Podobne

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wynikły jakieś problemy, proszę dzwonić.
Po tych słowach opuścił biuro.
Zanim wysiadł następnego ranka z wypożyczonego samochodu, by udać się do sądu, potwierdził jeszcze
spotkanie przy lunchu z agentem Wergil oraz dwiema pozostałymi aktorkami modelkami, które zamierzał
zresztą wystawić do wiatru.
Nie chciał rozstawać się z pistoletem. Zdawał sobie jednak sprawę, że nie wolno mu uruchomić alarmu
wykrywacza metali w sądzie. Był elegancko ubrany w blezer, krawat, koszulę frakową i spodnie. Kiedy
ujrzał swoje odbicie w lustrze, przypomniał sobie pierwszy na studiach wykład z psychiatrii. Wykładowca
wyjaśnił, że bez względu na to, ile wiemy o zachowaniu człowieka ani w jakim stopniu pewni jesteśmy
swojej diagnozy, nie można przewidzieć z absolutną pewnością, jak zachowa się dany osobnik.
Zastanawiał się, czy tym razem jego domysły są trafne.
Jeśli tak, będzie wolny. Jeśli nie, to już po nim.
Pomyślał o trójce, która czyhała na jego życie. Potomstwo jego porażki. Wyrosłe w nienawiści do
każdego, kto zawiódł w udzieleniu pomocy.
- Teraz już cię znam - powiedział na głos, myśląc o Wergil. - A ciebie zaraz poznam i dopadnę -
ciągnął, przywołując w pamięci wizerunek Merlina.
Niestety, Rumpelstilskin wciąż był nieuchwytny niczym cień.
Starks udał się na salę sądową, w której mężczyzna znany mu jako Merlin przekonywał grono sędziów do
swoich racji. Tak jak przypuszczał, sala świeciła pustkami. Wkradł się po cichutku i zajął miejsce, starając
się to zrobić jak najdyskretniej.
Kilkoro prawników i powodów siedziało na przedzie przy solidnych dębowych stołach przed ławą
sędziowską. Sami mężczyzni, którzy bacznie obserwowali, jak sędzia reaguje na ich słowa. Na tym etapie
nie było ławy przysięgłych, w związku z czym zwracali się bezpośrednio do sędziów.
Ricky poczuł dreszczyk emocji, gdy Merlin wstał.
Zgłasza pan sprzeciw, panie Thomas? - spytał sędzia.
Zgłaszam - oświadczył Merlin z satysfakcją.
Ricky rzucił okiem na listę prawników biorących udział w tej sprawie. Mark Thomas.
A więc tak się nazywał.
Nie było potrzeby dłużej siedzieć. Po cichu wyszedł.
Ustawił się przy ewakuacyjnej klatce schodowej naprzeciwko wind. Poczekał, aż grupka prawników opuści
salę i wskoczył na klatkę schodową. Zdążył jednak zobaczyć Merlina, który niósł dwie teczki pękate od
dokumentów i akt sądowych. Jest mu za ciężko, by chciał skorzystać z dalszych wind, domyślił się Ricky.
Zbiegł po dwa stopnie na pierwsze piętro. Kilka osób czekało przy windach, by zjechać na parter. Ricky
dołączył do nich. Winda znajdowała się na drugim piętrze. Po chwili zaczęła zjeżdżać. Starks był pewien,
że Merlin nie jest typem człowieka, który usuwa się na koniec kabiny, by zrobić innym miejsce. Winda
stanęła, drzwi się rozsunęły.
Merlin uniósł wzrok, Ricky spojrzał mu prosto w oczy.
Poznał go w ułamku sekundy. Starks widział, jak na twarzy prawnika pojawia się panika.
- Witaj, Merlin - powiedział cicho.
Jednocześnie wyjął z kieszeni zabawkę i przyłożył ją do piersi adwokata. Był to pistolet na wodę
wzorowany na niemieckim lugerze z czasów drugiej wojny światowej. Pociągnął za cyngiel. W pierś
Merlina wystrzeliła struga czarnego atramentu.
Nim ktokolwiek zareagował, drzwi się zamknęły.
