[ Pobierz całość w formacie PDF ]
gadać. - Stłumiła napływające do oczu łzy. - Kocham go, Maisy. Kocham go tak bardzo, że aż mnie to boli. Ale myśl o wyjezdzie boli mnie jeszcze bardziej. - Cśśś... - mruknęła Maisy. - Wszystko będzie dob- rze. Tak czy owak, musisz tam pojechać - dodała sta- nowczo. - Obiecałaś mu to, a sama wiem, że do- trzymujesz słowa. Jeśli tego nie zrobisz, będziesz sie- dzieć S R tu bezczynnie i żałować. Nigdy już nie będziesz taka jak dawniej. Jeśli sprawy nie ułożą się po twojej myśli, zaw- sze możesz tu wrócić. Ale musisz tam pojechać. - Chyba masz rację, Maisy - wyjąkała Danny, pocią- gając nosem. - Jak szybko możesz znalezć zastępcę? - Już to załatwiłam. On czeka na dokładny termin. - A co z biletem na samolot? - Sebastian przysłał go przed tygodniem. Muszę tyl- ko zadzwonić do biura podróży i podać datę. - Więc na co czekasz? Idz do domu i wyślij e-maila do Maca, żeby przekazać mu dobrą wiadomość. Jedz jak najprędzej. W najbliższy poniedziałek. Danny poczuła dreszcz podniecenia. Teraz, kiedy Ma- isy zmusiła ją do podjęcia decyzji, chciała jak najprędzej znalezć się u boku Sebastiana. - Dziękuję ci Maisy - powiedziała. - Dziękuję ci za wszystko, co dla mnie zrobiłaś. - Nie ma o czym mówić. Chcę, żebyś była szczęśli- wa! A teraz leć do domu i zacznij przygotowywać się do podróży! Nareszcie! Sebastian wziął głęboki oddech i uśmiechnął się sze- roko. Danny podała mu w końcu datę swego przyjazdu! Zawsze uważał się za człowieka cierpliwego, ale w ostatnich dniach nie mógł się doczekać wiadomości z Australii. Gotów był jechać na lotnisko, lecieć do Dingo Creek, spakować jej rzeczy i osobiście przywiezć ją do Anglii. Zdawał sobie sprawę, że w miarę upływu czasu S R jego uczucia stają się coraz silniejsze. Z tym większą irytacją słuchał nalegań swojej matki, która zapraszała go na wydawane przez siebie przyjęcie. - Będzie na nim również Jane Strethmore - obiecy- wała. - Ona już od dawna ma na ciebie oko. Moim zda- niem byłaby znakomitą żoną dla lekarza. Może nawet nakłoniłaby cię do wyjazdu z tej wsi i powrotu do cywi- lizacji. - Nie mam zamiaru żenić się z Jane Strethmore, mamo - odpowiadał jej spokojnym tonem. - Kiedy przyjdzie odpowiedni czas, sam sobie wybiorę żonę... Rozsiadł się w fotelu i raz jeszcze przeczytał list od Danny. Postanowił zabrać ją na to idiotyczne przyjęcie i - korzystając z okazji - przedstawić swojej matce. Danny przeszła przez kontrolę celną na lotnisku w Manchesterze i ruszyła wraz z tłumem pasażerów w kie- runku wyjścia. Po wielogodzinnej podróży czuła się zmęczona, ale perspektywa spotkania Sebastiana doda- wała jej sił i energii. Rozejrzała się po hali przylotów i nagle go ujrzała. Górował o głowę nad resztą oczekujących i wyglądał... bardzo atrakcyjnie. Miał na sobie granatowe ubranie, białą koszulę i wytworny krawat. Na jej widok uśmiech- nął się szeroko i pomachał do niej ręką. Poczuła przyspieszone bicie serca i ucisk w żołądku. Ruszyła powoli w jego stronę, ostrożnie stawiając stopy. Miała wrażenie, że za chwilę jej nogi ugną się w kola- nach, a ona upadnie na marmurową posadzkę. Podeszła bliżej i uśmiechnęła się do niego. - Cześć, kolego. Jak leci? S R Sebastian natychmiast przejął od niej ciężką torbę po- dróżną i położył dłoń na jej ramieniu. - Teraz, kiedy już tu jesteś, wszystko przedstawia się o wiele lepiej - powiedział zdławionym ze wzruszenia głosem. - Wyglądasz... to znaczy... wydajesz się bardzo zmęczona, Danny. - Dzięki za komplement - odrzekła, zastanawiając się, czy Sebastian zamierza ją pocałować. Dostrzegła w jego oczach iskry pożądania i poczuła gorący dreszcz. - Chodzmy stąd - mruknął, a potem uniósł z podłogi jej torbę. - Czy to wszystko? - Oczywiście. - Zmarszczyła brwi. - Czy spodziewa- łeś się, że przywiozę mnóstwo bagaży? Z uśmiechem potrząsnął głową, a potem ruszył w kie- runku wyjścia na parking. Danny starała się dotrzymać mu kroku, co nie było łatwe ze względu na otaczający ich tłum. W końcu, widząc, że zostaje w tyle, chwycił ją za. rękę i pociągnął za sobą. Kiedy dotarli na parking, za trzymał się obok lśniącego, srebrnego samochodu. - No, no! - rzekła z uznaniem Danny. - Co to jest?! - Jaguar S. - Otworzył jej drzwi i skłonił się lekko. - Proszę wsiadać, młoda damo. Danny nie ruszyła się z miejsca. - Ten samochód trochę mnie przeraża - wyznała z uśmiechem. - Wskakuj, Danny. Czekają nas dwie godziny jazdy więc usiądz wygodnie i odpoczywaj. Posłuchała go i zapięła pas, a potem z westchnieniem ulgi oparła się wygodnie. - Naprawdę za tobą tęskniłem, Dannyello - powie dział Sebastian i uścisnął lekko jej dłoń. S R Podczas jazdy, kiedy rozmawiali o różnych drobiaz- gach, przypomniała sobie, jak dobrze czuła się w jego towarzystwie. Po chwili jednak zamknęła oczy i obudziła się dopiero wtedy, kiedy Sebastian parkował samochód na podjezdzie. - Gdzie jesteśmy? - spytała. - Pod moim domem. - Zgasił silnik i spojrzał na nią z uśmiechem. - %7łałuję, że się obudziłaś. - Dlaczego? - Bo zamierzałem obudzić cię pocałunkiem. Natychmiast odchyliła się do tyłu i zamknęła oczy, a on czule przycisnął wargi do jej ust. Po chwili z wysiłkiem je oderwał i wyprostował się w fotelu. - Chyba powinniśmy wejść do domu - mruknął. - To dobry pomysł, Mac. Wydaje mi się, że jest tu bardzo zimno. Sebastian wysiadł z samochodu i zaczął go obchodzić, żeby otworzyć jej drzwi, ona jednak uprzedziła jego za- miary i wyskoczyła na podjazd. - O co chodzi? - spytała, widząc, że patrzy na nią z wyrzutem. - Powinnaś zaczekać, aż otworzę ci drzwi. - Dlaczego? Przecież nie jestem kaleką... - Zerknęła w kierunku domu i zamilkła nagle, otwierając szeroko oczy ze zdumienia. Cóż za miła niespodzianka! - zawołał Sebastian na
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plgrolux.keep.pl
|