[ Pobierz całość w formacie PDF ]
potrafiła sobie odpowiedzieć. Widząc go teraz uśmiechniętego, zachowującego się zupełnie 74 S R normalnie i nie traktującego rozpoczynającego się wieczoru jako czegoś wyjątkowego, uznała drugi pocałunek za wytwór własnej fantazji. Pewnie Jack w ogóle nie zamierzał jej pocałować. Nachy- lił się w zupełnie innym celu. Na przykład po to, żeby zdjąć jakiś pyłek z jej ramienia lub odpędzić natrętną muchę. Nakazała sobie przestać myśleć o tym, co się nie wydarzyło. - Mogę wziąć twoją kurtkę? - spytała Jacka, usiłując opano- wać drżenie własnego głosu. Na widok uśmiechu na jego twarzy zmieszanie Georgii zaczęło powoli ustępować. Oddychała swobodniej. Stał przed nią Jack, naj- lepszy przyjaciel, jakiego kiedykolwiek miała. Poszedł do kuchni, żeby nalać sobie wina, gdy tymczasem ona w holu wieszała w szafie jego kurtkę. Kiedy wróciła do saloniku, Jack stał przy oknie i wpatrywał się w wody oceanu posrebrzone księżycowym światłem. Tu i ówdzie na niebie jaśniały gwiazdy. Resztę świata kryły nieprzeniknione ciemności. Jack sprawiał wrażenie zadumanego i nieobecnego duchem. Georgia zastanawiała się, co zaprząta jego myśli. Nawet Molly, zwinięta w kłębek przed kominkiem, wydawała się zaniepokojona milczeniem i nieruchomą postawą gościa. - Jak interesy? - spytała Georgia. To pytanie chyba go poruszyło, gdyż odwrócił się szybko i utkwił w niej wzrok. - Jakie interesy? - odwzajemnił się pytaniem. Lekko wzruszyła ramionami. - Te, które tutaj cię sprowadziły. Czym właściwie się zajmu- jesz? Przecież w Carlisle niewiele można zdziałać poza turystyką. A ta w zimie nie istnieje. Przez dłuższą chwilę Jack tylko się jej przyglądał, powoli ob- racając w ręku nóżkę kieliszka. 75 S R - Moza tu robić interesy - oznajmił po dłuższej chwili. - Trzeba tylko wiedzieć, gdzie. Georgia skinęła głową. - Czym właściwie się zajmujesz? - ponowiła pytanie. - Jeszcze nie powiedziałeś mi nic na ten temat. Jack zdawał się nad czymś głęboko zastanawiać, po czym oświadczył: - Prowadzę własną firmę, która zajmuje się wykupywaniem innych firm. Georgia uniosła brwi. - Po co? Jack podszedł do kanapy. Usiadł i wyciągnął rękę, gestem za- praszając Georgię, aby zrobiła to samo. Przez chwilę miała wątpliwości, czy powinna to zrobić, ale widok Jacka siedzącego z normalną miną i czującego się swobod- nie jak we własnym domu, dość szybko je rozproszył. Usiadła obok. - Przejmuję firmy upadające lub będące na granicy bankructwa - wyjaśnił. - A potem inwestuję w nie zarówno duży kapitał, jak i własny wysiłek, to znaczy umiejętności i czas, żeby je uratować. Kiedy znów staną o własnych nogach i zaczną przynosić dochody, sprzedaję je za znacznie większe pieniądze niż te, za które zostały kupione. - Wygląda to na działalność zarówno zyskowną, jak i w pew- nym sensie filantropijną - zauważyła Georgia. - Osiągam duże korzyści finansowe - przyznał, popijając wi- no. - Jaką firmę kupujesz w Carlisle? Zamarł. Spoglądając na Jacka, tylko tak Georgia potrafiła określić jego reakcję na usłyszane pytanie. Znieruchomiał z kie- liszkiem przytkniętym do ust. Zamknął oczy i zacisnął szczęki. Jedynym ruchem, jaki u niego zaobserwowała, było nieznaczne 76 S R zaciśnięcie palców na kryształowej nóżce. Drgnął tak szybko, jak przed chwilą zastygł w bezruchu. Geo- rgia pomyślała, że scena ta była tylko przywidzeniem. Jack prze- łknął łyk wina, odjął od ust kieliszek i odwrócił się w jej stronę. - Widzę tu pewne możliwości - odpowiedział wymijająco. Nie zamierzał wyjaśniać niczego więcej. I nie chciał, żeby Georgia dłużej go wypytywała. Musiała odczytać jego intencje, gdyż zacisnęła wargi i całą uwagę skupiła na własnym kieliszku. Wsunęła nogi pod kanapę i definitywnie zamknęła buzię na kłódkę. Jack dostrzegł reakcję Georgii i zaniepokoił się. Co, do dia- bła, miałby jej powiedzieć? pytał sam siebie. Geo, jak dobrze znów cię zobaczyć? Zwietnie wyglądasz? Przyjechałem tu, żeby odebrać firmę twojemu ojcu, ponieważ nienawidzę drania za to, jak cię traktował? Westchnął ciężko. Wolną ręką przetarł powieki. Przecież nie mógł powiedzieć tego Georgii. Byłaby ogromnie zaskoczona. I jak sądził, wcale nie pochwalałaby jego poczynań. W każdym razie nie na początku. Był jednak przekonany, że pózniej oboje znajdą się po tej samej stronie barykady. Tak samo jak on, Georgia pra- gnęła zemścić się na ojcu. Jack był tego pewny. I w końcu wresz- cie nie tylko zrozumie motywy jego postępowania, lecz także wraz z nim będzie się cieszyła z sukcesu, to znaczy z całkowitego ban- kructwa ojca. Jack był przeświadczony, że tak właśnie się stanie. Ale jesz- cze nie teraz. Pora była zbyt wczesna. - Przepraszam, Geo - odezwał się miękkim głosem, ponownie spoglądając na trzymany w dłoni kieliszek. - Wolałbym nie mówić o mojej pracy. 77 S R - A na przykład: o czym? - spytała, nadal nie patrząc na niego. Na przykład o tym, że dzisiejszego popołudnia nieomal cię pocałowałem, pomyślał Jack. Fakt ten nadal był dla niego całkowicie niezrozumiały. Jak w ogóle mógł chcieć tak postąpić? zapytywał sam siebie. Kierowany odruchem sympatii lekko cmoknął Georgię w policzek, bo spotka- nie po latach naprawdę go ucieszyło. Ale w żaden sposób nie mógł pojąć pragnienia pocałowania jej po raz drugi. I to namięt- nie. W usta. Geo była przyjacielem, a nie kochanką. Dlaczego więc nagle jego uczucia przestały być platoniczne? Dlaczego nagle zapragnął odstawić kieliszek i wziąć ją w ramiona? - Jack? W ustach Georgii imię to zabrzmiało miękko i bardzo kuszą- co, co jeszcze wzmogło jego pożądanie. Poczuł się skrępowany reakcją własnego ciała. - Co mówiłaś?
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plgrolux.keep.pl
|