[ Pobierz całość w formacie PDF ]
po udanym strzale, jeszcze przyspieszyło. Niewzruszony, tajemniczy sposób, w jaki Luke na nią patrzył, był u niego czymś nowym, ale dobrze znała to uczucie. Już od pewnego czasu czuła do niego to samo. Od chwili, gdy pocałował ją na ślubie. Od momentu, gdy wczepiona w niego szła za nim przez spowity ciemnością dom. Od dnia, w którym niemal pocałowali się w hotelu w Baltimore, kiedy to ani jej, ani jego złość nie były w stanie pokonać potęgi pożądania. Bardzo zaskoczyła ją jej reakcja. Nie czuła już potrzeby walki z instynktem. Dopiero dziś, tłumiąc wszelkie wątpliwości, odważyła się zaufać Lukę'owi, więc postanowiła zaakceptować tę nową emocję. Czuć coś takiego do mężczyzny, którego nie znała, do kogoś, komu nie ufała to zakrawało na głupotę. Ale teraz... teraz to co innego. Chociaż było to równie niemądre. 114 R L T Dał jej to jasno do zrozumienia, opuszczając wzrok raptownym skinieniem głowy. Widomy sygnał, że cokolwiek przyszło jej do głowy i cokolwiek wyczytała z jego twarzy, odeszło już w niepamięć. Dobra robota rzucił szorstko. Poćwiczmy jeszcze trochę, żeby się nie okazało, że poszczęściło ci się tylko za pierwszym razem. Przeniósł uwagę na rząd puszek, wyraznie czekając, aż Karina przyjmie postawę i strąci kolejny cel. Tak też zrobiła, ze wszystkich sił próbując uspokoić walące serce i skupić się na strzale. Być może coś się zmieniło w sposobie, w jaki na niego patrzyła, ale między nimi wszystko pozostało bez zmian. Nie był tak naprawdę jej mężem. Cóż, przecież Luke powiedział, że ma to być czysty biznes, nic więcej. I tylko to powinno się liczyć. 115 R L T ROZDZIAA JEDENASTY Luke stał pośrodku salonu, zachodząc w głowę, co dalej. Bo właśnie wypełnił się plan, a następnego nie miał. Przyjechali tutaj i nauczył Karinę strzelać, by w razie potrzeby mogła stawić twardy opór. Plan został wykonany, niestety Luke nie miał pojęcia, jaki powinien być ich następny ruch. Byli bezpieczni, no, względnie bezpieczni, w każdym razie na razie nie musieli uciekać. Dzień wcześniej Luke wysłał do swojej asystentki papiery do urzędu imigracyjnego, żeby w jego imieniu zajęła się załatwieniem formalności. Najbliższa przyszłość nie wymagała od niego wypełnienia żadnego konkretnego zadania. Tymczasem rozpaczliwie potrzebował zajęcia, czegoś, co zaprzątnęłoby mu myśli i oderwało od obrazów, od wspomnień, które nawiedzały jego umysł. Karina była gdzieś w domu. Może w łazience, może poszła do sypialni i położyła się, żeby trochę odpocząć. Zanim się oddaliła, powiedziała coś, co ledwie usłyszał i na co nie zwrócił większej uwagi, zatopiony w myślach tak jak teraz. Wpatrywał się tępym wzrokiem przed siebie,nie patrząc na nic konkretnego. Oczami wyobrazni był w stanie widzieć tylko ją. Wspomnienie uśmiechu Kariny stało mu przed oczami jak żywe, nie dopuszczając do głosu jakiejkolwiek innej myśli. To, jak wyglądała, składając się do pierwszego strzału i ta puszka, którą zestrzeliła z płotu. Nieważne, że potem spudłowała dwa razy pod rząd. Liczyło się tylko to, że gdy udało jej się oddać ten jeden jedyny strzał, spojrzała na niego i zobaczył na jej twarzy najwspanialszy