[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Sharon była taka młoda. Dopiero co skończyła szkołę. Jak miałem stanąć twarzą w twarz z tym, co zrobiłem? - Nie zrobiłeś nic, prócz tego, że ją kochałeś. Znów powróciło poczucie winy. - Powinienem był jej posłuchać, znalezć motel i przeczekać burzę. - Popełniłeś błąd i drogo za niego zapłaciłeś. - Zasłużyłem na to. - Nie - sprzeciwiła się delikatnie. - Miałeś prawo opłakiwać żonę, ale masz też prawo odnalezć spokój i żyć dalej. Bobby nie był pewien, czy miał takie prawo. Spojrzał na Juliannę i zapragnął być z nią, wychowywać wspólnie ich dziecko, śmiać się, tańczyć i przytulać w długie zimowe wieczory. - Pragnę zacząć żyć od nowa - powiedział, wiedząc, że nie może jej stracić. - Przestać patrzeć wstecz. Oddać ci moje serce. W odpowiedzi na jego słowa, Julianna nachyliła się. Pogłaskał ją czule. Jego damę. Jego miłość. Irlandzką wróżkę, która ożywiła martwą duszę. - Zostaniesz w Teksasie? - zapytał. - Wrócisz ze mną na ranczo? Uniosła głowę, a w jej oczach lśniły łzy. Patrzyli sobie w oczy, a Bobby czekał na odpowiedz. Wiedział, że właśnie tego chce, tego potrzebuje. Ale nie mógł się jej jeszcze oświadczyć. - Zostaniesz? - powtórzył pytanie, prosząc, by wróciła z nim na ranczo. Głos jej się łamał. - Będę zaszczycona. Serce podskoczyło mu do gardła. Spojrzał przez szybę. Deszcz padał mniej intensywnie, ale droga wciąż była mokra. ~ Chcesz, bym dowiózł cię bezpiecznie do domu? - Tak - powiedziała, patrząc mu głęboko w oczy. - Powierzam ci moje życie. Julianna i Bobby zajechali pod jej dom. Zatrzymali się wcześniej u niego, żeby mógł spakować torbę i wziąć kule. Oznaczało to, że Bobby zostanie u niej na noc. W ciszy weszli do domu. Zastanawiała się, co zrobić, by nie czuł się niezręcznie. Zamknęła drzwi i Bobby podszedł bliżej. Bez zastanowienia zarzuciła mu ramiona na szyję. Ich usta spotkały się. Gorące jak jej serce, wilgotne jak deszcz. - Nie chcę czekać do wieczora - powiedziała. - Ja też. - Pocałował ją żarliwie i cofnął się. - Skorzystam z drugiej łazienki. Tak będzie prościej. Zdawała sobie sprawę, że Bobby potrzebuje czasu, by oswoić się z nową sytuacją. Odetchnęła i uśmiechnęła się. - Spotkamy się w sypialni? - Tak. Będę gotowy za kilka minut. - Odwzajemnił uśmiech, ale wiedziała, że jest zdenerwowany. Ona też się denerwowała. Chciała, by ten dzień był wyjątkowy. W sypialni Julianna włożyła najładniejszą koszulę nocną i zapaliła świece zapachowe, mając nadzieję, że Bobby doceni romantyczny nastrój. Usiadła na skraju łóżka i czekała jak panna młoda w noc poślubną. Bobby wszedł do pokoju o kulach. Miał na sobie tylko bokserki. Rozpuszczone, odgarnięte z twarzy włosy opadały na ramiona i plecy. Chciała go dotknąć, przytulić, poczuć rozgrzaną skórę. Spojrzała na kikut, akceptując jego siłę i piękno. Bobby Elk prowadził gościnne ranczo, trenował jezdzców i zajmował się końmi, walcząc ze swoim kalectwem jak prawdziwy amerykański kowboj. - Jesteś doskonały - powiedziała. - Doskonały? - Przechylił głowę. - Chyba potrzebuje pani okularów, moja droga. - Podejrzewa pan, że się starzeję, panie Elk? Czy że nie potrafię rozpoznać dobrze zbudowanego mężczyzny? Zaśmiał się i podszedł bliżej. Nagie przystanął i na jego twarzy pojawił się smutek. - Bardzo żałuję, że nie mogę zanieść cię do łóżka, Julianno. %7łe stoję tu z tymi cholernymi kulami w rękach. - To nie ma znaczenia. Po prostu połóż się przy mnie. Przytul mnie. Weszli do łóżka i Bobby