[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dowód istnieje, pan William ma go na pewno teraz przy sobie. Dlatego wieczorem, kiedy zejdzie na kolację, przeszukam jego pokój jeszcze raz. Nie! Okrzyk Marcusa oddawał zarówno wściekłość, jak i rozpacz. - Na litość boską, Amy! Proszę więcej się nie narażać! On naprawdę bał się, że Amy może przytrafić się coś złego. Na pewno wynikało to ze zwykłej ludzkiej życzliwości, tym niem- niej sprawiało Amy wielką radość. Wrócę tu najszybciej, jak będę mogła. Błagam, niech pani więcej tu nie przychodzi. To zbyt niebez- 65 pieczne. -W takim razie jak ja panu przekażę wiadomości? Nawet grube drzwi nie zdołały przytłumić głębokiego west- chnienia. Pani jest niepoprawna, panno Devereaux! W takim razie ja przyjdę do pani. Nie, nie wolno panu. Do mojego pokoju można dojść tylko po schodach dla służby. Ktoś może pana zobaczyć. W takim razie spotkajmy się gdzieś indziej. Bo jeśli pani przyjdzie tutaj, przysięgam, że nie odezwę się ani słowem. W takim razie może... może spotkajmy się na dachu. Służbie nie wolno wchodzić na dach. Z pokoi dla służby nie ma w ogóle dojścia do tych kręconych schodów. Teraz zza drzwi dobiegł cichy śmiech. - Idealne miejsce na schadzkę... Naprawdę skłonna jest pani spotkać się ze mną w takim miejscu?- Amy wcale nie była w nastroju do żartów. I że też jemu chce się żartować! Przecież tu chodzi o jego życie. - Tak, jestem skłonna - oświadczyła. Proszę czekać na mnie, kiedy minie pora kolacji. Przyjdę najszybciej, jak będę mogła. Kiedy Amy z powrotem wspinała się po kręconych schodach, z góry dobiegał teraz niski, dzwięczny głos panny Saunders, zabawiającej damy lekturą sonetów Szekspira. Czytała urzekająco. Amy przystanęła, żeby choć przez chwilę, rozkoszując się pięknym słowem i pięknym głosem, zapomnieć o swoich smutkach. O zaginionym bracie, o niebezpieczeństwie grożącym Marcusowi Sinclairowi. Wyobrazić sobie, że znów jest się damą i wszystko jest normalnie. Z dołu dobiegły jakieś męskie głosy. Koniec słodkiej chwili za- pomnienia. Amy szybko podążyła na górę, do Sary. 66 Sara słuchała sonetów z prawdziwą przyjemnością, nie odrywając oczu od panny Saunders. Lady Quinlan także. Oczy panny Lyndhurst natomiast były zamknięte, głowa lekko pochy- lona do przodu. Eliza Ebdon stała w pewnej odległości, wyglądała na potwornie znudzoną. Sara szepnęła: - Udawaj zakłopotaną, Amy. Jakbym właśnie cię strofowała. Amy zrobiła potulną minę, spuściła oczy i splotła palce dłoni. Znalazłaś coś? Nie. Nic nie znalazłam. Może nie warto było szukać. A może nie szukałaś we właściwym miejscu. Ten mały oberwa- niec, z którym rozmawiał William, podał mu jakąś kartkę. Jes- tem tego pewna. Amy spojrzała na nią ze zdumieniem, dokładnie w chwili, gdy panna Saunders zaczynała następny sonet: - Zdrady są w związku dusz wiernych nieznane... 