[ Pobierz całość w formacie PDF ]
całe \ycie! - Mogę robić, co zechcę! Jestem jego matką! A ty... jesteś kowbojem! Dziś tu, jutro tam. Jesteś wszędzie tylko przejazdem. - Jej oczy rzucały błyski, włosy miała rozwiane. Była piękna i pociągająca. I miała rację. Był tu tylko przejazdem. Nie miał nic do gadania. Charlie nie był jego synem. Nie miał \adnych praw. Tylko ona mogłaby mu je dać. Marne szanse. - Dobrze - powiedział po długim milczeniu. Wzruszył ramionami, siląc się na nonszalancję. Podniósł kapelusz z ziemi. - Rób, jak chcesz, Freddie. Ucz dzieci, \e zle jest ryzykować, \e zawsze trzeba postępować ostro\nie. Wło\ył kapelusz na głowę i podniósł rondo. - Ja robiłbym inaczej. Gdyby to były moje dzieci, nauczyłbym je być kowbojami - w najlepszym sensie tego słowa. Najwyrazniej w umowie sprzeda\y Gazette" nie było słowa o tym, \e Percy nie mo\e zło\yć wymówienia, gdy\ zrobił to natychmiast, kiedy ostatniego dnia pracy Gabe mianował Beatrice na sekretarza redakcji. - Ja? - spytała zaskoczona. - Ona? - zachłysnął się z oburzenia Percy. - Tak, właśnie ona - potwierdził Gabe. - Dzięki temu mogę być pewien, \e zostawiam Gazette" w dobrych rękach. A bardzo mu na tym zale\ało. Gazette" była jedyną rzeczą, która mu się tu udała, z której był zadowolony. Jedyna rzecz, która się Uczy, powtarzał sobie. W końcu w tej sprawie tu przyjechał. Zwietnie, \e wyje\d\ał. Wiedział, \e Freddie czuje to samo. Przez ostatnie dni unikali się wzajemnie. Przygotowywała mu kolację, ale nie zmywała. Siedziała w pokoju, czytając, gdy opowiadał dzieciom ró\ne historie, ale nigdy się do nich nie przyłączyła. Nie siadywała z nim wieczorem w salonie, gdy dzieci szły spać. Ani razu nie znalezli się sam na sam. Bo była tchórzem. No i dobrze. Nie będzie się tym przejmował. Prawie ze sobą nie rozmawiali przez ostatni tydzień. Myślał, \e tak mo\e będzie do końca, \e po prostu wsiądzie do samochodu i odjedzie, a ona nie powie ani słowa. Jednak gdy wrócił ostatniego popołudnia z pracy, podała mu kupkę świe\o wyprasowanego prania i powiedziała tonem wzorowej właścicielki pensjonatu: - To chyba wszystko. Wszystko... Wszystko, co zaszło między nimi w ciągu tych paru tygodni - cała ta radość, śmiech, uśmiechy, spojrzenia, pocałunki - zostało sprowadzone do kupki wyprasowanej bielizny. Spojrzał na nią. Szła z powrotem do kuchni. - Dzięki - mruknął. Zaniósł czyste rzeczy do swego pokoju i zaczął się pakować. Ruszał się wolno, z namaszczeniem. Odkładał pakowanie na ostatnią chwilę, \eby jeszcze spędzić trochę czasu z dzieciakami. Spodziewał się, \e będą na niego czekać, gdy wróci do domu po południu. Ale była tylko Freddie. - Gdzie dzieci? - spytał. Wzruszyła ramionami. - Poszły się gdzieś bawić - rzuciła niedbale. Gabe wiedział, \e jest zadowolona z tego, \e ich nie ma, \e nie wiszą na nim, nie błagają o ostatnią historyjkę. To dowodziło, jak niewiele dla nich znaczył. Widział satysfakcję w jej oczach. Skinął głową, pewien, \e jeszcze je zobaczy przed wyjazdem. Ale pakowanie zabrało mu tylko dziesięć minut. Wygładził łó\ko, wło\ył brudną pościel do worka na pranie, zło\ył kołdrę, przepakował jeszcze raz torbę. Zapowiedział dziadkowi, \e zjawi się tego wieczoru, więc nie mógł ju\ dłu\ej zwlekać. Niechętnie zapiął bluzę, wziął torbę i ruszył w stronę drzwi. Freddie była w kuchni, obierała ziemniaki przy zlewie. Po sztywności jej ramion poznał, \e nadsłuchiwała, kiedy nadejdzie, czekała na niego. - Wyje\d\am - powiedział szorstko. - Po\egnaj dzieci ode mnie. - Dobrze. - Odwróciła się, zamrugała oczami, przełknęła ślinę i próbowała się uśmiechnąć. Gabe poczuł pewną satysfakcję. Uśmiechnął się uprzejmie, oficjalnie. Ruszył w kierunku drzwi. - Uwa\aj na uciekające króliki - rzucił przez ramię. - Co? Ach... - zaśmiała się lekko. Przynajmniej poszła za nim i stanęła na ganku. Znów popatrzyli na siebie. Ju\ nie oddzieleni stertą prania. Wszystko" nie zredukowało się ju\ do tego. Myśli co - by - było - gdyby zawisły w powietrzu. Nagle Gabe usłyszał nagły tupot na ście\ce. - Mamo! Mamo! Gabe! - To była Emma, zdyszana, zaczerwieniona. - Chodzcie szybko! Charlie poszedł na pole Dawesa, bo chce uje\d\ać byka! ROZDZIAA PITY - Szybko! - Gabe chwycił Freddie za rękę i wepchnął do samochodu. - Poka\ mi, gdzie to jest - rozkazał Emmie. - I powiedz, o co tu, do diabła, chodzi? - Charlie pomyślał, \e... \e to dobry pomysł - wykrztusiła Emma. - śeby udowodnić, \e on to potrafi. śebyś nas zabrał ze sobą! - Jezu! - Gabe był przera\ony. - Mama powiedziała wam przecie\... - Ale gdyby udowodnił, \e potrafi, nie musiałaby się ju\ więcej o niego martwić... - Emma przerwała i spojrzała nerwowo na matkę. - Tak powiedział! - zakończyła trochę zaczepnie. Freddie chciała powiedzieć, \e to nie tak. Matki zawsze się martwią o dzieci - taka ich rola. Modliła się w duchu, \eby nic się Charliemu nie stało. Byli ju\ prawie na miejscu. Freddie zauwa\yła stary rower pani Peek oparty o \ywopłot. - A co pani Peek tu robi? - spytał Gabe. - Zjawiła się, kiedy siedziałam na murku, czekając na Charliego. Wiesz, \e ona zawsze się zatrzymuje, \eby
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plgrolux.keep.pl
|