mocno ją przytulił. Przez dłuższy czas milczeli. - Nie poprosiłem cię wcześniej - powiedział. - Ale chciałem poczekać, aż będziemy w łóżku. Aż się dowiesz, w co się pakujesz. Otworzyła oczy. - O co? - %7łebyś za mnie wyszła. Julianna pogładziła go po twarzy. - Czy teraz mnie prosisz? - Tak. Po policzkach popłynęły jej łzy szczęścia. - Czekałam na to. Miałam nadzieję i modliłam się. Uśmiechnął się, a ona go pocałowała. Był wszystkim, czego pragnęło jej serce, czego domagała się dusza. Bobby nie spodziewał się takiej namiętności. Wyobrażał sobie nieśmiałe zaloty, Juliannę unikającą okaleczonej kończyny, starającą się być miłą. Ale jej ręce były wszędzie, gładziły całe ciało. Nie miał czasu na skrępowanie, na rozmyślanie, że nie ma części nogi. Ocierała się o niego. Uśmiechnął się i wsunął rękę pod koszulę nocną. Nagle zorientował się, że Julianna nie ma niczego pod spodem. Razem pozbyli się jego bokserek, potem ona zrzuciła z siebie zwiewne odzienie. Wyglądała jak bogini. Płomienie świec oświetlały jasną cerę, figlowały w rudych włosach. Pogładził jej piersi. Wygięła się i uniosła biodra, jednocząc się z nim w namiętnym akcie miłości. Czas przestał istnieć. Jeszcze długo leżeli w bezruchu, rozkoszując się minionymi uniesieniami. Westchnęła, gładząc jego jedwabistą skórę. Ta nieskrępowana bliskość Julianny była dla niego czymś niesamowitym, najwspanialszym uczuciem na świecie. Czuł się silny i zdrowy. Nie brakowało niczego ani jego duszy, ani ciału. - Wszystko będzie dobrze - powiedziała. - To prawda - tulił się do niej. Pomoże mu wykurować się, znalezć sposób na pogodzenie się z przeszłością. Pomyślał, że wszystko będzie prostsze. Każdy dzień będzie przynosił nowe znaczenia, emocje, wyzwania. - Z radością patrzę w przyszłość - powiedział. - Ja też. - Wzięła jego dłoń i położyła ją na swoim brzuchu, przypominając mu o dziecku. - Kocham cię, Bobby. - Ja ciebie też. - Pocałował ją, patrząc na płonące świece. EPILOG Julianna leżała na szpitalnym łóżku, zmęczona i obolała, ale zbyt podekscytowana, by się zdrzemnąć i stracić szansę na oglądanie dziejącego się cudu. Po długim i wyczerpującym porodzie urodziła ważącego cztery kilogramy chłopca. A teraz dziecko leżało w jej ramionach, owinięte w kocyk. Bobby stał obok łóżka, dumny i wzruszony. Jej kochanek. Jej mąż. W wietrzny jesienny poranek wzięli ślub w sielankowej atmosferze, składając przysięgę pod rozległym niebem Teksasu, w obecności rodziny i przyjaciół. Julianna miała jedną różę, a na palcu pierścionek z błękitnym diamentem, magicznym jak zaczarowana gwiazda. Była to najwspanialsza uroczystość w jej życiu. Zupełnie jak dzisiaj. Bobby sięgnął po kolorową torebkę. - Znalazłem to w sklepie z pamiątkami. - Kolejny miś? - zapytała. Już dawno rozpoczął zbieranie. Prawie w każdym tygodniu w dziecinnym pokoju przybywał mały futrzany zwierzaczek. - Nie mogłem się oprzeć. - Podniósł zabawkę. - Ten potrafi śpiewać. - Nakręcił maskotkę i w pokoju rozbrzmiała kołysanka. - Jest piękny. - Tak jak on, mężczyzna, który co rano odmawiał czirokeskie modlitwy. Muzyka wciąż grała. Bobby usiadł na skraju łóżka i pocałował Juliannę. Jego usta miały smak spokojnych dni i romantycznych nocy, rancza, które zbudował, wspólnych marzeń. Poradzili sobie z duchami przeszłości, które ich prześladowały. Teraz Bobby umiał normalnie rozmawiać o Sharon, przekonany, że jego zmarła żona cieszyłaby się, iż
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plgrolux.keep.pl
|