaje, choć przecież jest i ty to wiesz, bo Bóg, Zbawiciel, WielkiZbawiciel, wielkizbawiciel, który cię kocha i daje ci ogrody i lalki, i broń, i telewizję, i związki zawodowe, ten wielkizbawi ciel jest również sadystą, ale nawet o tym nie wie. Arliss wszedł do pokoju ojca i otworzył szafkę z bronią. Kiedyś ojciec co roku chadzał na polowania ze swoim bratem, ale drogi brat już tu nie zaglądał. Ojciec zawsze dbał o strzelby, czyścił je, oliwił - w nadziei, że pewnego dnia znów zapoluje. Arliss wyjął cały arsenał - strzelby, śrutówki, pistolety, naboje - i wszystko to zaniósł do swojego pokoju. Rozłożył broń, tak jak nakazał mu mroczny głos. Ab hoste maligno defende me. Załadował strzelby i pistolety. In hora mortis meae voca me. Ustawił naboje przy ścianie. Et iube venire ad te... Potem podniósł jedną ze strzelb i otworzył okno swej sypialni. Matka wyszła na podwórko do ojca i siostry. Arliss poczuł, jak łzy wzbierają mu w oczach. Chciałem zabrać to wszystko i sprawić, by było lepiej. Chciałem wymazać wasz smutek i samotność. %7łebyście zapomnieli o wszystkich swoich porażkach. By dać wam coś cennego i prawdziwego. Głęboko nabrał powietrza i namierzył matkę przez lunetę. (...tak dumny z ciebie...) Wybaczcie mi wszyscy. Ut cum Sanctis tuis laudem te... Chciałem was zbawić. (...nie odmawiasz, jeśli cię o coś poprosimy...) Wstrzymaj oddech, tak, wyceluj, spokojnie, spokojnie, dalej... Tyle dla ciebie chciałem. In saecula saeculorum... Ale mam dziury w stopach. Amen. Pierwszy strzał był łatwy, wystarczyło szarpnąć spust do tyłu i odrzut uderzył mocno jak klepnięcie podczas bierzmowania, broń plunęła dymem, przesłała pocałunek wielkiegozbawiciela i Arliss zobaczył wyraz twarzy matki, przez chwilę wyglądała jak... ...jak... ...jak wtedy, gdy zgubiła dwadzieścia dolarów z czeku, który za- mieniła na gotówkę, żeby kupić coś w sklepie spożywczym i pamiętam, mamo, jak płakałaś, ponieważ tak bardzo bolały cię stopy w tamtym tygodniu, ale żeby zarobić te pieniądze, prasowałaś, stojąc przez trzy godziny, a teraz musiałaś z powrotem odłożyć zakupy na półkę, choć już stałaś w kolejce do kasy, i trzy godziny twojej pracy i bólu poszły na marne, ponieważ twoja rodzina nie dostała smakołyków, które chciałaś przynieść do domu, i choć byłem mały, płakałem tak mocno jak ty, mamo, i twoje łzy były nasionami, i jedno zachowałem dla ciebie... Kula trafiła ją nieco poniżej podstawy czaszki, pocałunek od Arlissa,
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plgrolux.keep.pl
|