uśmiech, jaki tylko można sobie wyobrazić, zwieńczony parą błyszczących z radości oczu. 116 R L T Widział już u niej strach, widział też złość, ale nigdy nie był świadkiem jej radości. Teraz, przypominając sobie te nie tak dawne wydarzenia, poczuł, jak echo jej uśmiechu ponownie chwyta go za serce. Wpatrywał się w pustą ścianę, rozpamiętując tamtą chwilę. Już niemal zapomniał, jak to jest, kiedy kobieta uśmiecha się do mężczyzny w ten sposób, a on pławi się w blasku jej niczym nieskażonej radości i potrafi jedynie odwzajemnić uśmiech. Luke prawie tak zrobił, ale w porę zdążył się opanować i zdusić w sobie instynktowną reakcję, choć nie do końca udało mu się zabić tlące się gdzieś głęboko w jego wnętrzu uczucie, które wywołało ten impuls. Nawet teraz, przypominając sobie tę chwilę, jakaś jego część zapragnęła się uśmiechnąć. Ale zamiast tego zmarszczył brwi i zamrugał wściekle, jakby miało to pomóc mu oczyścić umysł. Wyjął z kieszeni telefon. Odkładał rozmowę z Viktorem tak długo, jak tylko możliwe, wiedząc, że to nie będzie łatwa konwersacja. Nagle pomyślał, że właściwie woli rozmówić się ż Viktorem, niż dusić się w natłoku myśli. Viktor odebrał niemal natychmiast. Halo? Mówi Luke. Dzięki Bogu. Zaczynałem się martwić. Wszystko w porządku? Tak. Znowu się przenieśliśmy. Jesteśmy w bezpiecznym miejscu. Na razie. Solokov nie powinien nas tutaj namierzyć. Zwietnie... Co jest grane? A kto powiedział, że cokolwiek jest grane? Znam cię na tyle długo, że potrafię się domyślić, kiedy coś jest nie tak. Mów. Luke podszedł do stojącego pod przeciwległą ścianą barku. Czekała go rozmowa, dla której najlepszym kompanem był mocny trunek. 117 R L T Myślałem o całej tej sytuacji, w którą się wpakowaliśmy, i o tym, jak się z niej wykaraskać. I co? Masz jakiś pomysł? Postawił na blacie szklankę i sięgnął po butelkę z wódką. Doskonale dobrany drink, wziąwszy pod uwagę okoliczności. Nic nie przychodzi mi do głowy. Nie mogę przecież jezdzić z Kariną z miejsca na miejsce do czasu, aż Solokov zrezygnuje z pościgu, na co zresztą trudno liczyć, bo jest strasznie zajadły i łatwo nie odpuści. Uprzedzałem cię o tym, kiedy przyprowadziłem do ciebie Karinę. Owszem, uprzedzałeś, ale teraz przekonałem się na własnej skórze. W słuchawce zapadła cisza, po czym Viktor spytał zdumiony: Na własnej skórze? Jak mam to rozumieć? Luke odetchnął głęboko, po czym napił się wódki. Teraz już nie ma odwrotu. Spotkałem się z nim. Do jasnej cholery! pieklił się Viktor. Wiedziałem, że zrobisz coś głupiego! Gratuluję nieomylności. Luke ponownie napełnił szklaneczkę, po czym opróżnił ją jednym haustem. Myślisz, że to żarty?! Przecież on mógł cię zabić. Spotkałem się z nim w restauracji pełnej ludzi. Nic mi nie mógł zrobić. Tego nie mogłeś być pewny. Nie znasz go. Mógł kazać cię śledzić. Ktoś mógł pojechać twoim śladem i trafić za tobą tam, gdzie teraz jesteś. Ale nikt nie trafił. Zaufaj mi, zachowałem wyjątkową ostrożność. A gdzie była Karina, kiedy ty rozmawiałeś z Solokovem? Luke zawahał się chwilę, przewidując reakcję Viktora, wreszcie odpowiedział: 118 R L T W samochodzie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plgrolux.keep.pl
|