[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mowy! Nie przypuszczałem nigdy, że noc w Grecji może być tak zimna, noc czerwcowa, w dodatku wilgotna. Przy tym nie mieliśmy pojęcia, dokąd nas zaprowadzi ścieżka między skałami, kamienista, pokryta pyłem, dlatego w świetle księżyca biała jak gips. Sabeth uznała: jak śnieg! Zgodziliśmy się: jak jogurt! Dokoła czarne skały. Jak węgiel, powiedziałem, ale Sabeth znów znalazła coś innego i tak bawiliśmy się na drodze, która prowadziła nas coraz wyżej. Ryk osła w nocy: jak wprawka na wiolonczeli! Uznała Sabeth, ja zaś powiedziałem: jak nie naoliwiony hamulec! poza tym śmiertelna cisza; psy wreszcie umilkły, gdy przestały słyszeć nasze kroki. Białe chatki Koryntu: jak gdyby ktoś wysypał kostki cukru z puszki! Ja określiłem to inaczej, po prostu żeby kontynuować naszą grę. Ostatni czarny cyprys: jak wykrzyknik, powiedziała Sabeth. Zacząłem się z nią sprzeczać: wykrzyknik jest zaostrzony nie w górze, lecz w dole. Wędrowaliśmy całą noc. Nie spotkaliśmy żywej duszy. Raz przestraszyło nas beczenie kozy, potem znów cisza wśród czarnych nawisów, które pachniały miętą, cisza i bicie serca, i pragnienie, nic tylko wiatr w suchych trawach: jak gdyby ktoś szeleścił jedwabiem, powiedziała Sabeth; musiałem się namyślać i często nie przychodziło mi nic do głowy, to był punkt na korzyść Sabeth, tak brzmiała reguła gry. Sabeth zawsze coś znajdowała. Wieże i mury jakiejś średniowiecznej twierdzy: jak kulisy w operze! Przechodziliśmy przez wrota i znowu przez wrota, nigdzie szmeru wody, słyszeliśmy echo swoich kroków wśród tureckich murów, a kiedyśmy stawali, śmiertelna cisza. Nasze cienie w świetle księżyca: jak wycinanki, uznała Sabeth. Graliśmy do dwudziestu jeden punktów, jak w ping-pongu, potem rozpoczynała się nowa partia, aż nagle w środku nocy znalezliśmy się na samej górze. Naszej komety nie było już widać. W oddali morze. Jak blacha cynkowa, powiedziałem, podczas gdy Sabeth mówiła, że jest zimno, ale mimo wszystko to wspaniały pomysł raz przenocować nie w hotelu. Była to jej pierwsza noc pod otwartym niebem. Sabeth dygotała w moich ramionach, podczas gdy czekaliśmy na wschód słońca. Przed wschodem słońca jest najzimniej. Potem wypalaliśmy jeszcze wspólnie naszego ostatniego papierosa; nie mówiliśmy ani słowa o nadchodzącym dniu, który dla Sabeth oznaczał powrót do domu. Koło piątej pierwszy blask jutrzenki: jak porcelana! Z minuty na minutę robiło się jaśniej, na morzu i na niebie, nie na ziemi; widać było, gdzie muszą się znajdować Ateny, czarne wyspy w jasnych zatokach, odróżniała się woda od lądu, nad tym parę porannych obłoków: jak saszetki z różowym pudrem, powiedziała Sabeth, ja nie znalazłem żadnego porównania i znowu straciłem punkt: 19-9 dla Sabeth! Powietrze o tej godzinie jak jesienne astry. Ja powiedziałem: jak celofan, za którym nie ma nic. Teraz już było widać fale bijące o brzeg: jak piana z piwa. Sabeth powiedziała: jak falbanka. Cofnąłem moją pianę z piwa i znalazłem: jak szklana wata! Ale Sabeth nie wiedziała, co to jest szklana wata i wtedy ukazały się pierwsze promienie słońca znad morza. Jak snop, jak oszczep, jak pęknięcia na szkle, jak monstrancja, jak fotografie bombardujących