Restauracja, którą wybrał na lunch z Wergil, miała w oknach ogromne szyby. Ricky zaczekał na sunącą
chodnikiem grupę turystów. Wmieszał się w nią. Kiedy rozgadane towarzystwo mijało lokal, szybko
odwrócił głowę i ujrzał Wergil przy stoliku, zgodnie ze swoim oczekiwaniem, w rogu restauracji. Czekała
jak na szpilkach. Była sama.
Minął okno i nabrał głęboko powietrza.
Może otrzymać telefon w każdej chwili, pomyślał Ricky. Na pewno trochę czasu zajęło Merlinowi
ogarnięcie się i przeproszenie kolegów po fachu. Kiedy w końcu sięgnie po telefon, w pierwszej kolejności
odezwie się do starszego brata. Będzie to konkretna rozmowa o faktach. Rozważą ewentualny rozwój
wypadków. Pózniej zadzwoni do Wergil, ale Ricky go ubiegnie. Uśmiechnął się, obrócił energicznie i
ruszył sprężystym krokiem wprost do drzwi wejściowych lokalu. W progu stała hostessa, która już miała
na ustach rutynowe pytanie, ale uciszył ją, mówiąc:
- Ktoś już na mnie czeka.
I przemierzył szybko restaurację.
Wergil była odwrócona plecami, ale obróciła się na odgłos jego kroków.
- Witaj - powiedział Ricky. - Pamiętasz mnie?Zdumienie pojawiło się na jej twarzy.
- Bo ja - ciągnął Ricky, zajmując miejsce przy stoliku - dobrze cię pamiętam.
Wergil nie odezwała się ani słowem, choć odchyliła się nieco do tyłu. Miała pod ręką na stole swoje
portfolio i CV, gotowa do spotkania z producentem. Teraz powolutku odłożyła materiały na podłogę przy
stoliku.
- Chyba to się nam nie przyda.
Nim Ricky zdążył odpowiedzieć, w jej kieszeni rozległo się dzwonienie. Komórka. Ricky pokręcił głową.
- To twój brat, prawnik, dzwoni z ostrzeżeniem, że dziś rano pojawiłem się w jego życiu. Niebawem
znów odezwie się telefon, zadzwoni starszy brat, zawodowy morderca. On też będzie chciał cię
ostrzec.Nie odbieraj.
Jej dłoń zawisła w powietrzu. -Bo co?
- Powinnaś się zastanowić, na ile zdesperowany jest Ricky. A co za tym idzie - do czego jest
zdolny?
Wergil nie odbierała, telefon przestał dzwonić.
Do czego więc jest zdolny? - spytała wyzywająco. Uśmiechnął się szeroko.
Do wszystkiego.
Wergil poprawiła się na krześle.
- Zapewne, ale, jak sądzę, nie ustrzeli mnie w restauracji na oczach tłumu.
Ricky wzruszył ramionami.
- Al Pacino zrobił to w  Ojcu chrzestnym". Na pewno widziałaś.Ale ja nie muszę strzelać do ciebie
akurat tutaj. Jest tyle innych miejsc. Teraz już wiem, kim jesteś. Znam twoje nazwisko. Adres.A co
najważniejsze, wiem, kim pragniesz zostać, jakie masz ambicje.Wpadłaś w taką samą pułapkę, jak
niegdyś doktor Starks. Merlin też.Kiedyś wy wciągnęliście mnie do gry, teraz ja zrobię to samo z wami.To
gra o życie. Chodzi w niej o rewanż. Podejrzewam, że znasz już niektóre zasady.
Wergil zbladła. Sięgnęła po szklankę wody z lodem, wypiła głębszy łyk, nie spuszczając Ricky'ego z oczu.
- On ciebie dopadnie, Ricky - wyszeptała. - Dopadnie cię, zabije,i tak jak zawsze, nie da mnie
skrzywdzić.
Ricky nachylił się do przodu.
- Jak każdy starszy brat? Niech próbuje, droga wolna. Tylko wez pod uwagę jedno: on nie ma
pojęcia, kim się stałem. Cała wasza trójka ścigała Lazarusa, byliście przekonani, że zagoniliście go w kozi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grolux.keep.pl
  • Powered by MyScript