[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Łagodny jego uśmiech i bardzo jasne, bardzo pogodne oczy kryły w sobie jeszcze inną niespodziankę, bo nikt by nie przypuszczał, Ŝe Daszewski przeszedł za Ŝycia męki piekła. Owego wrześniowego dnia rąbaniny dornierów i on s | rącił bombowca. W zamieszaniu, jakie następnie powstało, ścigał uciekającego wroga aŜ nad Dover, lecz tu przyszła kreska na Matyska: otoczony messerschmittami dostał pociskiem z działka lotniczego. Dostał dobrze. Gdy huk rozległ się w kabinie, szrapnel wyrwał mu wielkie kawały mięsa z uda, biodra i ramienia. Myśliwca przeszył ból tak przejmujący, Ŝe od razu sparaliŜował mu całą prawą stronę ciała. Jednocześnie gorący glikol lunął mu w twarz i poparzył ją. Kabinę wypełnił duszący dym. Pomimo wstrząsu instynkt Daszewskiego pracował jasno: wyrwać się z pola obstrzału! Wyrwać się, jak? Okazało się, Ŝe samolot był postrzelony tak samo jak Daszewski. Stery nie działały, były zerwane. DrąŜek sterowy posuwał się luźno. A tymczasem nastąpiła groźna rzecz: samolot wpadł w korkociąg. Ruch wirowy obryzgiwał całą kabinę krwią i, co gorsza, jakby rozrywał na wszystkie strony mózg rannego. Jednak naleŜało działać, i to szybko. Samolot świdrem pędził w dół. Za kilka sekund musiała nastąpić katastrofa. Pozostał jedyny ratunek: skakać. Daszewski otworzył kabinę, lecz nie mógł z niej się wydostać. Był zbyt słaby. Wduszał go wiatr do środka, wpychały go metalowe drzwiczki. Daszewski walczył jak oszalały. Ostatecznie rozpaczliwym wysiłkiem lewej, zdrowej ręki wygramolił się na brzeg, lecz tu zatrzymała go nowa przeszkoda, mianowicie przewody: radiowy i tlenowy, przyczepione do kominiarki na głowie. Myśliwiec był nimi uwiązany do samolotu. Daszewski szamotał się jak zwierz na uwięzi, z okaleczonego ciała dobywał ostatnich sił, wreszcie udało się. Zerwał przewody. Wyleciał w powietrze. Wtedy powstały w jego myśli dwa uczucia: zdziwienia i obawy. Zdziwienia, Ŝe wylatując nie uderzył o ster samolotu, o co łatwo w korkociągu. Obawy, Ŝe nad nim były messerschmitty. Wróg miał zwyczaj strzelania do nieprzyjacielskich spadochroniarzy. Wiele czarnych krzyŜy kręciło się w pobliŜu. Daszewski miał się na baczności. Nie otwierał spadochronu. Spadał w dziwnym połoŜeniu: plecami do dołu, twarzą do góry. Nie widział ziemi. Przy tym nadal leciał w korkociągu, zataczając ciałem zawrotne młyńce. Młyńce niebawem zaczęły się nieco odchylać i wówczas Daszewski dostrzegł, na brzegu wirującego nieba, skrawki ziemi. Lecz był to tylko jej horyzont i Daszewski wciąŜ nie wiedział, jak blisko jest ziemia pod nim. Nagle ogarnął go paroksyzm niepokoju: a nuŜ ziemia jest niedaleko? Kiedy wyskakiwał? Jak długo spadał? Minuty czy tylko ułamki sekundy? Daszewski spadał jak bezwładna kula. Starał się odwrócić głowę, by spojrzeć w dół; nie mógł. Zaczął liczyć: raz, dwa… lecz ustał. Rozleciały mu się liczby, myśli rozwiały się jak dym. Zresztą po co liczyć? Nie widział ziemi i strach przed zderzeniem męczył go coraz potworniej. messerschmitty juŜ nie istniały. Istniała tylko przepaść, pełna coraz bliŜszej grozy. Dość! Dość spadania! Otworzyć spadochron! Lecz spadochron otwierał się prawą ręką pociągnięciem rękojeści. Daszewski nie mógł ruszać prawą ręką, była od rany sparaliŜowana. Nie mógł otworzyć spadochronu. Próbował lewą. Daremnie. Lewą nie dosięgał. Śmierć zajrzała mu w oczy blisko, wyraziście. Lecz Daszewski nie chciał się poddać, wybuchał nowym spazmem walki. Chciał Ŝyć! Zaczął szarpać lewą ręką jak w konwulsjach. śyć! Otworzyć spadochron! To były konwulsje. Gwałtowny spadek z 7000 metrów — na tej wysokości zestrzelono go — i raptowna zmiana ciśnienia powietrza rozdzierały mu prawie płuca. Daszewski czuł, Ŝe mu głowa pęknie. Lewa ręka wykonywała nieustannie bezwiedne ruchy i nagle, w jakimś skurczu, natknął się na metal. Rękojeść! W istocie, była to rękojeść spadochronu. Wyszarpał ją. Posłyszał nagle przeciągły szum poza plecami. Plecak się opróŜniał. Spadochron się rozwijał. Myśliwiec zrozumiał, Ŝe jest ocalony. Gdy spadochron rozwarł się cały i utworzył kopułę, szarpnął ostro ciałem Daszewskiego i postawił je w pozycji normalnej, głową do góry. Szarpnięcie spowodowało nowy ból, tak przeszywający, Ŝe lotnik myślał, iŜ oszaleje. Ciało jego wisiało na pasach, przechodzących akurat przez zranione biodro, i dlatego tak dolegało. Okropne męczarnie wzmagały się z kaŜdą chwilą. Nie było na nie rady. Pomimo cierpień Daszewski nie tracił przytomności, przeciwnie, powiew wiatru go orzeźwiał. I to było najstraszniejsze. W końcu lotnik nie mógł tego znieść. Chciał rozluźnić pasy. Byłoby to samobójstwem. Na szczęście nie miał dostatecznych sił, by zamiar wykonać. Spadał dalej i cierpiał. Spadochron rozwinął się na wysokości około 2000 metrów. Wiek upływał — tak
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plgrolux.keep.pl
|