się elektronów. Za każdą rundę liczył się tylko jeden punkt; nie było po co robić pół tuzina porównań; wkrótce potem wzeszło słońce, które nas oślepiło; jak pierwszy spust z wielkiego pieca, powiedziałem, podczas gdy Sabeth milczała i z kolei straciła punkt& Nigdy nie zapomnę, jak siedziała na tej skale z zamkniętymi oczami, jak milczała, a słońce na nią padało. Powiedziała, że jest szczęśliwa, i tego nigdy nie zapomnę: morze, które stawało się coraz ciemniejsze, bardziej niebieskie, fiołkowe, Morze Korynckie i to drugie, Morze Attyckie, czerwone pola, oliwki zielone jak grynszpan, ich długie poranne cienie na czerwonej ziemi, pierwsze ciepło i Sabeth, która obejmowała mnie tak, jakbym jej to wszystko podarował, morze, słońce i wszystko, i nigdy nie zapomnę, jak Sabeth śpiewała! Znalazłem śniadanie, które przygotowała Hanna, i jej kartkę: Zaraz wracam, Hanna. Czekałem. Czułem się bardzo nie ogolony i przewróciłem do góry nogami całą łazienkę w poszukiwaniu żyletki; ale nic, tylko flakoniki, pudełeczka z pudrem, pomadki do ust, tubki, lakier do paznokci, kiamerki do włosów w lustrze zobaczyłem swoją koszulę: wstrętniejsza niż wczoraj, plamy krwi nieco bledsze, ale cała brudna. Czekałem co najmniej godzinę. Hanna wróciła ze szpitala. Jak ona się ma? zapytałem. Hanna jakaś dziwna. Myślałam powiedziała że powinieneś się wyspać. Dalej bez ogródek: Chciałam być sama z Elsbeth, nie bierz mi tego za złe, Walterze, od dwudziestu lat jestem sama z dzieckiem. Nie powiedziałem ani słowa. To nie jest wymówka powiedziała ale musisz to zrozumieć. Chciałam być z nią sama. Tylko to. Chciałam z nią pomówić. O czym chciała pomówić? O wszystkim i niczym. O mnie? Nie powiedziała mówiła o Yale, tylko o Yale, o jakimś młodym człowieku, który nazywa się Hardy, ale jakby bredziła. Nie podobało mi się to, co Hanna powiedziała mi o jej stanie: skoki tętna, wczoraj szybkie, dzisiaj wolne, o wiele za wolne, przy tym twarz zaczerwieniona, jak twierdziła Hanna, i bardzo małe zrenice, a w dodatku zaburzenia w oddychaniu. Chcę ją zobaczyć! powiedziałem. Hanna uważała, że najpierw trzeba kupić koszulę Zgodziłem się. Hanna przy telefonie. W porządku! powiedziała. Dostanę wóz z instytutu, żebyśmy mogli pojechać do Koryntu, wiesz, przywiezć jej rzeczy i twoje rzeczy, buty, marynarkę. Hanna jako impresario. W porządku powiedziała taksówka już zamówiona Hanna chodziła tam i z powrotem, niepodobna było rozmawiać, opróżniała popielniczki, potem spuściła story. Hanno powiedziałem dlaczego nie patrzysz na mnie? Może o tym nie wiedziała, ale tak było. Hanna tego ranka w ogóle na mnie nie patrzała. Cóż ja byłem winien, że tak się stało! To prawda: Hanna nie robiła mi przecież wymówek, nie narzekała, opróżniała tylko popielniczki pozostałe z wczorajszego wieczora. Nie mogłem dłużej wytrzymać. Słuchaj zapytałem czy nie możemy pomówić? Wziąłem ją za ramiona. Słuchaj powiedziałem spojrzyj na mnie! Jej budowa przestraszyłem się, kiedym ją tak trzymał jest delikatniejsza, mniejsza niż córka, subtelniejsza; nie wiem, czy Hanna zrobiła się mniejsza; jej oczy stały się piękniejsze; chciałem, żeby na mnie popatrzyła.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plgrolux.keep.pl
|