4 William Shakespeare, Sonet 116, przekład Maciej Słomczyński. - Amy... - syknęła Sara i pogroziła palcem. - Nie zapominaj, że cię strofuję. Opuść głowę. Wszystko widziałam przez teleskop. William rozglądał się dookoła, jakby chciał się upewnić, że nikt go nie widzi. Jestem pewna, że było to coś bardzo ważnego, skoro pozwolił zbliżyć się do siebie takiemu łobuziakowi. On... O, mój drogi hrabio! Już z powrotem ? Na dach wkraczali hrabia Mardon i major Lynd-hurst. Panna Lyndhurst drgnęła niemal konwulsyj-nie, wyprostowała się w swoim krześle, ręce uniosły się w celu sprawdzenia położenia koronkowego czepeczka. Panna Saunders natychmiast przerwała czytanie, zamknęła książkę i wsunęła do swojej torby. Wstążki budki jak zwykle były ciasno zawiązane pod brodą, 67 rondko prawie całkowicie zasłaniało twarz. Sara wyszła na spotkanie małżonkowi, który uniósł jej dłoń i elegancko złożył na niej pocałunek. Sara zabawnie zmarszczyła nosek. - A fe, milordzie! W takim stanie nie powinien pan przystępować do dam! Hrabia zaśmiał się. - A nie mówiłem, Anthony? Tak mnie popędzałeś i teraz naraziłem się swojej małżonce. Lady Quinlan zachichotała. A czy mój małżonek też zdecydował się na powrót do domu ? Naturalnie. Najpierw jednak postanowił zmyć z siebie brud po- lowania. Zapewne jest teraz w swojej sypialni. Lady Quinlan powoli uniosła się z krzesła, zrobiła kilka wdzięcznych kroków i złożyła parasolkę. - Słońce pali tu niemiłosiernie - oświadczyła. Proszę wybaczyć, ale zejdę na dół, poszukam tam chłody. Hrabia i hrabina wymienili znaczące spojrzenia, nie odezwali się jednak ani słowem. Major Lynd-hurst w nic nie wnikał, podszedł tylko do pustego krzesła, które zajmowała lady Quin- lan, podsunął je nieco bliżej panny Saunders i rozsiadł się wy- godnie. - Proszę wybaczyć, czy mogłaby pani dalej ra czyć nas pięknym słowem - Jak to idzie dalej i Albowiem miłość nie będzie miłością, jeśli jest zmienna, mogąc mieć odmianę"... Panna Saunders, z głową pochyloną niemal do kolan, nerwowo zaczęła szperać w torebce. Wyglądało na to, że nie jest w stanie odszukać książki. Major wyciągnął rękę. - Może pomogę pani ? 68 Panna Saunders mocniej chwyciła za torebkę, major zdawał się być gotowy wyrwać ją z jej rąk. Uniemożliwiła to laseczka, która z cichym świstem opadła na jego dłoń. - Cóż ty wyprawiasz, Anthony! %7ładen dżentelmen nigdy nie szpera w torebce damy! Panno Saunders, proszę łaskawie zejść na dół i przygotować mi suknię na wieczór. Tutaj nie jest pani już potrzebna. -Jak pani sobie życzy, panno Lyndhurst. Panna Saunders skwapliwie podniosła się z krzesła, chwyciła za swoją torebkę i parasolkę. Major wstał również i ofiarował pannie ramię. Pani pozwoli, panno Saunders. Poniosę pani torebkę. Nie rób sobie kłopotu, Anthony - rzuciła szorstko panna Lyn- dhurst. - Panna Saunders jest w stanie bez niczyjej pomocy zejść po paru schodkach. A ja z chęcią skorzystam z twojego ramie- nia. Chciałabym przejść się po tym twoim dachu. Całe popołudnie czekałam na towarzystwo dżentelmena. Chodz, pokażesz mi wszystko, co godne jest uwagi. Ku zdumieniu Amy, major nie dyskutował, mimo że jego kark poczerwieniał. Prawdopodobnie obawiał się, że jakikolwiek sprzeciw urazi starszą panią. Po prostu skłonił się i podał jej ramię. - Dziękuję, Anthony! -Panna Lyndhurst uśmiechnęła się
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plgrolux.keep.pl
|