Podobne

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

czyste, chłodne, pachnące sosną powietrze Isig, poczuła noc. Siedziała przy małym ognisku, w
porwanej sukni, ze zmierzwionymi, brudnymi włosami, z umorusaną twarzą. W tym stanie nie
rozpoznałby jej pewnie \aden z lordów An. Wło\yła rękę w ogień i zamknęła na nim dłoń; coś
z jego klarowności zdawało się płonąć teraz w jej umyśle. - Wymów moje imię - wyszeptała.
- Raederle.
Teraz i ona zwiesiła głowę. Siedziała przez chwilę w milczeniu, czując, jak to imię bije
w niej niczym serce. W końcu odetchnęła głęboko.
- Tak. Przez tamtą kobietę prawie je zapomniałam. Uciekłam z Isig w środku nocy, by
na rubie\ach szukać Morgona. Chyba mało prawdopodobne, \ebym go znalazła, prawda?
- Mało.
- I nikt w domu Danana nie wie, co się ze mną stało. To było nierozwa\ne z mojej
strony. Zapomniałam, \e chocia\ jest we mnie moc Ylona, to nadal mam swoje imię. A samo
to, to ju\ wielka moc. Moc widzenia...
- Tak. - Deth uniósł wreszcie głowę i z dziwnym nabo\eństwem odstawił kubek na
ziemię. Wyprostował się, z jego twarzy zniknęła kpina. - Zimno ci - powiedział, widząc, \e
Raederle skuliła się i objęła ramionami. - Wez moją opończę.
- Nie chcę.
Usta mu drgnęły, ale spytał tylko:
- Co Lyra robi w górze Isig?
- Szłyśmy z Lyrą i Tristan z Hed do Najwy\szego, ale Danan powiedział nam, \e
Morgon \yje, i odradził przeprawę przez przełęcz. Długo zastanawiałam się dlaczego. I w
końcu nasunęło mi się inne pytanie. Ale nie mam go komu zadać, chyba \e Morgonowi albo
tobie.
- Powiesz mi, co to za pytanie? Kiwnęła głową.
- Nie rozumiem ju\ ciebie; twoja twarz zmienia się, ilekroć na ciebie spojrzę, raz
wydajesz mi się obcy, raz znajomy... Ale kimkolwiek jesteś, nadal wiesz, jeśli nie więcej, to
przynajmniej tyle co wszyscy, o tym, co się dzieje w królestwie. Skoro Ghisteslwchlohm zajął
miejsce Najwy\szego w górze Erlenstar, to gdzie jest Najwy\szy? Ktoś wcią\ utrzymuje w
królestwie porządek.
- Fakt. - W układzie ust Detha pojawiło się dziwne napięcie. - O to samo zapytałem
przed pięcioma wiekami Ghisteslwchlohma. Nie potrafił mi odpowiedzieć. Straciłem więc tym
zainteresowanie. Teraz, kiedy sądzona mi śmierć, nadal mało mnie interesuje, gdzie on jest, tak
samo zresztą jak Najwy\szego, gdziekolwiek jest, mało interesują wszelkie inne poza prawem
ziemi problemy królestwa.
- Mo\e on nigdy nie istniał. Mo\e to tylko legenda wysnuta z tajemnicy zburzonych
miast, przekazywana przez wieki z pokolenia na pokolenie, dopóki Ghisteslwchlohm się pod
nią nie podszył...
- Legenda jak Ylon? Legendy mają niemiły zwyczaj okazywania się prawdą.
- To dlaczego nigdy nie przeszkodził ci grać na harfie w jego imieniu? Musiał przecie\
wiedzieć.
- Nie wiem. Musiał mieć jakieś powody. To niewielka ró\nica, czy zgładzi mnie on, czy
Morgon; rezultat będzie taki sam.
- Nie masz dokąd pójść? - spytała, zaskakując tym zarówno siebie, jak i jego.
Deth pokręcił głową.
- Morgon zamknie przede mną królestwo. Nawet Herun. Chocia\ ja i tak za nic bym tam
nie poszedł. Trzy noce temu przepędzono mnie ju\ z Osterlandu za Ose. Król wilk wydał
polecenie swoim wilkom... Wataha znalazła mnie, kiedy biwakowałem w odległym zakątku
jego ziem. Nie tknęły mnie, ale dały do zrozumienia, \e jestem niepo\ądanym gościem. W
Ymris będzie to samo, kiedy dotrze tam opowieść Morgona. I w An... Naznaczony
Gwiazdkami zapędzi mnie tam, gdzie chce, bym się znalazł. Widziałem, co zrobił z domu
Najwy\szego, kiedy się w końcu uwolnił - wyglądało to tak, jakby sama góra Erlenstar była za
mała, by go zatrzymać. Powyrywał struny z mojej harfy. Nie kwestionuję opinii, jaką o mnie
ma, ale... ale to była jedna rzecz, jaką w \yciu robiłem dobrze.
- Nie - szepnęła Raederle. - Wiele rzeczy robiłeś dobrze. Niebezpiecznie dobrze. Nie
było w królestwie nikogo - mę\czyzny, kobiety ani dziecka - kto by ci nie ufał; dobrze to
robiłeś. Tak dobrze, \e siedzę teraz obok ciebie i rozmawiamy, choć skrzywdziłeś kogoś, kogo
ponad wszystko kochałam. Nie wiem, dlaczego to robię.
- Nie wiesz? Po prostu dlatego, \e na tym odludziu, pod niebem czarnym jak oczodół
martwego króla, razniej mieć kogoś do towarzystwa. Mamy tu tylko siebie i nasze imiona. W
twoim zawarte jest wielkie bogactwo - dorzucił niemal beztrosko - za to w moim nie ma nawet
nadziei.
Niedługo potem Raederle zasnęła przy ognisku, on zaś siedział dalej milczący i, sącząc
wino, podsycał ogień. Kiedy obudziła się rano, jego ju\ nie było. Ktoś przedzierał się przez
zarośla, słyszała głosy. Odrzuciła skórę, usiadła i spojrzała na dłoń, na której poprzedniej nocy,
niczym przedłu\enie jej samej, płonął ogień. Widniał tam pociągnięty delikatnymi białymi
liniami rysunek dwunastościennego kamyka, który na Równinie Królewskich Ust dał jej
Astrin.
7
W chwilę potem spomiędzy drzew na polankę, na której siedziała Raederle, wyjechały
konno Lyra, Tristan i stra\niczki. Na widok Raederle Lyra ściągnęła gwałtownie wodze i bez
słowa zeskoczyła z wierzchowca na ziemię. Podeszła do dziewczyny i uklękła obok. Otworzyła
usta, \eby coś powiedzieć, ale zabrakło jej słów. W milczeniu rozwarła dłoń i upuściła na
ziemię trzy splątane kawałki brudnej nici. Raederle spojrzała na nie.
- A więc to wy za mną jechałyście - wyszeptała. Wyprostowała się i odgarnęła włosy z
oczu. Stra\niczki zsiadały z koni. Tristan, która do tej pory siedziała w siodle i gapiła się na
Raederle szeroko rozwartymi, wystraszonymi oczyma, ześlizgnęła się na ziemię i podbiegła do
dziewczyny.
- Nic ci nie jest? - zapytała z troską w głosie. - Nic ci nie jest? - Zaczęła wydłubywać
delikatnie z włosów Raederle sosnowe igiełki i odpryski kory. - Nikt ci nic nie zrobił?
- Przed kim uciekałaś? - spytała Lyra. - Przed jakimś zmiennokształtnym? - Tak.
- Co się stało? Miałam izbę po drugiej stronie korytarza; nie mogłam zasnąć. Nie
słyszałam nawet, jak wyszłaś. Nie słyszałam... - Urwała nagle, jakby coś jej się przypomniało.
Raederle zsunęła powoli z ramion ciepłą opończę, podciągnęła kolana i wsparła się o nie
czołem. Obolałe kości protestowały przy najmniejszym ruchu. W milczeniu, jakie zapadło na
polance, wyczuła wyczekiwanie, powiedziała wiec, zacinając się lekko:
- To była... do mojej izby przyszła zmiennokształtna, rozmawiała ze mną. Kiedy
odeszła, zapragnęłam... gorąco zapragnęłam odnalezć Morgona. Byłam jak w transie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grolux.keep.pl
  • Powered by MyScript